czwartek, 10 grudnia 2015

Dziękuję

W odpowiedzi na komentarz od anonimowej osoby.

Hej! Nawet nie wiesz, jak cieplutko zrobiło mi się na sercu, kiedy z czystej ciekawości weszłam na mojego bloga, po tak długim czasie i zobaczyłam nowy komentarz. I to taki komentarz. Jest krótki, ale coś mnie tchnęło po przeczytaniu go. Wiem, że od dodania Twojego komentarza minęło dokładnie 46 dni (tak, sprawdziłam to, haha) i zapewne tego nie przeczytasz, ale cóż, nadzieja matką głupich.
Moje życie przez ostatni rok zmieniło się diametralnie, wiem, że już wystarczająco wam o tym biadoliłam, ale tym razem postaram się streścić (ta, jasne). Od ponad roku mam pomysł na (nawet moim zdaniem) naprawdę dobre opowiadanie. Całkiem inne od tego, które się tutaj znajduje. Jest bardzo bliskie mojemu sercu, ponieważ dużo w nim... mnie. Niestety ja, jak to ja, po napisaniu paru rozdziałów, usuwam je po kilku dniach stwierdzając, że nie są wystarczająco dobre, by je opublikować. I tym sposobem minęło ponad 390 dni, a ja jedyne co posiadam to czysta kartka. Jednakże czas nie zabił we mnie pasji. Nadal piszę, nadal to kocham, ale niestety, nic mi nie pomaga w dbaniu o moje hobby. Zaczynam przestawać wierzyć, że kiedykolwiek, cokolwiek ze mnie jeszcze będzie. Aczkolwiek pokładałam i nadal pokładam tak wielkie nadzieje w tej książce, że mija parę miesięcy, a ja wracam do niej i staram się znowu coś z siebie wypocić, bo czuję, że nie wybaczę sobie, jeśli nigdy jej nie napiszę. Nie jestem w stanie obiecać Ci/wam (?), że nastąpi to za jakiś określony czas, ponieważ sama nie mam pojęcia, kiedy moje życie się w końcu ustabilizuje. Ale na pewno chcę do was wrócić. Na pewno.
To niesamowite uczucie wiedzieć, że coś, co kiedyś stworzyłam, spodobało się komuś na tyle, że po ponad roku zagląda do mnie i pyta, czy kiedyś dam radę coś z siebie wykrzesać. Do tego nabiło mi się PONAD TYSIĄC WYŚWIETLEŃ! O mój Boże to jest tak niesamowite!!!
Kurcze, niemalże rozpłakałam się pisząc tą notkę, bo cholera. Brakuje mi pisania, brakuje mi kontaktu z wami, tego oczekiwania, co sądzicie o nowym rozdziale. To było tak dawno, kiedy pojawiłam się w blogosferze. Nie wierzę, że minęło tyle czasu.
Pragnę was też także odesłać do tej notki -> >klik< , w której dokładnie opisałam powody mojej nieobecności. Tak, cały mój rok wyglądał tak, jak jeden opisany tam dzień.
Więc tak, napiszę coś kiedyś. Na pewno napiszę.
Znajdziecie mnie wtedy już nie na blogspot, choć mam do niego spory sentyment, ale na wattpadzie, gdzie jestem już od dłuższego czasu. Jest zdecydowanie bardziej wygodny dla mnie, a przede wszystkim - dla was, czytelników.
O mój Boże, tak bardzo dziękuję wam za wszystko co dla mnie kiedykolwiek zrobiliście. Dziękuję wam z całego serca za wsparcie :) Nie wierzę, że jestem taka ckliwa, o God, co wy ze mną zrobiliście tutaj.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam, Rose
xo



Miałam już napisaną taką piękną przemowę, emocjonalną i w ogóle taka piękna była... że aż mi ją wcięło, bo mi się laptop zawiesił. No tak. Niech żyje niezdarność.
Halo, czy ktoś mnie słyszy?

sobota, 1 listopada 2014

Gadam od rzeczy + nowe opowiadanie, czyli w skrócie o 'Nothing fanfiction'

Każdy z was zapewne czując zbliżającą się chorobę pomyślałby "Tak! Nie będę chodzić do szkoły! Poleżę przez telewizorem wpier****jąc chipsy i popijając colą!" Ale ja, będąc chora (oczywiście nie z własnego "widzi mi się", jak co poniektórzy próbują) skazałam się na:
-kilku godzinne przepisywanie zeszytów
-kilku godzinne ogólne nadrabianie zaległego materiału
-kolejne kilkugodzinne nadrabianie zaległych prac
-następne kilka godzin spędzone na robieniu prac, które będą mi potrzebne na nadchodzący tydzień (prezentacje, wypracowania etc.)
-i kolejne przyjemne godziny - następnego już dnia - spędzone na przygotowywaniu się do lekcji, tylko dlatego, że w najbliższym czasie czekała na mnie masa niespodzianek w postaci sprawdzianów, kartkówek, konturówek, prasówek i innych gówien, przez które nie miałam czasu na nic innego, jak tylko ślęczenie przed książkami.
I do tego nauczyciele sądzący, że to ich przedmiot jest najważniejszy i mający w ch*ju, że już nie wyrabiamy z materiałem :')


 A przechodząc do rzeczy...


Założyłam już i w miarę ogarnęłam nowego bloga :)  ----___ Nothing Fanfiction ___----

Nie lubię tego uczucia, kiedy wiem, że ktoś na mnie liczy, a ja nie jestem w stanie zrobić kompletnie nic w kierunku tego, żeby spełnić jego oczekiwania. Muszę zająć się... sobą i zacząć myśleć o tym, co będzie, jeśli nie zaliczę przedmiotu, a nie o tym, że w internecie czeka na mnie moja kochana gromadka ludzi, która czeka na nowy rozdział.
Nie jestem zadowolona z przebiegu mojego pierwszego opowiadania. Choć jestem z siebie dumna, że w jakiś, choć koślawy, ale jakiś sposób, doprowadziłam je do... prawie końca.
Wsłuchując się w to, co chodzi mi po głowie w ciągu dnia, wiem, że jestem w stanie sklecić o wiele lepsze zdania i wymyślić o wiele lepszą, mniej oklepaną fabułę. Nad rozdziałem trzeba posiedzieć. W ciszy wsłuchać się w swój głos w głowie i posłuchać bicia serca. Znaleźć natchnienie i podążać jego tropem. Nie da się ot tak, na zawołanie napisać czegoś dobrego. Na to potrzeba czasu. A przecież nie będę wam kazała czekać na rozdział miesiąc, czy dwa. To nienormalne.
Nie chciałam się tak rozpisywać, ale mam do siebie żal za to, że nie jestem w stanie stawić czoła wyzwaniu i chowam się po kątach. Także musiałam wam napisać, co mi leży na sercu.

W skrócie: nowe opowiadanie zacznie być prowadzone wtedy, kiedy dostatecznie poukładam moje życie. Nie mam pojęcia kiedy to nastąpi :)
Nie chcę wam nic obiecywać i brać na siebie więcej niż zdołam udźwignąć. Wiedzcie po prostu, że jeśli cokolwiek będzie miało być przeze mnie publikowane, to na pewno znajdziecie to pod podanym adresem.
Dziękuję każdemu, kto przebrnął przez tą bezsensowną notkę i przeczytał moje złote myśli.
Miłego wieczoru.

piątek, 24 października 2014

Epilog


27 listopada
„Istniejemy póki ktoś o nas pamięta

Dzień, jak co dzień. Tak zwykły, a tak wspaniały. Poznajemy się nawzajem. Z każdym dniem pogłębiając to wspaniałe uczucie.
Luke przejawia wszelkie możliwe objawy zakochania się we mnie. Co ja czuję? Dokładnie to samo.




1 grudnia
„Kochać, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był jaki jest„

Mamy już grudzień... Tak długo wyczekiwany przeze mnie śnieg wreszcie zasypał cały Londyn. Dzięki temu wszystko nabrało bardziej magicznego klimatu, przygotowując nas na nadchodzący, świąteczny czas.
Pierwszy dzień prawdziwej zimy, nie mógł nie zostać uczczony przez Luke'a. Zjawił się u mnie niespodziewanie, zasypując mnie milionami pocałunków... Jest taki romantyczny. Nie wierzę, że jeszcze kilkanaście dni wcześniej omal nie zabił człowieka...
Obiecał mi, że z tym skończy. Że stworzymy normalną, kochającą się parę... Czy to źle, że mu nie wierzę?




24 grudnia
„Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre„

Wigilia. Najbardziej znienawidzone przeze mnie święto, w ciągu roku... No może poza rozpoczęciem roku szkolnego.
Od zawsze czułam mdłości, a moje wnętrzności wręcz wywracały się na samą myśl o tym, że będzie mi dane wysłuchiwać tych wszystkich fałszywych życzeń i składać dokładnie takie same.
Te sztuczne uśmiechy przylepione do twarzy każdej z obecnych w domu osób.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to wszystko jest tylko na pokaz. Tylko przed kim i po co?
Ale ten rok zapowiadał się być inny. I dokładnie taki się okazał.
Nie przygotowywałam się na żadne świętowanie. Po prostu miałam zamiar spędzić ten dzień, jak każdy inny. Jednak ON chciał inaczej.
Zjawił się u mnie koło 18, kiedy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, z górą filmów pod pachą i papierową  torbą z jedzeniem w ręce.
Cały wigilijny wieczór spędziłam w jego towarzystwie. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy na tle jakich durnych filmów, których treść nie miała dla mnie większego znaczenia. Obok mnie siedział Luke Williams. Mój kochany blondasek, którego sama obecność doprowadza mnie do szaleństwa.
Jednego dnia złamałam setki swoich zasad i postanowień. I jestem z tego cholernie dumna.
On. Obiecał mi. Obiecał skończyć z dawnym sobą. 
Skończył. Naprawdę to zrobił. Dla mnie.




1 stycznia
„Normalność to pierwszy symptom  śmiertelnej choroby„

Mimo że mamy dopiero 12 w południe, ja już nie śpię. Melanie, Ashton i Lukey jeszcze odpoczywają w błogiej krainie Morfeusza... wcześniejszego dnia zalali się w cztery dupy.
Sylwestra spędziliśmy tylko w swoim małym gronie, nie chcąc by ktoś przeszkodził nam w wszelkich możliwych czułościach, jakich wobec siebie sobie nie szczędziliśmy.
Na samo wspomnienie o tym, jak Luke na mnie patrzył robi mi się gorąco... Nie potrafię określić słowami tego, jak bardzo go kocham. Od zawsze słowa „kocham cię”, miały dla mnie ogromne znaczenie, ale w tej sytuacji one to zdecydowanie za mało.
To... to coś więcej niż miłość.
To coś co czuję, ale czego nie potrafię nazwać...
Po sylwestrowym wieczorze nie mam już wątpliwości co do tego, że Luke czuje do mnie coś równie silnego. I chcę, żeby to trwało wiecznie. Nawet jeśli to miałoby okazać się snem. Boże, nie pozwól mi się z niego obudzić.




17 stycznia
„Śmierć jest łatwa, prosta. Życie jest trudniejsze„

Melanie i David razem.
Emma mnie unika.
Ashton nie daje znaku życia.
Co się do cholery dzieje?




10 lutego
„Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem marzeń„

Ostatnio dzieje się tak cholernie dużo. Wszystko mnie przytłacza.
Luke rzucił szkołę, pod pretekstem potrzeby bycia przy mnie, ale mam wrażenie, że ciągle coś przede mną ukrywa. Nie widziałam Ashton'a już od niecałego miesiąca, Melanie nadal usilnie próbuje zgrywać wielką sukę, chodząc z David'em, do tego nie przychodzi już do pracy. A Emmę widuję już tylko raz na jakiś czas, na ulicy, czy w sklepie. Nie odzywa się do mnie, nie odpowiada na telefony.
Nie wiem co się wokół mnie dzieje. Tak jakby wszyscy zmówili się przeciwko nie tylko mnie, ale także przeciwko sobie.
Nie jestem w stanie rozwiązać tej zagadki, ale zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się, co stało się z moją Melanie.
Boję się, że Luke także mnie zostawi...




28 marca
„Niszczenie jest łatwiejsze od tworzenia„

Wiedziałam! Wiedziałam, że coś jest nie tak!
Jak ona mogła?! Zdradzić przyjaciół! Co za podła dziwka!
Przez Luke'a chyba za bardzo wyostrzył mi się język... ale jej inaczej nie da się nazwać! Jebana Emma!
Ta idiotka okazała się być równie podatna na wpływy, co Bethany. Tamtego dnia, kiedy zobaczyłam Melanie i David'a idących razem i do tego trzymających się za ręce, przeżyłam wielki szok. To był dla mnie cios prosto w serce, ale zachowałam trzeźwy umysł. Dzięki temu po dłuższym czasie dowiedziałam się prawdy. Tylko dlaczego tak późno?!
Emma będąc zazdrosna o Ashton'a, zwróciła się o pomoc do David'a. Ten chcąc skorzystać z sytuacji, podsunął jej pomysł, że może wykorzysta swoją wiedzę o Ash'u i zagrozi Melanie, że jeśli nie zacznie udawać związku z nim samym, to obróci tę wiedzę przeciwko blondynowi. Ona naiwna, zgodziła się. Na szczęście nie wydała Ashton'a i Luke'a przed David'em...
Taki oto sposobem, Melanie oddała swój pierwszy raz David'owi, bo wiedziała, że ma on taki wpływ na Emmę, że w każdej chwili oboje mogą zniszczyć jej miłość.
Co za... UGHHH!
Zaraz rozszarpię wszystko co tylko jest w pobliżu mnie...




3 kwietnia 
„Co mnie nie zabije... lepiej niech zacznie uciekać„

To już dziś.
To ten dzień.
To wreszcie nadeszło.
Dziś właśnie wprowadziliśmy się do nowego domu w Melbourne, w Australii. Kiedy tylko dowiedziałam się całej prawdy o udawanym związku Melanie i David'a oraz fałszywej, podstępnej Emmie, nie mogłam powstrzymać się przed powiedzeniem, a raczej wykrzyczeniem wszystkiego Luke'owi. Ten od razu zadzwonił po Ashton'a. Na szczęście mój chłopak potrafi bardziej zapanować na emocjami i pomimo tego, że wewnętrznie prawdopodobnie się gotował, to na zewnątrz nie dał tego po sobie za nic poznać.
Biedny Ash... był tak załamany przez tą sytuację z David'em, że oboje z Melanie płakali po nocach. Nie mógł sobie wybaczyć swojej bezsilności wobec całej sprawy.
Z Mel musiałyśmy nieźle się natrudzić, żeby ostudzić zapały naszych chłopców, ponieważ nie miałyśmy ochoty na więcej problemów związanych z... pogrzebem David'a. Tak, owszem. Ci idioci chcieli go zabić.
Lecz nie wyjechaliśmy po to, żeby uciec. Tylko po to, by dać szansę zacząć od nowa także Melanie i Ashton'owi. Nam wszystkim.
Tak, tak. Mieszkamy teraz razem, we czwórkę.
Stwierdziliśmy, że tak będzie łatwiej utrzymać tak ogromny dom, w jaki chłopcy zainwestowali.
Nie kryjemy się między sobą tym, jakim uczuciem darzymy nasze drugie połówki. Każdy z nasz, przeszedł piekło, by móc zacząć szczęśliwie żyć w miłości. Doceniamy to. Czujemy się swobodnie całując się przy sobie, czy przytulając.
Nasza przyszłość zapowiada się być równie idealna, co teraźniejszość.
Najsłodsze jest to, że czeka nas mała niespodzianka, za jakieś osiem miesięcy. Mianowicie mały bąbelek Ash'a i Mel. Stwierdzili, że są gotowi na nowego członka ich rodziny i jeszcze przed ślubem, chcą mieć dzieciaczka.
Widok szczęśliwej, ciężarnej Melanie przyprawia mnie o łzy w oczach. To naprawdę wspaniałe, jak silnym uczuciem darzy się ta dwójka. Choć to dość niekomfortowe słuchać ciągłej paplaniny Melanie, na temat tego, jak dobry w łóżku jest Ash i jak regularnie uprawiają seks...
O! A co do Naomi i mojego rzekomego rodzeństwa. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że jej matka tak bardzo starała się nie urodzić dziecka mojego ojca, że mimo że donosiła ciążę, to urodziła martwy płód. Dość drastyczne, ale jednak prawdziwe. W sumie cieszy mnie to. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłabym żyć z tą świadomością, że gdzieś na świecie mam kogoś, kto mnie nie nienawidzi, pomimo że jest moją rodziną... Właśnie przez to, zapewne zaczęłabym szukać. Co nie skończyłoby się dobrze, bo założę się, że nikt z was nie potrafiłby spojrzeć na coś, co było owocem zdrady człowieka, które cały życie uważaliście za wzór...
Co do mnie... Ja jeszcze nie jestem gotowa... nie mam jeszcze za sobą tego „normalnego” pierwszego razu. Nie jestem z tego dumna. Było tyle okazji, by udowodnić Luke'owi, że jest dla mnie tym jedynym... Tyle razy miałam ochotę zerwać z niego ubrania...
Dobra, STOP.
Najlepsze jest to, że Luke cierpliwie na mnie czeka... To najwspanialszy człowiek, jakiego w życiu spotkałam. Nie zależy mu na moim ciele, nie zależy mu na doznaniach, jakich można doświadczyć poprzez stosunek. Zależy mu na mnie. Na mojej duszy.




6 maja
„To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem„

Chyba już dość prowadzenia pamiętnika.
Poleciła mi to kiedyś pewna psycholożka, która doskonale zdawała sobie sprawę, jak podupadła jest moja psychika. Ale to było, już minęło.
Już taka nie jestem.
Jestem całkiem innym człowiekiem.
Z gromadką przyjaciół.
Z najwspanialszym pod słońcem chłopakiem.
Moja niegdyś pusta tablica korkowa, w którą tak wiele razy wpatrywałam się ze smutkiem, teraz jest tak zapełniona, że i ściany pokryte mam zdjęciami.
Nie myślę już o tym, co przeżyłam w Londynie.
Zostawiłam za sobą wszystko i wszystkich.
Ostatnio dzwoniła do mnie moja mama. Jakimś cudem zachowała sobie mój numer telefonu.
Powiedziała mi, że ma problem. Przeprosiła mnie. Błagała o wybaczenie.
Ale ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem i powiedziałam jej to, co ona zrobiła, kiedy ja byłam w potrzebie - „Ucieknij” i rozłączyłam się.
Nigdy więcej nie usłyszałam jej głosu. Poniekąd było mi źle, że tak brutalnie potraktowałam osobę, która mnie urodziła. W końcu taki już miałam charakter. Zawsze byłam zbyt litościwa.
Z tą różnicą, że teraz mam ludzi, którzy w każdej chwili przywrócą mnie do pionu.
Podadzą mi dłoń, kiedy moje skrzydła zapomną, jak się lata.
Przypomną mi, jak żyć.
Bo teraz ludzie to hieny. Żerują na cudzym nieszczęściu karmiąc się negatywnymi uczuciami. Cofają się wbrew ewolucji upodabniając się do bezmyślnych małp. Nie czują, nie myślą, nie żałują.
Bywa i tak, że znajdują się osoby, które uniknęły epidemii i wyszły cało z tej katastrofy.
Właśnie takich ludzi, powinno się szukać i nie pozwolić im odejść.
Bo to oni są powodem do uśmiechu.





 ___________________________________________________________________________________
Soundtrack jest dość smutny i przygnębiający, ale tak właśnie się czuję kończąc tą historię.
Chciałam tutaj wkleić piosenkę, która rozpoczynała to opowiadanie, ale Emily tak bardzo się zmieniła, że nie miałam serca wracać do tego, co było.
Nie mam pojęcia co tutaj napisać...
Ryczałam pisząc ostatnią „kartkę z pamiętnika„ Emily.
Może zaznaczę tylko, że do tej pory na blogu statystyki mają się następująco:

Obserwatorzy: 5
Komentarze: 111
Wyświetlenia: 3296

WOW! Nigdy nie sądziłam, że moje wypociny zajdą tak daleko. Naprawdę.
Niezmiernie dziękuję wam za wszystkie ciepłe słowa, jakimi mnie obdarzaliście.
Za wszystkie uśmiechy nimi spowodowane. 
Za poprawianie humoru.
Nie sądziłam, że tak szybko zakończę historię Luily (tak, tak Camille) i 
Melon'a (sama wymyśliłam *kreatywna ja*)
Ale jednak.
To już koniec.

Mam nadzieję, że moja obecna sytuacja nie będzie miała tak drastycznego wpływu na rozwijanie się następnego bloga, jak się spodziewam. Na tą chwilę zawalam szkołę, mam problemy w domu. To naprawdę nie sprzyja wenie.
No ale kogo to interesuje. Przecież to moja sprawa, prawda?
No cóż... czas się pożegnać.
Żegnajcie i do przeczytania.

P.S. Pamiętacie?
 >klik<

środa, 22 października 2014

Rozdział 28: Kocham cię.


*
Tuż po tym jak Ashton wyszedł, nadal nie potrafiłam pozbierać myśli. Byłam jak dziecko we mgle. Zagubiona, nieopanowana, zrozpaczona. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. On mnie uspokoił i doprowadził do psychicznego ładu, a kiedy tylko zniknął za drzwiami, wybuchnęłam niepohamowanym płaczem.
Uczucia, które żywiłam do Luke'a tak długo kumulowały się we mnie, że kompletnie się w nich pogubiłam, nie wiedząc nawet, czy na widok morderstwa odczuwam szczęście, a na widok małych dzieci biegających beztrosko po parku, przerażenie.
Tak, to zdecydowanie dobra definicja.
Znowu czułam się jak ta idiotyczna Emily, którą byłam jeszcze przed 'wypadkiem' - mała, zagubiona w sobie dziewczynka, która nie radzi sobie z codziennością. Zamyka się na świat i żyje w swojej małej krainie wypełnionej bólem.
Usiadłam pod ścianą w kuchni, podciągając kolana pod brodę. W jednej dłoni kurczowo ściskałam telefon, a drugą objęłam nogi. Przylgnęłam głową do zimnej powierzchni drobnych płytek na ścianie i zagryzłam zęby ze złości.
Ashton tak wiele mi rozjaśnił, tak wiele dał mi do zrozumienia, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że kiedykolwiek dojdę do tak absurdalnych wniosków.
Wstukałam kod PIN odblokowujący telefon i zaczęłam wpatrywać się w równy rząd cyferek przypisany do odpowiedniego właściciela. Pewnego niebieskookiego blondyna, który zrobił mi porządne pranie mózgu i to tak zamaszyście, że uczucia także mi wyprał. Wsadził je do pralki, wcisnął guzik i zmieszał strach ze szczęściem, a gniew z poczuciem spełnienia i błogostanu.
Totalny, bezsensowny chaos.
Otarłam łzy spływające mi mimowolnie po policzkach i mocniej zagryzłam zęby. Przymknęłam na chwilę powieki i po wykonaniu kilku głębokich oddechów nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Przyłożyłam aparat do ucha i zdałam sobie sprawę z tego co robię. Dzwoniłam do Luke'a. Osoby, przez którą nabawiłam się psychozy.
Ale nie było już odwrotu, gdy po dwóch sygnałach usłyszałam jego głos.
-Halo! - warknął.
Przełknęłam spanikowana ślinę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Kto mówi?!- usłyszałam sfrustrowane fuknięcie w głośniku.
-Luke możesz... - otarłam łzy. -Możesz przyjechać?- głos mi się załamał.
Kompletnie nie byłam świadoma swoich czynów. Wreszcie nie robiłam tego, co podpowiadał mi rozsądek, tylko to, co podpowiadało mi serce. I nie byłam do końca pewna, czy to najlepsze wyjście z sytuacji. Jednak byłam pewna już co do kwestii tego, czy chcę by Luke zniknął z mojego życia. Mogłam w tym temacie odpowiedzieć jedno kategoryczne i absolutne „nie”.
-Emily?- jego głos złagodniał i pojawiła się w nim nutka zaskoczenia.
-Proszę...- powtórzyłam łamiącym się głosem, jakbym na wojnie błagała o ostatnią kroplę wody, umierając z pragnienia.
-Płaczesz – wyczułam w jego tonie złość.
-Nie ja tylko...- zawahałam się natychmiastowo ocierając łzy.
-To nie było pytanie. Zaraz będę.
I jedyne co później słyszałam, to dźwięk zakończonego połączenia.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, siedziałam bezradnie na podłodze, z głową między kolanami, nie myśląc o niczym.
Tak naprawdę nie znałam Luke'a. On nie znał mnie. Byliśmy w stanie tylko wymówić swoje imiona. Zastanawiało mnie, jak z tej bezkresnej pustki, mogło zrodzić się tak potężne uczucie, zwane miłością? Dlatego, że uratował mi życie? Bronił mnie przed złem własną piersią? Na te pytania nikt nie był w stanie udzielić mi odpowiedzi.
Nigdy nie czułam się tak w towarzystwie David'a, choć sądziłam, że nie da się kochać mocniej, że moje uczucie do niego, jest najpotężniejsze. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo się wtedy myliłam. Znaliśmy się dość długo, wcześniej nie zwracając na siebie uwagi, a nagle on się, mną zainteresował. Tak wyszło.
Z Luke'iem było inaczej. On nie rozkochał mnie w sobie. On pokazał mi, że można kochać. A ja chyba właśnie dokładnie to poczułam.
Już po niecałych dziesięciu minutach usłyszałam pisk opon i trzask drzwi wejściowych. Kompletnie mnie to nie wzruszyło... może poza tym, że moje serce prawie stanęło.
Miałam mu powiedzieć coś cholernie ważnego. I nawet nie wiedziałam jak, ani co.
-Emily? Gdzie jesteś?- zawołał i dało się dosłyszeć jego kroki rozchodzące się echem po mieszkaniu.
Milczałam.
-Em?- usłyszałam kroki w pobliżu mnie i już po kilku sekundach, kiedy podniosłam głowę, on stał przede mną.
Miał zmarszczone czoło, zmartwiony wyraz twarzy i zdezorientowane spojrzenie.
-Co się stało, księżniczko?- zapytał czule i kucnął przede mną.
Znów poczułam to przyjemne mrowienie w brzuchu, które tyle razy starałam się ignorować.
Uśmiechnęłam się przez łzy i spojrzałam prosto w jego piękne tęczówki. Sama nie wiem, jak mogłam mieć słabość do takich stereotypów. Blondyn, niebieskie oczy, bla, bla. Ale było w nim coś, co przyciągało jak magnes. Coś, co czyniło go wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. Nie obchodziło mnie w tamtej chwili, ile razy prawdopodobnie użył swojego uroku osobistego, by uwieźć jakąś dziewczynę. W tamtej chwili interesowało mnie tylko, co kryje się za tymi uroczymi iskierkami w oczach.
-Nic – zaśmiałam się łagodnie. -Kompletnie nic.
-Więc dlaczego płaczesz? - złapał mnie za dłonie i podciągnął ku górze.
Znów górował nade mną kilkunastoma centymetrami.
-Bo nie mam pojęcia co czuję – wyznałam nadal się uśmiechając, a niewielka, samotna łza, potoczyła się w dół mojego policzka.
Sama nie wiem czy to była łza szczęścia, czy czegoś innego. Byłam zbyt zagubiona. Uśmiechałam się płacząc. Do tego przed najgorętszym chłopakiem w Londynie, trzymającym mnie za ręce.
-Nie wiem co czuję, co mam czuć... - przerwałam zagryzając wargę. -Co powinnam czuć. Czuję się... - zmarszczyłam czoło i spojrzałam w oczy blondyna. Wyrażały zrozumienie. To mnie oświeciło. -Czuję, jakby wszystkie emocje były we mnie naraz i... rozsadzały mnie – znów pauza.  -I te pozytywne i negatywne - szepnęłam rzucając przelotne spojrzenie na jego wargi, a następnie znów badając jego twarz.
Nigdy nie sądziłam, że ktoś taki jak on, choć na mnie spojrzy... Nigdy nie sądziłam, że mnie, zainteresuje ktoś taki, jak on. Ale jednak, pozory naprawdę mylą, a ludzie naprawdę się zmieniają.
Pierwszy raz, od początku naszej znajomości poczułam, że on wreszcie jest kimś, kto mnie zrozumie. Nie miałam pojęcia, czy to prawda, ale w końcu nadszedł czas, kiedy miałam ochotę zaryzykować, więc czemu by nie?
Na twarzy chłopaka pojawił się nikły uśmiech, stłumiony tym cholernie seksownym przygryzieniem kolczyka w wardze. Dostrzegłam jak jego wzrok także na kilka sekund zlatuje na moje usta i znów wędruje ku górze.
Patrzyliśmy się na siebie w ciszy, aż końcu on odezwał się jako pierwszy.
-To chyba wiesz już, jak ja się czuję – spojrzał na mnie z błogością w oczach i pewnego rodzaju ulgą.
Zamiast się uśmiechnąć, ja tylko wykrzywiłam twarz w lekkim grymasie, przypominając sobie monolog blondyna. To jaki był wtedy bezbronny... czuły... i prawdziwy. Wraz z tym wspomnieniem, przypomniałam sobie, jaki Luke potrafi być. W jednej chwili kochany i opiekuńczy, a w drugiej agresywny i niebezpieczny.
Zagryzłam wargę w zamyśleniu i spuściłam wzrok.
Znów ta cholerna niepewność. Byłam tak niewyobrażalnie zagubiona w swoich myślach i uczuciach, że nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że to jest w ogólne możliwe. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że jego uczucia, które żywi do kogoś są skomplikowane to wyśmiałabym go i powiedziała to, co uważałam, czyli „Albo kogoś kochasz, albo nie. Proste”. Ale dopiero Luke uświadomił mi, że kompletnie nic nie jest proste i oczywiste.
-Emily. Przestań się tak zamyślać – upomniał mnie chłopak, wyrywając mnie z moich bezsensownych rozmyślań.
-Ale ja nie mogę...
-Nie. Proszę – złapał mnie ponownie za dłonie, delikatnie napierając na mnie swoim ciałem, przez co cofnęłam się o krok, napotykając zimną ścianę.
Splótł nasze palce, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Tak splecionymi dłońmi, wytarł moje mokre od łez policzki, a następnie puścił je wolno, wzdłuż ciała.
Z zaciekawieniem obserwowałam jego poczynania, nie widząc czego się spodziewać. Drżałam pod wpływem jego dotyku i pragnęłam go coraz więcej. To było niesamowite.
-Proszę, powiedz mi co czujesz – już otwarłam usta, by coś powiedzieć, ale on pokręcił głową. -Opisz te uczucia. Wszystkie – szepnął rozwiewając moje wątpliwości.
Spoglądałam na blondyna z niepewnością i istnym znakiem zapytania wypisanym na twarzy, kiedy coś mnie tchnęło.
-Ja... Czuję się przy tobie bezpieczna, kiedy mnie bronisz... Czuję się kochana, kiedy mnie dotykasz – spojrzałam na nasze dłonie, a przez twarz chłopaka przeszedł delikatny uśmieszek. -Czuję się źle, kiedy stajesz się zdenerwowany. Czuję niepewność, kiedy się do mnie nie odzywasz i mnie ignorujesz. Czuję się zagubiona, kiedy zachowujesz się, jak pewny siebie dupek – zaśmiałam się cichutko i pociągnęłam nosem. -I czuję, że mogę być z tobą szczęśliwa, ale nigdy nie będzie mi to dane... Równocześnie mam serdecznie dość uciekania przed tym, że coś do ciebie czuję. Czymkolwiek jest to uczucie, zaczyna mnie dobitnie irytować. Nie chcę przed nim uciekać, bo wiem, że nie dam rady...
Spojrzenie Luke'a paliło mnie na wskroś. Po ciele przeszła mi gęsia skórka, żołądek zawinął się w supeł, a oddech przyspieszył, kiedy puścił moje dłonie. Bałam się, że to koniec, że powiedziałam za dużo, a on uznał mnie za wariatkę. Że straciłam go na dobre.
Ale wtedy on położył mi swoje dłonie na biodrach.
-Wiem, że ostatnimi czasy zachowywałem się, jak pewny siebie, bezuczuciowy dupek – uśmiechnęłam się, słysząc jak te słowa śmiesznie brzmią w jego ustach, jednak od razu przywołałam się do porządku, widząc, że jemu jest naprawdę ciężko cokolwiek z siebie wydusić. -Że wielokrotnie cię raniłem, choć tego nie chciałem. Ale wiem, jak to jest, kiedy tracisz coś na zawsze. Widzisz, jak ci się to bezpowrotnie wymyka z rąk i nie możesz nic zrobić. Dlatego nie pozwolę ci tak po prostu odejść. Nigdy.
-Dlaczego?- zapytałam z przejęciem i nadzieją w głosie.
-Na to pytanie odpowiem ci, kiedy indziej. Jeszcze będzie okazja – jego kąciki ust automatycznie powędrowały ku górze, zapewne na widok tego, co wytworzyła jego wyobraźnia.
-Luke ja... nie wiem, czy to wszystko co się między nami dzieje, ma jakikolwiek sens.
-A czy coś, co było pomiędzy dwojgiem ludzi, kiedykolwiek było proste, oczywiste i miało sens?- zapytał retorycznie.
Miałam nieodpartą ochotę odpowiedzieć, że powinno, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Bo tak naprawdę sama nie wierzyłam, że coś takiego kiedykolwiek byłoby możliwe i właściwie nie chciałabym już więcej tak oczywistych uczuć, mimo że w tamtej chwili ledwo powstrzymywałam się od wybuchu płaczu i złości z nadmiaru emocji.
Przymknęłam powieki, zastanawiając się co jeszcze jestem zobowiązana powiedzieć. Niestety kompletnie nic nie przyszło mi do głowy.
Zawiedziona otworzyłam oczy i ujrzałam dokładnie to, co chciałam ujrzeć. Niebotycznie piękne tęczówki, chłopaka, który wzbudzał we mnie niewyobrażalną ilość uczuć. I pozytywnych i negatywnych.
W pewnych chwilach, myślałam, że go rozszarpię, po prostu zabiję, zakopię, odkopię, bardziej rozszarpię i zakopię. A w innych rozpływałam się, kiedy tylko był w pobliżu. I tamta chwila zdecydowania zaliczała się do tej drugiej grupy.
-Ale przecież między nami nic nie może być... tak naprawdę się nie znamy... Nic o mnie nie wiesz – powiedziałam łamiącym się głosem, bo wiedziałam, że to prawda, którą wolałabym uznać za bujdę.
Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, jakbyśmy dzięki temu dowiedzieć się czegoś o sobie, przejrzeć nasze dusze na wskroś.
-Pieprzyć to, księżniczko – wyszeptał tuż przed tym, jak wpił się w moje usta.
Mimo że całowaliśmy się dosłownie kilka godzin wcześniej, to już zdążyło mi go zabraknąć. Zaczęło do mnie docierać, że chyba faktycznie się od niego uzależniłam... A nawet nie byliśmy razem! Ten chłopak doprowadzał mnie na skraj szaleństwa. Do tego w każdy  możliwy sposób.
Z pasją oddałam pocałunek, tym razem od samego początku delikatny. Jakby Luke już wiedział, że ma więcej czasu na takie przyjemności ze mną. W sumie może i miał rację. Czy tak czy siak nie byłam w stanie mu nie ulec. Przy nim byłam jak marionetka, a to on pociągał za sznurki. Robił ze mną co tylko chciał.
Po chwili dłonie Luke'a zjechały trochę niżej, na mój tyłek. Nie sprzeciwiałam się. Z początku tylko czasem gładził go kciukami, tak, że prawie nie wyczuwałam jego dotyku. Jednak kiedy nie otrzymał pozwolenia na wsunięcie się językiem do wnętrza mojej buzi, zaczął próbować sztuczek. Ścisnął obiema dłońmi moje pośladki, przez co mimowolnie jęknęłam prosto w jego usta. Wyczułam jak triumfalnie się uśmiecha i z zadowoleniem zaczyna gładzić swoim językiem mój.
Momentalnie oderwałam się od niego i położyłam dłoń na jego umięśnionej klatce piersiowej, pochylając głowę. Coś mnie tchnęło... nie potrafiłam ot tak stać pod ścianą i obściskiwać się z chłopakiem. To było coś, czego nie potrafiłabym w sobie zmienić. To wydawało mi się bardziej niż niestosowne, niemoralne i nie potrafiłam czuć się w pełni komfortowo, mając wrażenie, że ktoś może zaraz wpaść do domu i nas nakryć. Nawet pomimo cichutkiego, denerwującego głosiku wołającego w mojej głowie, że przecież nie mam nikogo, kto mógłby chcieć znaleźć się u mnie w domu, a matka już nigdy nie wróci.
Czułam zziajany oddech Luke'a na moim uchu. Speszona złapałam go za dłoń i pociągnęłam w stronę schodów. Byłam zmęczona wszystkim, co przeżyłam tamtego dnia. Łącznie z całowaniem. Choć może i było to przyjemnym oderwaniem się od rzeczywistości. Miałam nadzieję na spokojną chwilę, może nawet noc spędzoną w towarzystwie osoby, która przyprawiała mnie o przyjemne ciepło, rozchodzące się u dołu brzucha, dzięki czemu mogłam się odprężyć.
Powolnie  wdrapywałam się na górę, schodek, po schodku, ciągle czując na sobie zdezorientowane spojrzenie blondyna. Na szczęście nie pytał o nic, bo ja usłyszawszy pytanie „Gdzie i po co mnie prowadzisz?” nie byłabym w stanie udzielić mu odpowiedzi. Z nieznajomego powodu pragnęłam by po prostu był blisko.
Weszłam do pokoju jako pierwsza, prowadząc za sobą Luke'a za rękę, jak pieska na smyczy. Zamknęłam za nami drzwi, tym samym nachylając się obok blondyna. W moim pokoju panował półmrok, dzięki zasłoniętym przeze mnie wcześniej zasłonom.
Nie wiedziałam co dalej zrobić. Zaczęłam żałować, że w ogóle przejęłam inicjatywę. Na szczęście do czasu. Kiedy zasłona delikatnie się poruszyła, przez co do pomieszczenia wpadła odrobina stłumionego światła, oczy Luke'a tak pięknie się zaświeciły. Zobaczyłam w nich pożądanie, błogość i... miłość.
Już wiedziałam, że nie jest ważne co będziemy robić. Ważne, że będziemy razem. Nie miałam pojęcia kiedy i w jaki sposób mogłam się do niego przywiązać. Praktycznie go nie znałam. Aczkolwiek coś nie pozwalało mi wyprzeć go z mojej głowy.
Z podziwem wpatrywałam się w twarz blondyna, nie mając ochoty na nic innego. Gładziłam kciukiem jego lewy policzek i delikatnie naparłam swoim ciałem na jego, tym samym przyciskając go do drzwi. Ten rozchylił swoje nogi, złapał mnie w talii i w jednej sekundzie znalazłam się na jego torsie.
Poczułam jak jego dłonie wędrują z pleców, na moją szyję. Nie pozostałam mu dłużna i oparłam swoje ręce o jego klatkę piersiową, napawając się możliwością dotykania czegoś tak niesamowitego.
Ponownie zaczął mnie całować, z jeszcze większą pasją i namiętnością. Tym razem nie wyrażałam jakiegokolwiek sprzeciwu i od samego początku pozwoliłam chłopakowi na dodawanie pocałunkowi 'tego czegoś', poprzez język.
Jego dłonie badały każdy odcinek mojego ciała. W pewnej chwili poczułam jego dotyk pod koszulką. W sekundzie zapaliła mi się czerwona lampeczka, a przez ciało przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz.
-Luke...- szepnęłam odrywając się od niego i kładąc palec na jego ustach.
-Shhh... – szepnął niskim, głębokim głosem wprost do mojego ucha, na końcu całując jego płatek.
Wzdrygnęłam się. Powoli uspokajałam swój oddech, starając się przekonać samą siebie, o fakcie, że Luke chce dla mnie jak najlepiej i mnie nie skrzywdzi. Jednak nie mogłam pozbyć się z mojej myśli o tym, że Luke na pewno już więcej niż wielokrotnie uprawiał seks z wieloma dziewczynami, i że może jest jednym z tych chłopaków, którzy zgrywając słodkich, aby tylko zdobyć, wykorzystać i porzucić niczego nie świadomą dziewicę.
Poczułam jak moje stopy odrywają się od podłoża, a już po chwili znajdowałam się w ramionach blondyna. Patrzyłam się na niego zaskoczona, nie wiedząc co ma zamiar zrobić. Byłam tak zauroczona samym faktem, że jesteśmy sami, w tym samym, ciemnym pomieszczeniu, że nie zawracałam sobie głowy tym, co może się stać. Liczyło się dla mnie to, co się działo w tamtej chwili.
Chłopak delikatnie ułożył mnie na łóżku, następnie odrobinę rozsunął zasłonę tuż nad nim, pozwalając ostatnim dziennym promieniom słońca przemknąć się do pomieszczenia. Po chwili ostrożnie położył się obok mnie.
Zadrżałam czując jego ciepły, miętowy oddech owiewający moją szyję. Blondyn położył dłoń na mojej talii, obracając mnie do siebie twarzą. Doskonale widziałam, jak jego oczy płoną.
-Luke...- wyszeptałam jego imię, bez większego celu. Po prostu musiałam sobie przypomnieć jego piękne brzmienie.
-Emily...- odpowiedział mi tym samym, gładząc mnie po brzuchu.
Na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a wewnątrz mnie – miliony wątpliwości.
Gwałt wyrył na mojej psychice ogromny uraz co do jakichkolwiek zbliżeń damsko – męskich. Nie wyobrażałam sobie nawet momentu, kiedy będę gotowa uprawiać seks z jakimkolwiek chłopakiem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdobędę się na coś tak wielkiego.
(soundtrack)
Biłam się z tym co podpowiadało mi serce, a z tym, co podpowiadał mi rozsądek, a w międzyczasie zaczęło mną miotać jeszcze coś, czego nie potrafiłam nazwać. Jakby moje ciało samo decydowało za siebie. Zaczynało mną władać pożądanie tak silne, jak nigdy dotąd.
Przymknęłam powieki i z wszystkich sił starałam się zacząć racjonalnie myśleć.
Doszłam do wniosku, że do poczucia bezkresnego spełnienia nie potrzebuję tych śmiesznych wyzwań, czyli w tym przypadku seksu. Nie muszę się do niczego przekonywać i nic nikomu udowadniać. Nie byłam po prostu na coś tak dla mnie ważnego i równocześnie drażliwego gotowa.
Delikatnie podniosłam się do pozycji siedzącej i wzięłam ostatnie kilka oddechów. Spojrzałam na badawczo przyglądającego mi się blondyna. Uśmiechnęłam się do siebie nie mogąc uwierzyć w to, co miałam ochotę i zamiar zrobić.
Bez wahania usiadłam okrakiem na udach chłopaka i zaczęłam kreślić palcem kółka na jego klatce piersiowej, wpatrując się w jego oblicze, z obu stron oświetlone promieniami słońca, jakby był bogiem greckim... Choć był bogiem. Moim bogiem.
Widziałam, jak uśmiech na jego twarzy staje się z każdą chwilę coraz szerszy. Podobnie jak ja parę chwil wcześniej, podniósł się i zaczął powoli zdejmować koszulkę, jakby chciał mi dzięki temu dać lepszy dostęp do jego idealnego brzucha.
Rumieńce na mojej twarzy przybrały odcień niebezpiecznie szkarłatnej czerwieni. Bałam się, że Luke mógł sprzecznie odebrać moje sygnały. Mimo to nie mogłam oprzeć się przebiegnięciu palcami po jego wyrzeźbionym torsie. Z zachwytu otwarłam usta. Nigdy nawet nie marzyłam o chwili, w której będę dotykać takiego przystojniaka.
Oblizałam suche wargi i delikatnie je przygryzłam.
Nim się obejrzałam to Luke górował nade mną. Przyciągnęłam do siebie jego głowę, za szyję i wpiłam się na sekundę w jego usta. Po oderwaniu się od niego, nie do końca wiedziałam, co i dlaczego zrobiłam. Nie panowałam nad sobą.
-Jesteś taka piękna – wyszeptał chłopak, przyglądając mi się z ukosa.
Uśmiechnęłam się pewnie w podziękowaniu.
Już wiedziałam. Wreszcie wiedziałam.
Nawet jeśli Luke chciałby mnie wykorzystać i tylko grał te wszystkie emocje, uczucia i poczucie skruchy, to co z tego? Przeżyłam z nim wspaniałe chwile. Może i nie było ich wiele i nie trwały zbyt długo, ale na skalę tego, co los mi zgotował i na jak wiele prób mnie wystawił, to to i tak było coś niebywałego. Liczy się to, co zapisało się na kartach pamięci naszego serca. Nie to, co chcielibyśmy skreślić i wymazać.
-Jestem tak cholernie szczęśliwa...- szepnęłam przyciągając go do siebie, obracając na bok.
Nareszcie mogłam wypowiedzieć te słowa bez wahania.
-Nawet nie wiesz jaka duma mnie rozpiera...- powiedział wtulony we mnie.
-Dlaczego?- odsunęłam się zaskoczona wypowiedzianymi przez niego słowami.
-Bo wreszcie znalazłem kogoś, kto doprowadza mnie do stanu, kiedy nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, samą swoją obecnością. Kogoś, kogo mam ochotę oglądać każdego ranka... kogoś kogo chcę prawdziwie pokochać...- odpowiedział całkowicie poważnie, wpatrując się nie jak zawsze, kiedy było mu ciężko, w jakiś punkt za mną, tylko wprost we mnie.
Moje serce gwałtownie zaczęło tak mocno bić, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Fala gorąca zalała moje ciało. Policzki się zaczerwieniły...
Nikt z was nie zdaje sobie sprawy, co takie słowa, co takie wyznanie, znaczy dla kogoś, kogo nikt nigdy nie kochał. Kto zawsze był wyrzutkiem. To coś jak... oaza na środku pustyni. Nie, nie fatamorgana. Prawdziwa oaza, niczym kraina mlekiem i miodem płynąca. Długotrwałe ukojenie, chęć życia, nadzieja na lepsze jutro.
Byłam pewna. Pewna, że chcę wreszcie uwolnić się od poczucia ciągłej zdrady, fałszu i kłamstwa. Chciałam poczuć się wolna. Prawdziwa. Zacząć żyć samymi pozytywnymi uczuciami. Móc zaufać i rozmawiać. Ale nie tak jak z przyjacielem. Nie tak, jak z Melanie. Melanie już miałam, ale ona mi nie wystarczała. Dość egoistyczne, prawda? Możliwe. Ale przychodzi w życiu taka chwila, że każdemu z nas potrzebny jest ktoś więcej, niż przyjaciel. Ktoś, kto będzie dla nas czymś więcej niż dobrym słuchaczem i rozmówcą.  Ktoś, kto powie nam dobranoc każdego wieczoru, ktoś, kto da buziaka przed snem, ktoś, kto utuli nas na pocieszenie. Ktoś, komu będziemy bezgranicznie ufać.
Ktoś, komu będziemy mogli bez wahania powierzyć te dwa, piękne, magiczne słowa w sekrecie.
Kocham cię, Luke'u Williams'ie. Bezgranicznie.

 ___________________________________________________________________________________
A i oto ostatni rozdział! :)
Dziękuję wam za wszystko, co dla mnie zrobiliście. 
Za wszystkie pozytywne, jak i negatywne komentarze.
Za swoją obecność i czas poświęcony opowiadaniu. 

Bardziej oficjalne pożegnanie, zamieszczę w epilogu, który powinien pojawić się odrobinę wcześniej niż zwykle następny rozdział :)
A za nie włączenie soundtracku, dam wam kopa w tyłek. Może i nie jest to piosenka, która jest nie wiadomo jak idealna i idealnie pasuje do sytuacji, ale jest w pewien sposób sentymentalna, zwłaszcza, jeśli ktoś widział "If I Stay", który swoją drogą serdecznie wam polecam :)
Kocham Was!
Do następnego xx 

środa, 15 października 2014

ANKIETA! W związku z nowym blogiem...

Nowy blog, jest już stworzony (link wstawię w odpowiednim czasie). Nie będę go na razie prowadziła, ponieważ będę sobie odpoczywać i w między czasie dopracowywać szczegóły nowej opowieści. Może napiszę sobie prolog i parę rozdziałów, a kiedy stwierdzę, że jestem gotowa, to ruszymy z kampanią wyborczą i pierwszym rozdziałem :)
Na tą chwilę musicie mi powiedzieć, który szablon wam bardziej odpowiada. Do wyboru mam dwa, tym razem (na szczęście) oba są wolne, więc większych problemów nie powinno być :)
Nie nastawiam się tym razem za bardzo (i wy także nie powinniście), ponieważ może się okazać, że szablon przestanie działać, nie będzie się mógł wgrać i inne wszelakie możliwości. Także to jest na tą chwilę opcja na 99%.


Szablon1
Szablon 2


 Weźcie pod uwagę:
1. Czytelność.
2. Kolory przyjemniejsze dla oka.
3. Większą wygodę korzystania ze strony (układ kolumn itp.)
4. Pierwsze wrażenie (który szablon  wywarł na was lepsze, pierwsze wrażenie)
5. Większą atrakcyjność głównej bohaterki (będzie ona w opowiadaniu naprawdę atrakcyjna, więc i szablon musi ją tak przedstawiać)






P.S. Wasze głosy będą (muszą być) brane pod uwagę, ale ostatecznie to ja zdecyduję :)
        Pomimo tej notki, do której komentarza wymagam od każdego z was, to dodam jeszcze ankietę i tam                       także, proszę zagłosujcie :)

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 27: Może właśnie ja się zmieniłam?

-Przepraszam - usłyszałam jak wyszeptał w moje włosy. -Przepraszam, że cię zraniłem...
Oddaliłam się od chłopaka wiedząc, że w końcu musi nadejść ten nieszczęsny moment i musimy porozmawiać.
Cieszyłam się, że mnie zatrzymał. Nie z tak egoistycznych powodów, jak na przykład brak pocałunków z chłopakiem od paru lat, a z powodu mojego... jakby to nazwać... Niezdecydowania? Zmieszania? Mętliku w głowie? Tak. To zdecydowanie trafne określenia.
Nie wiedziałam co mam myśleć i ktoś wreszcie musiał mi rozjaśnić umysł. A mógł to zrobić tylko ktoś, kto objawiał się w moich snach, ktoś, kto mnie ranił, a ktoś, w kim powoli się zakochiwałam nie zdając sobie z tego sprawy.
Tylko Luke.
-Proszę cię... przestań... - szepnęłam w odpowiedzi.
-Dlaczego? Nie tego chciałaś? Przeprosin?- odezwał się zmieszany, a ja oddaliłam się od niego chowając twarz w mokrych włosach.
-Nie Luke. Nie tego chciałam. Chciałam usłyszeć prawdę. O tobie. O mnie...- odparłam podnosząc wzrok.
Blondyn westchnął i przeczesał bujną czuprynę. Wiedziałam, że w jego głowie toczy się bitwa podobna do mojej. Bezsensowna wojna z własnymi uczuciami.
-Chodź - ostrożnie położył mi dłoń na talii. -Usiądźmy i pogadajmy na spokojnie.
-Okay – bąknęłam pozwalając mu się prowadzić i poddając się wspaniałemu uczuciu, jakie wzbudzał we mnie jego dotyk.
Miałam cholernie sprzeczne uczucia – jedne kazały mi wyznać mu, że mi na nim zależy i wybaczyć mu od razu, a inne dać mu w pysk, powiedzieć, że jest dupkiem i wyjść trzaskając drzwiami.
Westchnęłam kolejny raz tamtego dnia siadając na fotelu na wprost Luke'a.
-Słucham – szepnęłam załamanym głosem. Brzmiało to tak, jakbym zaraz miała się rozpłakać, co poniekąd było prawdą.
Miałam już dość użerania się z Luke'iem. Tamta sytuacja wbrew pozorom była strasznie męcząca. Ta ciągła walka z samą sobą. Trwanie w niewiedzy, czy dobrze zrobiłam, czy powinnam postąpić inaczej.
-Nie chciałem, żeby tak wyszło... po prostu...- zawahał się na samym początku.
Pokręciłam głową, wiedząc, że i tak nic nie wskóram. Nie miałam już nadziei na dalszą znajomość z nim.
-Luke proszę cię, nie bądź żałosny. Po prostu powiedz, że nie obchodzę cię totalnie, że masz mnie tak głęboko w dupie, jak tylko można mieć. I po prostu daj mi już spokój. Daj mi żyć normalnie – załkałam.
Sama nie wiedziałam skąd ten nagły przypływ emocji. Moje sprzeczne uczucia wyszły na jaw i pomimo że prawie płakałam, to i tak moje słowa wyrażały coś nieco innego.
-Nawet nie waż się tak więcej mówić!- ryknął.
Poskoczyłam w fotelu, zaskoczona jego nagłym przypływem złości. W sekundzie zamienił się w kogoś innego. Z załamanego chłopaka, w bezuczuciowego dupka, którym potencjalnie dla mnie był.
-Luke...- szepnęłam ponownie jego imię, tym razem w celu uspokojenia go.
-Nie! Mam powiedzieć ci prawdę?! Proszę bardzo! - wstał. -Moje wcześniejsze dziewczyny zawsze, ale to zawsze były tylko jednorazowymi przygodami. Zalicz i porzuć. I tamtego pieprzonego dnia, kiedy Sam chciał cię skazać na śmieć poczułem się za ciebie odpowiedzialny. Za chuja cię nie znałem, nie wiedziałem kim jesteś i ledwo pamiętałem twoje imię, a mimo to pozwoliłem sobie tułać się po lesie, przez kilka dni! Tylko po to, żeby uratować jakiejś nieznajomej lasce życie! To nie wystarczy, żebyś wiedziała, że mi na tobie zależy?! Proszę bardzo! Dalej! Uratowałem cię z rąk jakiegoś zboczeńca, wczoraj na imprezie! Wiem, że gdyby nie moja pieprzona głupota, to wcale nie musiałbym tego robić, ale wyszło jak wyszło...- pokręcił głową, a jego ton złagodniał. Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi ustami, spijając z jego ust każde jego słowo i chłonąc wszystkie jego emocje. -Wtedy, u mnie, kiedy chciałem cię pocałować... odsunęłaś się. Jako pierwsza dziewczyna, odsunęłaś się. Wiedziałem, że źle na mnie działasz. Musiałem się skupić na byciu zimnym kryminalistą... Taki muszę być. Nie mogłem sobie pozwolić na chwile słabości, które przez ciebie nieoczekiwanie nadchodziły. Nie umiem wytłumaczyć tego, co do ciebie czuję, ale... - zaczął się do mnie zbliżać. -Jesteś dla mnie w pełni nieosiągalna... zbyt... idealna, zbyt dobra. Jestem lwem, a ty zwykłą łanią... a ja, zakochałem się w tobie. Pomimo tego, że traktujesz mnie jak bezuczuciowego chuja i masz do tego pełne prawo, pomimo że prawdopodobnie nigdy mi nie zaufasz i nigdy nie będziesz w stanie być przy mnie sobą, musisz wiedzieć, że się tobie zakochałem – zaśmiał się gorzko, tuż przede mną, kończąc swój monolog.
Stałam jak wryta, nie wiedząc co powiedzieć.
-Och...- wydukałam tylko, a krwistoczerwony rumieniec oblał moje policzki.
Nie wiedziałam, czy nie żartuje i czy mogę także powiedzieć mu  co czuję... choć w sumie sama nie byłam pewna co do tej kwestii.
Unikałam jego spojrzenia, starając się racjonalnie przemyśleć wszystko co mogłabym mu powiedzieć.
-Luke ja...- urwałam nie mogąc się na nic zdobyć.
Zakochał się we mnie...
To brzmiało tak pięknie... i tak nierealnie. Postanowiłam nadal grać twardą, co uwierzcie mi, było tak niebotycznie trudne, że aż niewykonalne.
Łzy podchodziły do moich oczu. Zaczęły uchodzić ze mnie wszystkie emocje. Te dobre i te złe.
-Daj mi to przemyśleć – odpowiedziałam krótko.
Chłopak przez chwilę nie odpowiadał, co wzięłam za zdziwienie i może szok.
-Jasne, rozumiem – bąknął tylko i podrapał się po karku.
Spodziewałam się wybuchu z jego strony. Jakiegoś krzyku, czy coś. A tu zrozumienie?
Jednak byłam zbyt zagubiona, żeby analizować jego zachowanie, którego różnorodność przekraczała wszelkie granice.
-Mógłbyś...- szepnęłam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam. -Mógłbyś mnie odwieźć?- zapytałam, jakby swoich stóp. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. To byłoby dla mnie już naprawdę za wiele.
-Odwieźć...- powtórzył po mnie, jakby to było dla niego jakieś nowe słowo. -Chodź – odpowiedział po namyśle, niemal niedosłyszalnie, odwracając się w stronę drzwi, przez które dwukrotnie próbowałam zwiać.
Kiedy nie przepuścił mnie w drzwiach, a po chwili cofnął się, spoglądając na mnie z zakłopotaniem i ponownie wyszedł nie przepuszczając mnie, wiedziałam już, że podziela moje zażenowanie.

Droga minęła nam w milczeniu. Luke był tak zdekoncentrowany, że kilka razy omal nie zjechałby na równoległy pas, ku mojemu ciągłemu przerażeniu. Mimo wszystko nie odezwałam się nawet słówkiem. Jego częste wpadki i wybryki na drodze komentowałam tylko pojedynczymi jękami, które wbrew mojej woli wydobywały się w mojego gardła.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy znaleźliśmy się na podjeździe mojego domu. Miałam ochotę bez słowa od razu wyskoczyć z auta i popędzić do domu, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie dość, że nie mam na to ochoty, ponieważ nie mam butów, a na dworze jest przeraźliwie zimno, to do tego nie mam kluczy, ponieważ one nadal spokojnie spoczywając sobie w szufladzie u Melanie w domu...
-Luke?- zapytałam.
Odpowiedział dopiero po chwili.
-Tak?- po jego głosie dało się wyczuć, że jest zdenerwowany.
-Nie gniewaj się na mnie. Ja naprawdę potrzebuję czasu...- odpowiedziałam nieśmiało patrząc się tempo przed siebie.
-Po prostu idź już do domu...- odpowiedział zaciskając ręce na kierownicy.
Wiedziałam już, że nie mam na co liczyć. Był na mnie wściekły. Czułam się jakbym spoliczkowała rotveiler'a. Albo może dorosłego wilczura. Jakbym skrzywdziła coś, co powinno skrzywdzić mnie...
Nie martwiąc się już faktem, co sąsiedzi pomyślą sobie o mnie, kiedy wysiądę z auta jakiegoś chłopaka w samej koszulce sięgającej do ud i do tego na bosko, w listopadzie bez słowa otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam trzymając w ręce sukienkę i szpilki. Stopy po wczorajszej imprezie bolały mnie tak bardzo, że pomimo przejmującego zimna, które mną zawładnęło w momencie styknięcia się koniuszków palców z lodowatym podłożem, nie miałam najmniejszego zamiaru ich zakładać. To właśnie dlatego od zawsze nienawidziłam zakładać butów na wysokim obcasie...
-Trzymaj – usłyszałam w chwili, kiedy chciałam zamykać drzwi.
W moją stronę poleciał malutki, brzęczący przedmiocik. Oczywiście nie złapałam go, bo to ja, ale na szczęście obszerny materiał sukienki zrobił to za mnie. Spojrzałam w dół i dostrzegłam moje zbawienie w postaci kluczy od domu.
Mimo że cieszyła mnie wizja siedzenia przed telewizorem, na kanapie, owinięta w ciepły kocyk niczym w kokon i oglądania jakiegoś durnego, prawie romantycznego filmu, przedstawiającego równie durną historię dwójki zakochanych w sobie ludzi, których idealna miłość kwitnie i razem się starzeją, otoczeni gromadką dzieci, to i tak nie wykazałam większego entuzjazmu.
Po prostu trzasnęłam drzwiczkami od samochodu i oddaliłam się bez słowa.
Byłam rozdarta. Z jednej strony też czułam coś do Luke'a, a z drugiej sama kompletnie nie wiedziałam co to za uczucie. Bo przecież nie mogłam go kochać. Był niebezpieczny. Ja od zawsze wolałam chłopców z charakteru podobnych do mnie. Grzecznych, poukładanych, odpowiedzialnych...
Wieje nudą, prawda? Ale coś takiego mi odpowiadało. Z takim związkiem nie wiązały się żadne konsekwencje. Nie wiązało się żadne niebezpieczeństwo. Żadna... zabawa. Tylko prosty związek dwójki ludzi.
Zawsze starałam nie pakować się w kłopoty. Unikać sporów i sprzeczek. Starałam się być... idealna. Przysłowiowa córeczka tatusia i mamusi. Przykładna w szkole, przykładna w domu... ale takie coś nie wypala. Zawsze coś po drodze się jebnie i zmieni nasze nastawienie. Nasze podejście do świata i życia.
Może właśnie ja się zmieniłam? Może coś zrozumiałam od tamtej pory? Może dla każdej dobrej dziewczyny, znajdzie się chłopak, który ją zepsuje...?


*
Krzątałam się prawie nieprzytomnie po domu nadal myśląc o tym, dlaczego tak bezmyślnie oddałam pocałunek. Gdyby nie to, może Luke nie zrobiłby sobie na nic nadziei, a wtedy łatwiej byłoby mi się wyplątać z całej sytuacji.
Nie chciałam już go znać. Podjęłam decyzję. Chciałam się całkowicie wycofać. W głębi duszy na samą myśl o tym, że już nigdy nie spojrzę w te jego piękne, głębokie, niebieskie tęczówki, nie wplotę palców w jego miękkie blond włosy, nie dotknę jego idealnie wyrzeźbionego brzucha serce łamało mi się na pół... jednak starałam się myśleć racjonalnie. Luke to był ktoś dla mnie. Przysporzył mi sporo kłopotów, których chciałam w związku z moim 'nowym życiem' oszczędzić sobie jak najbardziej się tylko dało. Do tego kompletnie namieszał mi w głowie. Zawaliłam szkołę, matka mnie zostawiła, zgwałcono mnie i omal się zabiłam od czasu, kiedy tylko on się pojawił.
Westchnęłam spoglądając na godzinę, na moim iPhone'ie. Godzina właśnie przeskoczyła na równą 19:00.
Nie miałam w ustach nic od... wcześniejszego dnia. Dawało mi się to porządnie we znaki, jednak równocześnie nie mogłam patrzeć na jedzenie. Kiedy cokolwiek znalazło się w mojej buzi, wręcz stawało mi w gardle. Martwiłam się. Cholernie się martwiłam całą sprawą z niebieskookim. Był dla mnie w pewien sposób ważny i nie chciałam podejmować w stosunku do niego, tak... podłej decyzji. Obawiałam się, że jestem zbyt okrutna.
Oparłam się rękoma o blat, w momencie, kiedy zrobiło mi się słabo, a brzuch złowrogo zaburczał.
Zagłodziłam się.
Sięgnęłam ponownie tamtego dnia do lodówki, ale nic konkretnego w niej nie znalazłam. Nie robiłam zakupów spożywczych od dłuższego czasu. Większość produktów miała już znacznie przekroczoną datę ważności, a te które nie, po prostu nie nadawały się do jedzenia same.
Ostatecznie chciałam przygotować sobie paluszki rybne, które według moich mniemań znajdowały się w zamrażalniku, ale kiedy tylko otworzyłam odpowiednie drzwiczki w dole lodówki, usłyszałam dzwonek do drzwi.
Poderwałam się jak oparzona i z trzaskiem zamknęłam chłodziarkę.
Marszcząc czoło podeszłam do drzwi wejściowych i pociągnęłam za klamkę, nie wiedząc kogo mogę się spodziewać po drugiej stronie. Dopiero kiedy zaczęłam przeczesywać moją pamięć w poszukiwaniu osoby, która potencjalnie mogłaby złożyć mi wizytę, uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia co stało się z Melanie, poprzedniej nocy.
Mogła w tamtej chwili leżeć gdzieś w rowie, w jakimś lesie, zgwałcona, pobita, nieprzytomna...
Wpadłam w pewnego rodzaju panikę, nie wiedząc czy pójść otworzyć te przeklęte drzwi, czy zadzwonić do kogokolwiek, kto mógłby mi udzielić informacji na temat czerwonowłosej.
Stojąc w korytarzu i wahając się kilkanaście sekund, ponownie usłyszałam dzwonek.
-Niech to diabli...- przeklęłam pod nosem i udałam się w stronę gościa.
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, moim oczom ukazała się blondwłosa, rozczochrana czupryna.
-Ashton?- zapytałam, jakbym widziała starego kumpla po latach, i który zmienił się praktycznie nie do poznania.
-Możemy porozmawiać? To ważne – przeszedł od razu do rzecz i po jego głosie słuchać było, że naprawdę zależy mu za przekazaniu mi czegoś.
Jego oczy były tak pełne nadziei, że nie mogłam mu odmówić. Mimo tego, że nadal byłam na niego odrobinę zła, za sytuację na imprezie, którą dokładnie już pamiętałam.
-Czekaj. Najpierw powiedz mi, co z Melanie? – zapytałam, trzymając go w niepewności.
Chłopak zmarszczył czoło do tego stopnia, że jego brwi prawie zaczęły się stykać.
-Wszystko z nią w porządku. Jest u siebie – odpowiedział dość pytającym głosem.
Odetchnęłam z ulgą i rozluźniłam spięte mięśnie i poczułam jak owiewa mnie zimny, listopadowy wiatr.
-Wchodź – odsunęłam się z przejścia i zrobiłam miejsce chłopakowi.
Bez wahania przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi, odcinając tym samym źródło zimna. Następnie wszedł do wnętrza domu, uprzednio zdejmując buty.
-Słucham – powiedziałam, kiedy rozsiadłam się na kanapie, podwijając pod siebie jedną nogę.
Chłopak zajął miejsce w drugim końcu sofy i oparł łokcie na kolanach.
-Na początek chciałbym cię przeprosić. Za wczoraj. Nie powinienem był...
-Nie ma sprawy – przerwałam mu obojętnym tonem. -Było minęło. Poniekąd miałeś rację. Przejdź już do sedna. Nie lubię bawić się w niepotrzebne wstępy – ciągnęłam lodowatym tonem.
Zobaczyłam jak chłopak spogląda na mnie zdziwionym wzrokiem, ale po chwili doszedł do siebie i kontynuował.
-Nie wkurzaj się, ale chciałem porozmawiać o Luke'u.
Westchnęłam głęboko nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Nie miałam siły na przeprowadzanie jakiejkolwiek rozmowy z kimkolwiek, więc po prostu milczałam, spoglądając na swoje nogi i pozwalając mu mówić dalej. Co ma być, to będzie. Nie mogłam mu zakazać mówić.
-Dobra..- skomentował tylko moją reakcję, przeciągając literkę „o”.
-Mów, proszę. Głowa mi pęka...- odezwałam się.
-Tylko proszę, nie przerywaj mi. Daj mi skończyć i dopiero wtedy mów – przeciągał.
Nie odpowiedziałam, kiwając tylko głową w jego stronę, na znak obietnicy.
Czy wyglądałam mu na osobę, która ma ochotę w jakikolwiek sposób mu przerywać? Ja ledwo żyłam.
-Musisz dać mu szansę. Nawet nie wiesz jak wyglądał wczoraj, kiedy nie mógł cię znaleźć. Strasznie panikował. Kiedy tylko znalazł cię, z tamtym typem...- przerwał myśląc na kolejnymi słowami. -Wpadł w szaf. Pobił go do nieprzytomności, a ciebie od razu zabrał do siebie. Cholernie się zmienił... Dzięki tobie. Nigdy mu na nikim tak nie zależało. Nigdy. – podniosłam głowę znad kolan, chcąc mu się lepiej przyjrzeć. Uśmiechał się -Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Biorąc pod uwagę wszystko, co mówiła mi o nim Melanie, to żałuje tego, jak cię traktował, podczas kiedy u niego mieszkałaś. Chodził przybity, nie dawał znaku życia ani mnie, ani Mel, czy nawet Emmie, choć za sobą nie przepadają. Praktycznie go nie było. Wini się za wszystko, co ci się przytrafiło i sam się za to karze. On naprawdę cię kocha...
Kolejny wykład tamtego dnia, na temat uczuć Luke'a. Genialnie...
-Ashton ja, nie sądzę, że...
-Nie. Powiedz mi coś. Zależy ci na nim? Chociaż trochę?- zapytał zbliżając się do mnie i spoglądając głęboko w oczy.
Jego spojrzenie kompletnie mi namieszało. Bolała mnie głowa, było mi słabo, w powodu braku dostarczonego do organizmu pokarmu, od prawie dwudziestu czterech godzin i do tego te przenikliwe tęczówki.
Nie mogłam się skupić ani na jego słowach, ani na moich. Tysiące myśli kołatało mi się po głowie.
Co mu odpowiedzieć? 
Jak mu odpowiedzieć? 
Odpowiedzieć mu? 
Nie zależy mi na nim. 
Zależy mi na nim. 
Kocham go. 
Nienawidzę go.
Miałam wrażenie, że jak nic nie zrobię to zaraz wybuchnę...
-Poczekaj. Zaraz wracam – powiedziałam ni stąd, ni zowąd.
Chwiejnym krokiem powędrowałam do kuchni, nie czekając na odpowiedź chłopaka, którego wzrok czułam na sobie, aż czasu, kiedy zniknęłam za rogiem szafki.
Sięgnęłam po białą, owalną tabletkę z mojej mini apteki, której wyposażenie mama regularnie powiększała i odświeżała.
Już miałam ją połknąć i sięgałam po butelkę wody, ale spostrzegłam się, że to nie zbyt dobry pomysł połykać lek na pusty żołądek.
Nie chciałam zwodzić Ashton'a i przedłużać naszej rozmowy, którego początku miałam już serdecznie dość. Odpuściłam lekko poirytowana i wróciłam do chłopaka. Po drodze potarłam tylko delikatnie moje skronie opuszkami palców.
Usiadłam na moim wygrzanym, poprzednim miejscu i zamknęłam oczy na kilka sekund.
-Ashton...- wyszeptałam i powoli uchyliłam powieki. -Nie sądzę, żeby mi na nim zależało – skłamałam bezmyślnie.
Czułam się jak na haju. Choć nie miałam pojęcia, jak to dokładnie jest. Ale na pewno nie ma się wtedy za dobrego kontaktu z rzeczywistością, a ja dokładnie taką dolegliwość odczuwałam.
-Jesteś pewna? - zapytał z wyraźną ironią w głosie i przybliżył się do mnnie. -A co gdyby wpadł pod samochód? Gdyby ktoś go porządnie pobił? Postrzelił? Gdybyś zobaczyła, jak obściskuje się z inną? Pomyśl nad tym... -zrobił kilkusekundową pauzę. -Zależy ci na nim. Tylko sama przed sobą nie chcesz się do tego przyznać. Podobnie jak on... - odpowiedział i pokręcił głową, ponownie oddalając się ode mnie, na drugi koniec kanapy.
Gwałtownie wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam, kiedy blondyn wyliczał mi, co mogłoby się stać Luke'owi.
Bałam się taki sytuacji. Nie życzyłam mu źle. Nie chciałam oglądać go zakrwawionego i konającego z bólu... to tak, jakby mi się przytrafiło to, co jemu. Taki zaawansowany rodzaj empatii.
Cholernie mocna więź.
Aż zakuło mnie serce. Momentalnie głowa przestała mnie boleć, a odgłosy, które wydawał mój żołądek, wreszcie się ode nie odczepiły.
-Ashton ty nic nie rozumiesz... My nie możemy być razem. Ja.. nie mogę go kochać... On nie może kochać mnie! Nie znamy się. Nie mamy ze sobą nic wspólnego...
-Skąd wiesz, że nie macie nic wspólnego, skoro mówisz, że się nie znacie?- przerwał mi z przebiegłym uśmieszkiem, jakby już ze mną wygrał.
-Ashton!- krzyknęłam zdenerwowana i pełna emocji. Wstałam. -Między nami nic nie może być! On jest niebezpieczny i należy do...
Ponowne przerwanie.
-Jak na razie wyliczasz mi jego ewentualne wady lub status społeczny, ale nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie...
-Przestań mi przerywać!- wydarłam się, aż zaczęło się we mnie gotować. Chłopak siedział jednak niewzruszony moim wybuchem, jakby dokładnie się tego spodziewał. -Nigdy nie stworzymy normalnego związku! Nigdy nie będę czuła się bezpieczna w jego towarzystwie! Nigdy mu nie zaufam! Nigdy nie będę w stanie rozmawiać z nim, jak z najlepszym przyjacielem – mój głos słabł, a do oczu zaczęły napływać łzy. -On nigdy się nie zmieni i nie porzuci bycia tym, kim jest. Nigdy nie porzuci gangu. Będę się ciągle o niego bała i patrząc na niego, będę widziała w nim mordercę... W tej sytuacji uczucia, to za mało...- słowa same płynęły z moich ust. Nie panowałam nad nimi.
Dałam upust emocjom i pozwoliłam łzom płynąc. Nieświadomie zaszlochałam i opadłam z powrotem na kanapę.
-Kochasz go?
Jak cholera.

______________________________________________________________________________
Dzisiaj mam tak bardzo BAD DAY, że szkoda gadać, ale rozdział musiał się pojawić :)
Jest to już prawie koniec mojej opowieści, więc chciałabym, by każdy, dosłownie KAŻDY, kto czyta to opowiadanie SKOMENTOWAŁ rozdział :)
Chciałabym się zorientować, ile was jest, bo ilość komentarzy jest różna :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 8 października 2014

Rozdział 26: Nikomu nie zależało na mnie.

Bardzo ważna notka pod spodem! Proszę, przeczytaj ją, słonko!
Plus: Możecie nawet od razu napisać odpowiedź na notkę, a później co sądzicie o rozdziale, żeby nie zapomnieć.
-----------------------------------------------------------------------------------------------

Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam głowę znad klatki piersiowej Luke'a, w którą uprzednio się wtuliłam.
-Ed Sheeran - odpowiedziałam uśmiechając się.
Dokładnie pamiętałam do kogo należały wspomniane przez chłopaka słowa. 
-Dokładnie tak – usta blondyna także uniosły się w delikatnym uśmiechu.
Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, niż wcześniej. Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak blisko siebie się znajdujemy. Na moje policzki automatycznie wkroczył rumieniec. Uśmiech Luke'a w sekundę stał się większy, mimo że starał się to ukryć.
-Chodź. Zrobię ci kawę. Przyda ci się – wypalił po chwili, a jego dłonie zjechały na moją talię.
Pokiwałam tylko głową na znak, że się zgadzam i omal nie jęknęłam, kiedy jego ręce przestały mnie dotykać. Sekunda nieuwagi i byłoby po mnie. Luke nie mógł wiedzieć, że jest moją cholerną słabością i to w tak ogromnym stopniu.
Wróciłam do normalności, starając nie zaprzątać sobie dłużej głowy zmartwieniami dotyczącymi minionej nocy.
Nie przejmując się moimi w stu procentach mokrymi włosami, z których kropelki wody kapały na moją – Luke'a – koszulkę wyszłam z pomieszczenia i zdałam sobie sprawę, że mam na sobie TYLKO tą koszulkę. Luke szedł przede mną, co jakiś czas dyskretnie zerkając przez ramię, upewniając się, że idę za nim, więc miałam nadzieję, że może nie zauważył...
Co ja pieprzę, oczywiście, że zauważył.
Moje policzki ponownie zalała fala czerwonego koloru, a kiedy spojrzenie chłopaka skrzyżowało się z moim, usłyszałam cichy chichot. Miałam ochotę zrzucić go ze schodów, po których w tamtym momencie szliśmy, ale byłam zbyt zajęta rozpatrywaniem tego, co działo się przed momentem. Chciałam zapamiętać każdy szczegół... Wracałam myślami do momentu, kiedy jego dłonie znajdowały się na mojej twarzy... Był taki delikatny i opiekuńczy. Nie nadawał się na maszynę do zabijania, którą musiał być dla Sam'a. Nawet jeśli chciał sprawiać tokowe wrażenie. Był inny, niż pokazywał na to jego wygląd, czy ogólne pierwsze wrażenie. Pozory mylą... zdecydowanie.
Znowu poczułam jak spędzona na imprezie noc daje mi się we znaki. W moim brzuchu zaburczało, choć sama nie wiem z jakiego powodu, ponieważ nie odczuwałam głodu i to było dość niepokojące. Na szczęście chyba proszki, które zostawił mi Luke okazały się jednak być tabletką przeciwbólową, a nie gwałtu, bo chociaż diabelnie pulsujący ból głowy dał mi spokój.
-Latte czy Cappucino?- zapytał chłopak, kiedy wygodnie rozsiadłam się na stołku w kuchni, a on grzebał po szafkach.
Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Chociaż może chciał odciągnąć moja uwagę od zmartwień. Kto to wie. Był nie do rozszyfrowania!
-Latte... chociaż w sumie walnij do tej szklanki ze trzy albo najlepiej cztery łyżki kawy, nie dolewaj mleka i daj mi jakiegoś energetyka...- burknęłam podpierając głowę na ręce o stół.
Kiedy tylko usiadłam, poczułam, że nie chcę podnosić się z miejsca przez przynajmniej najbliższe kilka godzin. Byłam wykończona.
Chłopak tylko odrobinę uniósł kąciki ust. Spodziewałam się przynajmniej stłumionego chichotu. Może uśmiechu. A tu grymas. Coś mu chodziło po tej jego blond czuprynie, ale nie miałam pojęcia co. Wiedziałam jednak, że słabo mu wychodziło odciąganie moich myśli od imprezy...
W sumie nic konkretnego się od niego nie dowiedziałam o wydarzeniu, które najbardziej zapadło mi w pamięci. Chociaż może to i lepiej. Najważniejsze było to, że do niczego nie doszło. Bo Luke by mnie nie okłamał... prawda?
-Mówię serio...- wymamrotałam.
-Zauważyłem - odpowiedział sucho.
-Czy to miało mnie obrazić?- podniosłam się i rzuciłam mu wymowne spojrzenie.
Chciałam się z nim podroczyć, co nie było w moim stylu... ale w końcu miało być inaczej, prawda? Nie zmieniałam się pod złym wpływem jakiejś osoby, nie zmieniałam się dla kogoś. Zmieniałam się dla siebie i tylko dla siebie, bo po prostu nie mogłam już znieść tego, że zachowywałam się jak ciągły Kłapouch. Mimo że to wcale nie było zamierzone.
Wiadomo, każde wydarzenie, każda najmniejsza rzecz, która sprawiała mi ból, zawsze bedzie bolała i zawsze gdzieś będzie w mojej pamięci. Ale od przeszłości można albo uciekać, albo wyciągnąć z niej jakieś wnioski. Ja właśnie wyciągałam wnioski.
-Ależ nie, nie, o pani – ukłonił się. -Chciałem tylko zaznaczyć, że pewnie bawiła się pani wyśmienicie – rzekł z nadwornym i denerwująco wyrazistym, brytyjskim akcentem.
Luke miał wiele twarzy. To zdążyłam zauważyć od samego początku. Był zabawny, kiedy trzeba, służył pomocną dłonią, kiedy tego potrzebowałam, potrafił być dupkiem, kiedy sam tego chciał, ale był także niesamowicie zadufany w sobie i najwyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że leci na niego pół populacji płci żeńskiej na ziemi i zdecydowanie wykorzystywał to. Chociaż nie było co udawać. Był przystojny i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
-Taaa...- wywróciłam oczami i znów usiadłam.
-To co? Robię Latte – puścił mi oczko, zadowolony z faktu, że atmosfera się rozluźniła.
-Jasne...- mruknęłam tylko.
Między nami zapanowała cisza. Żadne z nas jej nie przerwało, więc miałam nadzieję, że nie tylko mnie ona odpowiadała. Mogłam w spokoju przyglądać się ruchom blondyna. Miał na sobie zwykłą czarną koszulkę bez ramion z jakimś nic nie znaczącym dla mnie napisem i szare dresowe spodenki za kolana. Zwykły, typowy „po domowy” strój, a nawet w nim potrafił wyglądać seksownie. W duchu dziękowałam Bogu, że postanowił założyć koszulkę.
-Luke?- odezwałam się jako pierwsza, kiedy bez słowa postawił przede mną szklankę z parującą cieczą.
Mruknął tylko w odpowiedzi patrząc na mnie wyczekująco.
-Jak to się... jak znalazłam się u ciebie w domu?- zapytałam nieśmiało.
Blondyn zaśmiał się ciepło i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Denerwował mnie fakt, że zachowywał się, jakby nic się nie stało. Może to i dobrze, bo ja także starałam się coś takiego robić, ale to nie ja zachowywałam się jak dupek. Oczekiwałam choć słowa wytłumaczenia, czy zwykłego przepraszam.
-Naprawdę nic nie pamiętasz?- zapytał z lekkim rozbawieniem.
-Śmieszy cię to?- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie mrużąc oczy.
-Nie... to znaczy. Ehhh... nieważne – pokręcił głową z niesmakiem i wstał. -Po prostu cię stamtąd zabrałem, jak całkowicie najebana odleciałaś. A gdzie indziej mogłem się zabrać, jak nie do siebie? Pomyśl- znów zmienił się w tamtego chłopaka, od którego się wyprowadziłam.
To było przykre, jak sekunda może go zmienić. Jak w sekundę staje się kimś innym.
-Mhm...- odpowiedziałam tylko i także wstałam ze stołka, ignorując przygotowaną dla mnie kawę i powędrowałam na piętro.
Wróciłam z sukienką w ręce i nie zwracając uwagi na fakt, że na dworze jest przeraźliwie zimno, jak to w listopadzie bywa, udałam się w stronę drzwi w samej koszulce i do tego z nadal mokrymi włosami. Najzabawniejsze było to, że nawet nie miałam butów na nogach.
-Em., gdzie idziesz?- zapytał Luke łapiąc mnie za nadgarstek w momencie, kiedy sięgałam po klamkę.
-A jak sądzisz? Do domu, kretynie – rzuciłam oschle.
Nagle jego spojrzenie złagodniało, a dłoń ściskająca moją rękę osunęła się bezradnie po mojej skórze.
-Proszę cię, możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym rozmawiać, Luke – odpowiedziałam tylko i ponownie wyciągnęłam rękę ku drzwiom.
-Proszę... to dla mnie ważne – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Widać było, że każde słowo przychodzi mi z trudem. Nie patrzył na mnie. Zajął się podziwianiem swoich stóp.
Milczałam, także unikając patrzenia na chłopaka. Musiałam racjonalnie przemyśleć sprawę. A na pewno nie pomogłyby mi w tym jego magnetyzujące spojrzenie. Nie wiedziałam, czy mam ochotę go słuchać, czy mam ochotę od razu mu przywalić i wyjść bez słowa.
Moje starania poszły się walić, w momencie kiedy niechcący spojrzałam w górę napotykając oczy Luke'a przewiercające mi dziurę w głowie.
Ten głęboki niczym ocean błękit...
-Dobra – odpowiedziałam cicho.
Jaka ja jestem słaba...
-Dobra – powtórzył po mnie idąc do salonu i zapewne tego samego oczekując ode mnie.
Rozsiadł się na kanapie, a ja mając ochotę go obserwować, zasiadłam w fotelu, na wprost niego.
-Słucham – powiedziałam, starając się go zachęcić, a równocześnie chcąc brzmieć ostro.
Blondyn westchnął.
-Chciałem... chciałem cię – westchnął. -Chciałem cię przeprosić – wydusił tak szybko, że ledwo zdążyłam go usłyszeć.
Spojrzałam na niego marszcząc czoło z niesmakiem.
-Więc przeproś – bąknęłam.
-Ale ja przecież...- podniósł głowę i spojrzał na mnie zdezorientowany. -No tak – jego twarz wygięła się w grymasie, uniósł na sekundę brwi, zastanawiając się prawdopodobnie nad odpowiednim doborem słów.
-Ja... nie chciałem... - znów westchnął. -Nie wiem co powiedzieć...
-Najlepiej prawdę. Mam dość życia w kłamstwie – wypaliłam nieświadoma swoich słów.
Sama kłamałaś, kretynko...
Założyłam spokojnie ręce na piersi czekając na słowa Luke'a.
-Nie jestem pewien, czy chcę żebyś...- odpowiedział po kilku sekundach, ale urwał w pół zdania jakby zdając sobie sprawę, że wypowiada swoje myśli na głos.
-Żebym co?- odpowiedziałam pretensjonalnie rzucając mu wściekłe spojrzenie. -Żebym dowiedziała się prawdy, co?!- krzyczałam.
-Emily...- chłopak wstał i zaczął do mnie podchodzić.
-Nie! Żadna Emily!- wstałam i sama podeszłam do blondyna. 
Spojrzałam mu prosto w oczy i wpatrywałam się w nie przez chwilę, starając się uspokoić. One działały na mnie w pewien sposób kojąco. -Jak chcesz mnie przepraszać kłamstwami, to daruj sobie. Przyjmuję tylko prawdę. Jak nie jesteś w stanie zdobyć się na taki wyczyn, to żegnam – wyszeptałam prosto w jego usta, które były niebezpiecznie blisko moich.
Wyminęłam chłopaka nie dając mu szansy na odpowiedź i chcąc wyjść, by nie patrzeć dłużej w błękit tęczówek przepełnionych tak ogromną ilością bólu. I tak potrzebowałam naprawdę dużej siły do nie wymięknięcia i powiedzenia mu, co myślę o jego zachowaniu.
-Emily zaczekaj...
-Co znowu?!- krzyknęłam.
Wtedy Luke złapał mnie za rękę, wyrwał z niej moją sukienkę i rzucił ją na podłogę. Zrobił to w tak ekspresowym tempie, że nie zdążyłam nawet zareagować.
-To... – wyszeptał przez tym, jak nachylił się i złączył nasze usta.
Nagle cały mój gniew zniknął. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo go pragnęłam. Jak bardzo pragnęłam był choćby blisko niego. Zbyt długo oszukiwałam siebie. Zbyt długo traciłam czas na rozmyślanie o tym, że nic z tego nie będzie, że on nic do mnie nie czuje i nie poczuje. Czas zaczął działać i wreszcie mogłam to sprawdzić.
Pospiesznie oddałam pocałunek, z początku gwałtowny i impulsywny. Jakby chłopak chciał mi w ten sposób przekazać swoją pewnego rodzaju desperację.
Moje ręce mimowolnie zawisły na szyi blondyna, przez co poczułam jak uśmiecha się spod moich warg. Jego duże dłonie z mojej twarzy powędrowały na talię, delikatnie mnie masując.
Wtedy zwolnił tempo. Nasz pocałunek stał się bardziej leniwy i namiętny. Podniosłam się delikatnie na palcach, jakby chcąc poczuć Luke'a bardziej i bliżej siebie. Rozchyliłam delikatnie wargi, a wtedy jego język zwinnie wsunął się do środka. Graliśmy w pewnego rodzaju grę – kto dostarczy komu więcej przyjemności.
Można było to także nazwać tańcem – współgraliśmy i zsynchronizowaliśmy się ze sobą idealnie.
Końca nie było widać, a mnie brakowało tchu. Czułam się tak błogo i tak beztrosko. Jakbym unosiła się nad ziemią. Usta Luke'a były takie delikatne... Takie... idealne. Smakowały tak cudownie. Nie chciałam tego przerywać.
Wtedy uczynił to Luke. Odsunął się na mnie, wciąż stykając się ze mną czołem. Niemal nie jęknęłam z rozpaczy ciągle pragnąc go czuć. Oboje strasznie dyszeliśmy z braku tlenu. Jego dłoń znów zaczęła gładzić mój policzek. Ciągle patrzyliśmy sobie w oczy, jakby doszukując się w nich czegoś nowego. Po dosłownie kilku, nie więcej niż pięciu sekundach blondyn tym razem delikatniej, wpił się na chwilę w moje usta, na końcu odrobinę pociągając ustami moją dolną wargę.
Przymknął oczy oddalając się ode mnie i dalej dysząc. Byłam tak zdezorientowana, a moje motylki w brzuchu tak wariowały, że nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po prostu się do niego przytuliłam, wiedząc, że kolejny pocałunek byłby już niestosowny. Chociaż w sumie cała ta sytuacja była niestosowna.
Zaciągnęłam się zapachem jego koszulki i zamknęłam oczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie jak największa idiotka, ale nie przeszkadzało mi to.
Właśnie całowałam się z największym przystojniakiem w Londynie. To się liczyło.
Życie czasem ma dla nas niespodzianki, na które wcześniej nas w jakiś sposób przygotowuje. Ale zdarzają się tacy debile jak ja, którzy takie wskazówki ignorują. I zdecydowanie taka kolej rzeczy mi odpowiadała. Pocałunek smakował lepiej, gdy był niespodziewany. Nie wymuszony, nie zaplanowany, nieoczekiwany. Idealny.
Tylko najgorsze było to, że to niczego nie wyjaśniało.
Wszyscy wszem i wokół trzymają się słów sławnych aktorów, wokalistów, pisarzy – że każdy zasługuje na drugą szansę. Czasem ot tak wprawiają te słowa w czyn. Później tego cholernie żałują, cierpią... ale mimo to, ponownie popełniają taki sam błąd. Tylko dlaczego? Po to, żeby za wszelką trzymać się twoich autorytetów? Żeby pokazać sobie, że potrafi się uczyć na błędach innych i jak ktoś starszy i sławny coś powie, to my musimy to robić? To bardziej niż idiotyczne. Każdy człowiek musi czegoś doświadczyć na własnej skórze, uczyć się na własnych błędach. I przede wszystkim nigdy więcej takowego błędu nie popełniać! Chyba nikt nie lubi być raniony. Do tego przez własną głupotę... 
Niektóre porażki innym wydadzą się błahe... ale to może być dla nas tak poważne, że zaprowadzi nas na złą drogę i zmanipuluje nas do czynów, na które tylko garść ludzi potrafi się zdobyć. Lecz to nie czyni z nas bohaterów. Tak, mam na myśli tutaj samobójstwo. Samobójstwo popełniają tchórze. Bo tylko ludzie odważni i silni idą dalej z tym brzemieniem i starają się naprawiać swoje błędy.
Druga szansa dana na oślep i bezpodstawnie prowadzi to takich oto skutków. I to nierzadko.
Nie możemy przebaczać komuś tylko dlatego, że „wydaje” nam się, że ta osoba na takowe zasługuje. To byłoby zbyt łatwe. Trzeba pokazać, że za błędy trzeba zapłacić odpowiednią karę. A na kolejną szansę zasłużyć i porządnie zapracować.
Każdy człowiek jest zdolny do wybaczenia. To nie tak, że osoby, które nie przebaczają są zimne i bezuczuciowe. One po prostu chowają zbyt dużą urazę to człowieka, który wyrządził im krzywdę. Czasem ma to na psychice tak duże odbicie, że nie są w stanie się podbierać. To zrozumiałe. Wiedziałam o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Ale czasem trzeba porządnie ocenić osobę i sytuację, bo ktoś może naprawdę żałować swoich czynów. Trzeba być rozsądnym i panować nad swoimi czynami i uczuciami w takich chwilach. Nie można tracić chwil, które możemy spędzić na uszczęśliwianiu samych siebie, na gniew wywołany jakimś frajerem, które kompletnie nie jest tego wart.
Nie wiedziałam, czy umiem wybaczać. Nigdy nie musiałam. Zazwyczaj po prostu ludzie mnie ranili i uciekali. Znikali. Nikt mnie nie potrzebował. Nikomu nie zależało na moich uczuciach. Nikomu nie zależało na mnie. Bawili się mną i po prostu znikali. Dopiero moje obecne położenie, miało mi uświadomić, do czego jestem zdolna. I czy jestem jeszcze coś warta.
Tylko pytanie, czy Luke zasługiwał na drugą szansę...?

_____________________________________________________________________________
Witam moich najukochanszych na świecie misiaczków! ♥
1. Więc co to tego, co napisałam na wstępie. Zbliżamy się ku końcowi... ale czego? Więc wybór należy do was, 
możemy zrobić teraz przerwę (około miesiąca)- zakończyć pierwszą część opowiadania, a ja później do was wrócę z drugą częścią (rozdziałów na pewno będzie mniej niż w części I)
lub
możemy zakończyć to opowiadanie za jakieś kilka rozdziałów, a ja wrócę do was za jakiś czas i zacznę pisać coś całkiem nowego
lub
może po prostu dodam epilog, gdzie będzie zawarte wszystko, co się działo u naszych misiaczków (skrót moich pomysłów co do dalszej części opowiadania), a później wracam w nowym opowiadaniem.
Dla mnie jest to w pewnym sensie obojętne, ponieważ mam już pomysł na następne opowiadanie, ale może wy chcecie jakieś dalsze losy bohaterów tego opowiadania, na co też mam pomysł. Lecz zaznaczam, to poważna decyzja, ponieważ rozdziałów na pewno będzie mniej niż w części I. Żebyście się nie rozczarowali. 
Jak już kiedyś pisałam, nie jestem zwolenniczką ciągnięcia w nieskończoność czegoś, co można zakończyć w odpowiednim momencie. Jednakże może wy nie chcecie rozstawać się na razie z tym opowiadaniem. 
Tym razem, daję wam wolną rękę :) Piszcie w komentarzach. To naprawdę jest dla mnie ważne. Macie czas, do dodania 27 rozdziału. Może dodam ankietę, kiedy będę mogła, ale na tą chwilę KOMENTARZE.

Dziękuję, że jesteście tacy kochani i się tak udzielacie :*
Mam cholernie trudny okres w szkole. Kompletnie nie daję rady :) Wybaczcie, że tak późno. Nie ma sensu dłużej się rozwodzić. Czuje, ze zawale ten rok, tak jak poprzedni i tyle ;) Tyle ze jeszcze bardziej.
Jestem w kompletnej rozsypce. Przestaje sobie radzić ze wszystkim, więc nie wiem na kiedy zdołam coś dla was wydukać. 




Napiszcie co wybieracie. WAŻNE! ♥