piątek, 16 maja 2014

Rozdział 6: Na zaufanie trzeba zasłużyć...

WAŻNE!
Przeczytaj notkę pod rozdziałem!
----------------------------------------------------------------------------------- 

 
Potrzebna mi była pomoc. Zdecydowanie. Zaczęłam przyrządzać sobie kurczaka. Miał wyjść soczysty, kruchy w wierzchu, ale mięciutki w środku i o złocistym kolorze. Niestety wyszedł niedopieczony, gumiasty i o dziwo- spalony...
Westchnęłam w niechęcią przeżuwając kolejny kęs mojego nieudanego dania. Mimo że miałam ochotę głodować, niż jeść to ohydztwo, to przypomniałam sobie jak wyglądam. Widoki nie były za ciekawe, więc postanowiłam się zmusić i cokolwiek zjeść. Jedzenie szpitalne też do najsmaczniejszych nie należało, więc ostatnimi czasy za dużo nie jadałam.
Przymknęłam oczy i z ogromnym trudem przełknęłam kolejną dawkę mięsa. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Delikatny, nie za długi, jakby ktoś nie był pewien czy kiedy tylko dotknie guziczka, nie wybuchnie jakaś bomba. Jednak zarówno był stanowczy.
Niepewnie wstałam od stołu i zaczęłam wędrować do drzwi marszcząc brwi. Kto chciałby mnie odwiedzić? Myślałam, że może to ktoś do mojej mamusi, której nie dane mu było więcej zobaczyć w MOIM domu. Niestety w połowie drogi poczułam, że kurczak, którego przełykałam, nie znalazł się jeszcze w drodze do żołądka, tylko nadal tkwił w moim gardle. Zaczęłam się krztusić nie mogąc wziąć oddechu. Wróciłam do kuchni i sięgnęłam po pierwszy lepszy karton z sokiem. Pospiesznie odkręciłam zakrętkę i przyłożyłam otwór do ust. Próbowałam w jakikolwiek sposób posłać kurczaka tam, gdzie powinno być jego miejsce, ale on pozostawał twardy i ani drgnął.  Zaczynało mi się robić słabo. Chaotycznie biegałam po kuchni nie wiedząc co zrobić, kiedy dzwonek się powtórzył. Tym razem dłużej i pewniej. Wzięłam kolejny kawałek kurczaka i wręcz wepchałam go sobie do ust. Ponownie przełknęłam i wreszcie mogłam z ulgą złapać powietrze. Odetchnęłam kilka razy i opanowałam oddech.
W sumie... nie wiem po co to zrobiłam. Mogłam ze spokojem się udusić.
Pobiegłam do drzwi i jednym ruchem otworzyłam zamek, następnie pociągając za klamkę. 
Nie byłam zbyt zadowolona tym co zobaczyłam, ale mimo to moje serce zaczęło bić mocniej. Choć to może dlatego, że prawie się udusiłam?
-Mogę wejść?- zapytał Luke z progu.
-Ja... nie wiem czy to dobry pomysł.- odparłam i schowałam twarz w moich włosach.
-Musimy porozmawiać. 
Stałam patrząc się na jego idealnie ułożone włosy i dłonie schowane w kieszeniach. Jego oblicze oświetlał blask pobliskich lamp, które niedawno rozbłysneły. Wyglądał jak młody bóg, jak miałam mu odmówić?
-Wchodź...- szepnęłam tylko i wycofałam się z przejścia. 
Chłopak zrobił krok w przód łapiąc klamkę i pchnął drzwi do środka. Ledwo wszedł do domu zatrzaskując za sobą drewniany przedmiot, a ja już mogłam poczuć jego zniewalający zapach. Zaciągnęłam się z rozkoszą powietrzem czując jak resztki mojej pewności siebie ulatniają się i przygniata je boska istota imieniem Lucas*.
-Słucham.- powiedziałam siadając na kanapie.
-Na początek chciałem cię przeprosić.  Nie powinienem tak na ciebie naciskać.
-W porządku. 
-Naprawdę przepraszam.
-Nie ma sprawy.
Wykazywałam charakterystyczną niechęć do rozmowy z nim.Odpowiadałam krótkimi, jakby urwanymi zdaniami i chciałam jakoś zniechęcić go do dalszego kontynuowania konwersacji. Jednak chłopak nie poddawał się tak łatwo.
-Ty... naprawdę tak się czujesz?- zapytał niepewnie.
-Tak.
-Dlaczego?
-Nie twój zasrany interes.
Zaplotłam dłonie na piersiach siadając na jednej nodze. Co go obchodziło to jak się czuję? I tak tego nie rozumiał. Nie wiedział jak to jest być mną, a ja nie miałam ochoty mu tego tłumaczyć. 
-Dobrze. Ale wiedz że cię rozumiem.- powiedział wstając i zapewne szykując do wyjścia.
-Zaraz, zaraz. Wyjaśnimy sobie coś. Nie rozumiesz mnie. Tego możesz być pewien.- wstałam razem z nim i zaczęłam wymachiwać palcem przed tego twarzą.
Co on sobie w ogóle wyobrażał?! Najpierw oskarża mnie o kłamstwo dotyczące mojego rzekomego wyjazdu, które w ogóle nie było moją winą, a później przychodzi do mnie i mówi, że rozumie moje położenie?!   
-Skąd wiesz, że cię nie rozumiem, skoro w ogóle mnie nie znasz? Od razu skreśliłaś mnie na starcie.- odpowiedział z bezradnością i zatrzymał się.
-Ja...
Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Zawsze w takich sytuacjach zaczynałam swoją gadkę o tym, jak chujowe jest może życie. Dopiero w tamtym momencie uświadomiłam sobie, jak bardzo byłam samolubna w stosunku do Luke'a. Był jedyną osobą, która starała się o moje względy, a ja go odpychałam. Owszem, doświadczenie zrobiło swoje, ale przecież nikt nie kazał mi się przed nim otwierać, ani mówić mu o wszystkim. Byle rozmowa nie zobowiązuje do niczego. Mogłam sprawdzić czy jest wart zaufania w delikatny sposób, a później ewentualnie podjąć odpowiednie działania.  Miał rację.  Ja od razu skreśliłam go na starcie, nawet nie wiedząc czy nie ranie go tym. Mógł poczuć się jak ja. Jak wyrzutek, którego ktoś odpycha na każdym kroku, nie dając dojść do słowa. Nie wiedziałam jak bardzo mogłam go tym urazić. 
-Właśnie...- powiedział, ale nie zrobił tego, czego bym się spodziewała po każdej osobie. Nie wyszedł, nie trzasnął drzwiami ze zdenerwowaniem, ani nie zaczął krzyczeć. Stał całkowicie opanowany w korytarzu, ale widać było, że jest mu przykro.  
Zraniłam go, kompletnie nie mając o tym świadomości.
-Przepraszam. Tak bardzo przepraszam.- powiedziałam nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Nie masz za co.  Po prostu daj mi szansę. Proszę o tak wiele?
-Dla mnie to nie takie proste ot tak komuś zaufać...
Odwróciłam wzrok. Nie wiedziałam jak mam z nim dalej rozmawiać. Kiedy moje myśli przybierały odpowiedni tor, od razu wyparowywały gdzieś, kiedy tylko spojrzałam na potargane, ale równocześnie ułożone w artystycznym nieładzie włosy, znajdujące się na głowie chłopaka, której buzia miała pięknie zarysowane kości policzkowe.
Dlaczego on tak na mnie działa do cholery?!
-Na zaufanie trzeba zasłużyć...- wyszeptał.
Mimo że na niego nie patrzyłam, to jednak czułam jego wzrok na sobie, który wręcz mnie palił.  Podniosłam zszokowana oczy i od razu spotkałam na swojej drodze piękne, niebieskie tęczówki.
-Co?- zapytałam, jakby bojąc się, że się przesłyszałam.
-Wiem co to znaczy ufać komuś. I wiem też, że na taki podarunek trzeba sobie porządnie zasłużyć. 
Nie mogłam wydusić z sobie ani słowa. Patrzyłam się w te piękne oczy jak zahipnotyzowana i nadal próbowałam zebrać myśli.
-Nie spodziewałaś się tego, co?- zapytał, a uśmiech błądził gdzieś w kąciku jego ust.
-Po prostu ja... tak.-zrezygnowałam z bezsensownego tłumaczenia. 
-Emily, nie skreślaj mnie. Daj mi te jedną cholerną szansę.
Nie wiedziała co mam zrobić. On oczekiwał ode mnie zbyt wiele. Nie mogłam dać mu odpowiedzi tak szybko. To nie było tak proste, jak z pozoru mogło się wydawać. 
-Daj mi to przemyśleć, dobrze?- podniosłam oczy, chcąc zobaczyć jego reakcje. 
W jego tęczówkach można było dostrzec malutkie, tańczące iskierki, których pozbawione były kiedy przyszedł. Starałam się je zignorować. Nie mogłam dłużej się rozpraszać.
-Dam ci tyle czasu, ile tylko będziesz potrzebowała.- zapewnił mnie, a na jego twarzy zawitał uśmiech, który odsłonił jego śnieżnobiałe ząbki.
-To nie jest takie proste jak ci się wydaje...
-Jak to nie jest? Przecież nic ci nie zrobiłem.
W tym momencie zapaliła mi się czerwona lampeczka. Wszystkie mięśnie się napięły i przybrałam złowrogi wyraz twarzy.
-Ty mi nic nie zrobiłeś. Ale nie masz kurwa pojęcia przez co przeszłam. - warknęłam.
-Oczywiście że nie mam, ale chcę się dowiedzieć dlaczego taka jesteś.- oświadczył delikatnie.
Nawet nie wiedział jaką wojnę rozpętał tymi kilkoma pozornie niewinnymi słowami.
-A jaka jestem, co? Chamska? Arogancka? Życie mnie tego nauczyło!- wykrzyczałam wprost w jego twarz.
Przestało mnie obchodzić, że mogłam o tym zranić. Chciałam być równie zimną suką w stosunku do niego, co inni do mnie. I byłam z tego dumna! Nie miałam najmniejszej ochoty kontynuować tej rozmowy. Chciałam żeby mnie zostawił. Żeby odszedł i nie wracał. Samotność zaczęła mi odpowiadać.
-Nie, jesteś zamknięta. Wykreowałaś sobie wokół siebie jakąś bańkę, która nie pozwala ci do siebie nikogo dopuścić.- powiedział ze spokojem.
Nie mogłam uwierzyć, jak on w takiej chwili zachowywał zimną krew. Drażniło mnie to jeszcze bardziej. Zwinęłam dłonie w pięści, mimo że nie miałam ani ochoty, ani zamiaru go uderzyć.
-Wyjdź.- poleciłam.
-Emily...
-Wyjdź!- krzyknęłam i wskazałam na drzwi, starając się włożyć w to jedno słowo jak najwięcej jadu.
Chłopak spojrzał na mnie ze złością i zdawało się, że chce coś jeszcze dodać, ale machnął tylko ręką i wykonał moje polecenie.
Przez kilka sekund stałam jak kołek i nie mogłam się ruszyć. Sparaliżowało mnie. To dlatego że znalazł się ktoś, kto mnie zrozumiał i do mnie dotarł? Że w moim otoczeniu znalazł się ktoś, kogo od zawsze potrzebowałam? I to właśnie tej osoby chciałam się pozbyć?
Złapałam się za głowę.
Co ja zrobiłam?!
Luke starał się o mnie. Jako jedyny chciał do mnie dotrzeć, a ja go odpychałam. Nie mogłam sobie tego wybaczyć. Pobiegłam do drzwi, otworzyłam je i rozejrzałam się wokoło. Luke'a już nigdzie nie było.
Zniknął.
Tak samo jak moja ostatnia szansa.

*
Krzątałam się po pokoju oglądając swoją pracę. Zazwyczaj kiedy czułam się podle po prostu sprzątałam.  Tamtym razem nie było inaczej. Do czasu zanim Luke przyszedł zdążyłam poprzestawiać kilka rzeczy w salonie, uprzątnąć łazienkę i kuchnię. W końcu przyszedł czas na mój pokój. 
Chciałam całkowicie go zmienić, ale nie byłam w stanie przestawić tak ciężkich przedmiotów jakie się w nim znajdowały. Jedyne co zrobiłam to poukładałam kilka rzeczy, powyrzucałam zniszczone i nie ładne ubrania oraz odkurzyłam. 
Westchnęłam bezradnie podpierając się pod boki. Na takim etapie zakończyła się moja praca. Usiadłam na łóżku podsuwając kolana pod brodę i oplotłam je dłońmi.
Sprzątanie miało mi pomóc zapomnieć o rzeczywistości, ale nie byłam  w stanie uciec od świata. Żyłam w rzeczywistości i nic nie mogło mnie z niej zabrać. Z wyjątkiem śmierci. No ale tego już próbowałam i jakby nie wyszło.
Owszem, chciałam i potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, ale wizyta Luke'a znów zmieniła mój światopogląd.
Nie ufaj.
Nie czuj.
Naprawdę wypełniała mnie pustka. Obojętność i bezradność. Kompletna paranoja. Bo jak miały się do tego moje wcześniejsze przemyślenia? Jaki sens miało dawanie złudnej nadziei Mel?
Kurwa...
Choć tyle osób bawiło się moimi uczuciami tak bardzo i tak bezlitośnie, ja nadal potrafiłam mieć wyrzuty sumienia z powodu osób, których w ogóle nie znałam, ale być może odrobinę uraziłam.
Było już grubo po północy.  Nadal nie potrafiłam pozbierać się do kupy i dać sobie spokój z ciągłym rozmyślaniem o moim fatalnym życiu. Nie opuszczało mnie poczucie winy, że źle robię. Że powinnam jednak dać szansę tym, którzy starają się o moje względy. Za wszelką cenę chciałam wyrzucić takie myśli z głowy, ale kiedy mi się to udało one wracały po chwili przyprawiając mnie o spotęgowany ból głowy.
Tak bardzo chciałam zaufać Luke'owi... i równocześnie tak bardzo nie mogłam. Kiedy pomyślałam, że moglibyśmy z Melanie, Luke'iem i Emmą tworzyć zgrany zespół, od razu przypominała mi się sytuacja z pierwszej klasy liceum...
Miałam przyjaciółkę.  Na imię było jej Ashley. Mimo że chodziliśmy razem do klasy od gimnazjum, to dopiero w liceum złapałam z nią dobry kontakt. Niestety nie od początku dane mi było wiedzieć dlaczego.
Zaczęłyśmy spotykać się codziennie,  chodzić razem na zakupy. Spędzałyśmy razem każdą wolną chwilę. 
Któregoś dnia, poszłam po Ashley (zresztą jak zwykle), ale nie było jej w domu. Zdziwiłam się, bo zawsze przychodziłam po nią rano, żeby razem pójść do szkoły, a jeśli coś jej wypadało to mówiła mi wcześniej. Nie odebrała telefonu, nie odpisywała na sms' y. Więc poszłam do szkoły sama. Kiedy tylko przekroczyłam próg budynku zamarłam. Na ścianach wisiały plakaty z moim zdjęciem i napisem "Tania dziwka!"
Obrazek był przerobiony. Miałam na nim strój policjantki i kocie uszy na głowie.
Z szeroko otwartą buzią stałam i przyglądałam się wszystkiemu. Każdy śmiał się ze mnie i wykonywał różne erotyczne ruchy pokazując mi kilka drobnych pieniędzy. 
Ashley też się śmiała...
Zaczęłam ściągać plakaty ze ścian, ale przecież i tak nic to nie dało. Cała szkoła widziała już fotki.
Podeszłam do niej i zapytałam dlaczego mi nie pomoże. Ale ona tylko roześmiała się w głos i odeszła.
Nie chciałam dłużej patrzeć jak ludzie się nade mną pastwią, więc wróciłam do domu.
Po ściągnięciu plecaka zauważyłam, że nawet jego dopadł zaszczyt prezentowania mojej pół nagiej fotki. Po przyjrzeniu się zdjęciu zaobserwowałam małe niedociągnięcie ze strony osoby go przerabiającej. Mianowicie nie usunęła nicku w rogu fotki. Nie mogłam uwierzyć w to co przeczytałam. Nick należał do Ashley. Zdjęcie zostało zrobione przez Ashley przez kamerkę z laptopa...
Okazało się, że wykorzystała mnie, żeby dołączyć do paczki 'popularsów'. Żeby być jedną z nich, trzeba być zimną suką i rujnować innym życie. Ona właśnie to udowodniła swoim czynem. W tamtym przypadku sprawa dość szybko ucichła. Po jakimś czasie wydało się, że tak naprawdę przerobiła zdjęcie, a kilka osób nawet mnie przeprosiło ze szydzenie ze mnie.
Ciekawi mnie dlaczego zawsze ludzie za cel obierają sobie robienie jakiejś dziewczyny dziwki? Ja wtedy nawet nie miałam chłopaka, już nie wspominając o tym, żebym miała za sobą pierwszy raz...
W każdym razie Ashley pobudziła moją czujność. Już nie tak łatwo mówiłam o sobie, czy o tym co mnie trapi. Stałam się bardziej skryta, ale mimo to i tak zaufałam kilku osobom, które również mnie wychujały. 
Na myśl o wszystkim co zrujnowało mi psychikę uroniłam łzę, którą szybko otarłam koniuszkiem dłoni.
O nie, nie! Już za dużo wypłakałam!
Siedziałam tak kilkadziesiąt minut, może parę godzin w kółko myśląc o tym, co mam zrobić. Ciągle widziałam jakieś przeciwności. Wciąż jakiś głos w mojej głowie nie pozwalał mi na zrobienie kroku w przód i zaczęcie normalnego, prawdziwego życia. Czułam, że tym moim myśleniem daleko nie zajdę i że jeszcze na tym stracę, bo znowu zaczęłam zamykać się w sobie i odcinać wewnętrznie od świata. A wystarczyło mi na to tak mało czasu.
Nie wiadomo kiedy, zatopiona w rozmyślaniach i pogrążaniu się w smutku i żalu zasnęłam. Kompletnie zapomniałam o tym, żeby zamknąć drzwi od domu...


~***~
-Wstawaj. Kochanie... Już pora...
Usłyszałam obcy, gruby głos i ktoś pogłaskał mnie po policzku. Otworzyłam leniwie oczy i nie mogłam uwierzyć temu co ujrzałam. Przede mną stał jakiś obcy facet, niebezpiecznie się nachylając, a za nim kolejni czterej. Mimo że wszystko miałam rozmazane, to i tak zauważyłam, że wyglądali jak z piekła rodem. Blizny, tatuaże, pistolety... Mięli po około 30/40 lat. Każdy z nich patrzył się na mnie pożądliwie, niczym lew przyglądający się swojej zdobyczy.
Byłam w jakimś pomieszczeniu. Nie było w nim nic oprócz starego łóżka i krzesła. Chciałam zacząć krzyczeć, ale miałam coś w ustach, przez co wydałam z siebie tylko stłumiony jęk. Potrząsnęłam głową chcąc upewnić się, że to sen. Kiedy już chciałam się uszczypnąć zorientowałam się, że nie mogę ruszać rękami. Miałam je związane. Podobnie jak nogi. Do tego siedziałam na jakimś krześle przywiązanym do rurki.
Porwanie.
Zaczęłam się szamotać i nadal usilnie próbować krzyczeć. Usłyszałam gardłowy śmiech.
-Nigdzie nam nie uciekniesz, maleńka.- powiedział facet, który nadal się nade mną nachylał.
Ponownie jęknęłam.
-Jak masz na imię?- zapytał.
No co za kretyn.
-No tak, nie możesz mówić. Umówimy się tak. Ja zdejmę opaskę, a ty grzecznie powiesz jak masz na imię i nie będziesz krzyczała, dobrze? Inaczej pożałujesz.- oznajmił groźnie.
Pokiwałam głową ze strachem. Mężczyzna powoli odwiązał szmatkę i wyjął mi ją z ust. Tak jak chciał zachowałam ciszę. Popatrzyłam mu głęboko w oczy, kiedy się ode mnie oddalał. Po chwili wydałam z siebie przeciągły krzyk układający się w pojedyncze słowo "ratunku".
-Zamknij się! I tak nikt cię nie usłyszy, szmato!- warknął mężczyzna i ponownie zakneblował mi buzię. Chyba jednak się obawiał, że do kogoś dobiegnie mój głos. Zaczęłam bełkotać, aby mnie puścił, ale on tylko szyderczo się śmiał. Nie miałam szans...
-Nie bój się, maleńka. Nie chcę zrobić ci krzywdy...- powiedział i złapał mnie za podbródek swoją obślizgłą łapą.
Wytarpałam twarz z jego objęć i spojrzałam na niego gniewnie, ale zdradziły mnie łzy, które powoli popłynęły po moim policzku, choć tak bardzo starałam się ich nie uronić.
-O nie, nie. Nie bawimy się tak. Bawimy się na moich zasadach!- wykrzyczał i wymierzył mi siarczysty policzek -Wyjdźcie! Chcę się z nią... zabawić.- uśmiechnął się radośnie zwracając się do facetów stojących za nim.
Mężczyźni posłusznie opuścili pomieszczenie i zostaliśmy sami.
Zaczęłam panicznie ruszać się na krzesełku, choć wiedziałam, że nie mam szans. Wewnętrznie krzyczałam, że aż rozrywało mnie od środka, ale na zewnątrz wydawałam tylko bezradne jęki. Nie mogłam uwierzyć jak mogą znajdować się na świcie takie świnie jak oni. Porywają dziewczyny i  gwałcą je. Jaką mają z tego przyjemność? Patrzenie jak ktoś płacze? Patrzenie na czyjąś krzywdę? Nie mogą sobie pójść wyruchać jakiejś dziwki w klubie?
Przez chwilę brutal nie zrobił nic. Jednak kiedy skończył z podziwem mi się przyglądać, powoli podszedł do mnie, a ja odruchowo przymknęłam oczy. Zaczął odwiązywać sznurek przy nogach krzesełka, a ja nadal walczyłam z myślami, próbując znaleźć sposób, aby się stamtąd wydostać. Niestety- bezskutecznie.
Byłam kompletnie bezradna. Jak miałam uciec, skoro gdzieś w głębi... domu (?) byli czterej postawni osiłkowie, ale najpierw miałam zmierzyć się z jakimś typem, który nie wyglądał na takiego co łatwo odpuszcza?
Kiedy skończył siłować się z moimi nogami, które wciąć ruszały się, aby wykonać kopnięcie, co mi się nie udało, przeszedł do odwiązywania sznura na rękach. Jednakże ten zdjął tylko w lewej ręki, a następnie przywiązał do prawej, powodując, że mój plan zakopania mu w klejnoty tuż po uwolnieniu mnie i wyskoczenia przez okno (nie mając pojęcia na jakieś znajdowałam się wysokości) uległ autodestrukcji.
Spojrzałam błagalnie na mężczyznę ze strachem w oczach przed tym, co za chwilę mogło się stać. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i zdjął mnie z krzesełka, trzymając w ramionach w szczelnym uścisku i ułożył mnie na łóżku. Nie zrobił tego najdelikatniej, bo podczas krótkiego "lotu" uderzyłam się w głowę o rurkę. Zajęczałam pod wpływem okropnego bólu i zakręciło mi się w głowie. Ponownie z moich oczu wypłynęły łzy.
Nie! Nie może do tego dojść! Błagam...!
W myślach wręcz błagałam samą siebie o wymyślenie jakiegoś sposobu na wydostanie się w domu wariatów.
Wzdrygnęłam się pod wpływem okropnych macek mężczyzny dotykających mojego ciała. Przywiązał moje dłonie do rurki znajdującej się na ścianie i o którą się uderzyłam. Widać, że budynek był stary i prawdopodobnie opuszczony. Potem rozłożył moje nogi tak, że zwisały po obu stronach łóżka. Jedną umocował do jednej nogi, a drugą do drugiej, jakby bojąc się, że wyszarpę mu się, czy utrudnię jego działania.
Przejechał dłonią od mojej twarzy, poprzez piersi, które mocno ścisnął obiema rękami, następnie dotarł do linii moich spodni i wtargnął całą ręką pod ich materiał. Rzucił mi szydercze spojrzenie, a ja tylko znów błagałam go wzrokiem, aby przestał. Nie chciałam, aby tak wyglądał mój pierwszy raz. Nikt by nie chciał. Zawsze marzyłam zrobić to z chłopakiem, którego poślubię i będę miała z nim gromadkę dzieci. Żeby był taki magiczny, romantyczny i pełen uczucia... delikatny. Jak na filmach, tylko lepiej. Wiem, że życie to nie bajka i nie żaden film, ale cnota była dla mnie bardzo ważna. To była moja kobiecość, oddanie komuś dziewictwa oznaczało moją dozgonną miłość. Niestety nie było mi to pisane... Czekałam na kogoś właściwego, na kogoś kto będzie tego wart. A tym czasem obmacywał mnie jakiś typ, który nic nie robił sobie z tego, że mnie rani.
Zaczęłam wić się po całym materacu, chcąc zniechęcić brutala do działania. Ale on tylko ponownie ostrzegawczo na mnie spojrzał. Uspokoiłam się.
-Będzie tego dobrego.- wysyczał i przeszedł do działania.
Poczułam jak moje spodnie wędrują w dół moich nóg. Wierzyłam, że może stanie coś coś, cokolwiek co przezwie tą katorgę. Ale nic takiego nie nadeszło. Mężczyzna zdjął swoje spodnie, a ja miałam ochotę wyć z rozpaczy, ale nawet nie miałam jak. Chwilę zastanawiał się nad czymś, a po kilku sekundach zaczął wyjmować szmatę z moich ust, ale tym razem tylko opuścił ją tak, by zwisała na mojej szyi. 
-I tak nikt cię nie usłyszy, ale ja chcę się słyszeć, mała. Chcę słyszeć jak jęczysz z rozkoszy.- wychrypiał i wsadził palec do moich ust.
Miałam ochotę odpowiedzieć mu, że mała to jest jego pała, ale byłam zdecydowanie zbyt przerażona.  
Przymknęłam oczy, kiedy zobaczyłam jak zajmuje się swoim kolegą. Zaczęłam łkać z rozpaczy, bo już mogłam. 
Mężczyzna podszedł do mnie i położył palec na ustach na znak "shh", po czym zaczął zbliżać się swoją męskością do mojej twarzy.
Nie! Nie!  Nie! Ja nie chcę!
Zaczęłam odwracać głowę Na boki, ale on sprawnie wsadził mi pana w usta. Zaczął powoli się poruszać, a ja płakać jeszcze bardziej.  
Image and video hosting by TinyPicWestchnął zrezygnowany wyjmując kolegę i przeszedł do mojej kobiecości. Najlepiej nachylił się i zaczął ją lizać, a moje wszystkie mięśnie się napięły.  Przestałam walczyć kiedy tylko we mnie wszedł. Wtedy chciałam żeby zrobił to jak najszybciej. Żebym przestała cierpieć.  Zaczęłam się w myślach pytać dlaczego?  Dlaczego mnie to spotkało? Mimo że tyle przeszłam i tak musiało mnie jeszcze coś dopaść.W tamtej chwili chciałam umrzeć... znowu. Ale tym razem- skutecznie.
Mężczyzna wykonał dwa mocne pchnięcia, a ja zawyłam z bólu.
-Zamknij się! Ma ci się podobać!- warknął stękając.
Później wykonał kolejne dwa, a ja zagryzałam wargi, aby nie krzyczeć z bólu. Czułam tak wielki wstręt do tego palanta, że nie da się tego opisać żadnymi słowami. Wzdrygałam się za każdym razem kiedy tylko mnie dotykał. 
Po chwili facet nagle wyszedł ze mnie i powoli zaczął mnie rozbierać do naga, czym zabił moja nadzieje, ze już skończył. Tym samym wywołał moje paniczne drgawki. Szamotałam się na wszystkie strony i krzyczałam żeby przestał, ale on nic sobie z tego nie robił i tylko ponownie włożył szmatkę w moje usta. 
-Zamkniesz się wreszcie?! 
Posłusznie przestałam krzyczeć, ale nie przestałam się szamotać. Tym samym wydałam na samą siebie wyrok w postaci mocnego pchnięcia. Moja głowa pod wpływem gwałtownego ruchu została brutalnie uderzona o ścianę. Zakładam cichutko. Kompletnie nic nie mogłam zrobić. Mogłam tylko czekać, aż moja katorga się skończy. Mogłabym powiedzieć, że nie czułam nic, ale wcale tak nie było. Czułam wstręt, obrzydzenie i ból.  Przede wszystkim ból.
Mężczyzna po wykonaniu kolejnych pchnięć zaczął dyszeć tuż przy moim uchu. Wzdrygnęłam się. W pewnym momencie poczułam, jak coś rozsadza mnie od środka. Nie, nie, to nie był orgazm. To ból, który był tak przejmujący, że kiedy moja głowa po raz trzeci tamtego dnia uderzyła o coś twardego, odpłynęłam. Po prostu spowiła mnie ciemność. Zemdlałam...





*Luke to skrót od imienia Lucas
___________________________________________________________________
Uwaga ludzie! Wracam!
Czy coś się poprawiło?
Oczywiście, że nie!
Dobra, u mnie nadal jest czysty dramat, ale cudów nie oczekiwałam, więc zaskoczenia brak. Nie ma sensu dłużej czekać na jakieś "zmiany", więc znów wracam do pisania. Kompletnie nie wiem czy mi coś wyjdzie, ale sprawia mi to przyjemność.
Światło, kamera...
AKCJA moi drodzy państwo, rozkręcam się.
Pisałam tę scenę kilka dni i już myślałam, że jej nie skończę, ale jakoś wreszcie wyszło. Ujdzie?
Zamówiłam (na najlepszej szabloniarni ever!!!) szablon na bloga. Troszkę obawiam się czy szabloniarka podejmie się jego wykonania, ale jestem dobrej myśli. Naprawdę go potrzebuję :/
Chciałabym, żeby ktoś pomógł mi rozreklamować mojego bloga. Byłam bym naprawdę wdzięczna. Sama sobie nie radzę, pisałam już na kilku blogach, które czytam, ale nie jestem też typem człowieka, który chamsko pisze na każdym blogu, którego spotka na swojej drodze o tym, żeby ktoś wszedł i poczytał tego mojego.
POMOCY?

1 komentarz:

  1. Piszesz na prawdę dobrze i cieszę się, że wróciłaś.
    Rozdział wyszedł cudowny. ♥

    OdpowiedzUsuń