środa, 8 października 2014

Rozdział 26: Nikomu nie zależało na mnie.

Bardzo ważna notka pod spodem! Proszę, przeczytaj ją, słonko!
Plus: Możecie nawet od razu napisać odpowiedź na notkę, a później co sądzicie o rozdziale, żeby nie zapomnieć.
-----------------------------------------------------------------------------------------------

Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam głowę znad klatki piersiowej Luke'a, w którą uprzednio się wtuliłam.
-Ed Sheeran - odpowiedziałam uśmiechając się.
Dokładnie pamiętałam do kogo należały wspomniane przez chłopaka słowa. 
-Dokładnie tak – usta blondyna także uniosły się w delikatnym uśmiechu.
Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, niż wcześniej. Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak blisko siebie się znajdujemy. Na moje policzki automatycznie wkroczył rumieniec. Uśmiech Luke'a w sekundę stał się większy, mimo że starał się to ukryć.
-Chodź. Zrobię ci kawę. Przyda ci się – wypalił po chwili, a jego dłonie zjechały na moją talię.
Pokiwałam tylko głową na znak, że się zgadzam i omal nie jęknęłam, kiedy jego ręce przestały mnie dotykać. Sekunda nieuwagi i byłoby po mnie. Luke nie mógł wiedzieć, że jest moją cholerną słabością i to w tak ogromnym stopniu.
Wróciłam do normalności, starając nie zaprzątać sobie dłużej głowy zmartwieniami dotyczącymi minionej nocy.
Nie przejmując się moimi w stu procentach mokrymi włosami, z których kropelki wody kapały na moją – Luke'a – koszulkę wyszłam z pomieszczenia i zdałam sobie sprawę, że mam na sobie TYLKO tą koszulkę. Luke szedł przede mną, co jakiś czas dyskretnie zerkając przez ramię, upewniając się, że idę za nim, więc miałam nadzieję, że może nie zauważył...
Co ja pieprzę, oczywiście, że zauważył.
Moje policzki ponownie zalała fala czerwonego koloru, a kiedy spojrzenie chłopaka skrzyżowało się z moim, usłyszałam cichy chichot. Miałam ochotę zrzucić go ze schodów, po których w tamtym momencie szliśmy, ale byłam zbyt zajęta rozpatrywaniem tego, co działo się przed momentem. Chciałam zapamiętać każdy szczegół... Wracałam myślami do momentu, kiedy jego dłonie znajdowały się na mojej twarzy... Był taki delikatny i opiekuńczy. Nie nadawał się na maszynę do zabijania, którą musiał być dla Sam'a. Nawet jeśli chciał sprawiać tokowe wrażenie. Był inny, niż pokazywał na to jego wygląd, czy ogólne pierwsze wrażenie. Pozory mylą... zdecydowanie.
Znowu poczułam jak spędzona na imprezie noc daje mi się we znaki. W moim brzuchu zaburczało, choć sama nie wiem z jakiego powodu, ponieważ nie odczuwałam głodu i to było dość niepokojące. Na szczęście chyba proszki, które zostawił mi Luke okazały się jednak być tabletką przeciwbólową, a nie gwałtu, bo chociaż diabelnie pulsujący ból głowy dał mi spokój.
-Latte czy Cappucino?- zapytał chłopak, kiedy wygodnie rozsiadłam się na stołku w kuchni, a on grzebał po szafkach.
Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Chociaż może chciał odciągnąć moja uwagę od zmartwień. Kto to wie. Był nie do rozszyfrowania!
-Latte... chociaż w sumie walnij do tej szklanki ze trzy albo najlepiej cztery łyżki kawy, nie dolewaj mleka i daj mi jakiegoś energetyka...- burknęłam podpierając głowę na ręce o stół.
Kiedy tylko usiadłam, poczułam, że nie chcę podnosić się z miejsca przez przynajmniej najbliższe kilka godzin. Byłam wykończona.
Chłopak tylko odrobinę uniósł kąciki ust. Spodziewałam się przynajmniej stłumionego chichotu. Może uśmiechu. A tu grymas. Coś mu chodziło po tej jego blond czuprynie, ale nie miałam pojęcia co. Wiedziałam jednak, że słabo mu wychodziło odciąganie moich myśli od imprezy...
W sumie nic konkretnego się od niego nie dowiedziałam o wydarzeniu, które najbardziej zapadło mi w pamięci. Chociaż może to i lepiej. Najważniejsze było to, że do niczego nie doszło. Bo Luke by mnie nie okłamał... prawda?
-Mówię serio...- wymamrotałam.
-Zauważyłem - odpowiedział sucho.
-Czy to miało mnie obrazić?- podniosłam się i rzuciłam mu wymowne spojrzenie.
Chciałam się z nim podroczyć, co nie było w moim stylu... ale w końcu miało być inaczej, prawda? Nie zmieniałam się pod złym wpływem jakiejś osoby, nie zmieniałam się dla kogoś. Zmieniałam się dla siebie i tylko dla siebie, bo po prostu nie mogłam już znieść tego, że zachowywałam się jak ciągły Kłapouch. Mimo że to wcale nie było zamierzone.
Wiadomo, każde wydarzenie, każda najmniejsza rzecz, która sprawiała mi ból, zawsze bedzie bolała i zawsze gdzieś będzie w mojej pamięci. Ale od przeszłości można albo uciekać, albo wyciągnąć z niej jakieś wnioski. Ja właśnie wyciągałam wnioski.
-Ależ nie, nie, o pani – ukłonił się. -Chciałem tylko zaznaczyć, że pewnie bawiła się pani wyśmienicie – rzekł z nadwornym i denerwująco wyrazistym, brytyjskim akcentem.
Luke miał wiele twarzy. To zdążyłam zauważyć od samego początku. Był zabawny, kiedy trzeba, służył pomocną dłonią, kiedy tego potrzebowałam, potrafił być dupkiem, kiedy sam tego chciał, ale był także niesamowicie zadufany w sobie i najwyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że leci na niego pół populacji płci żeńskiej na ziemi i zdecydowanie wykorzystywał to. Chociaż nie było co udawać. Był przystojny i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
-Taaa...- wywróciłam oczami i znów usiadłam.
-To co? Robię Latte – puścił mi oczko, zadowolony z faktu, że atmosfera się rozluźniła.
-Jasne...- mruknęłam tylko.
Między nami zapanowała cisza. Żadne z nas jej nie przerwało, więc miałam nadzieję, że nie tylko mnie ona odpowiadała. Mogłam w spokoju przyglądać się ruchom blondyna. Miał na sobie zwykłą czarną koszulkę bez ramion z jakimś nic nie znaczącym dla mnie napisem i szare dresowe spodenki za kolana. Zwykły, typowy „po domowy” strój, a nawet w nim potrafił wyglądać seksownie. W duchu dziękowałam Bogu, że postanowił założyć koszulkę.
-Luke?- odezwałam się jako pierwsza, kiedy bez słowa postawił przede mną szklankę z parującą cieczą.
Mruknął tylko w odpowiedzi patrząc na mnie wyczekująco.
-Jak to się... jak znalazłam się u ciebie w domu?- zapytałam nieśmiało.
Blondyn zaśmiał się ciepło i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Denerwował mnie fakt, że zachowywał się, jakby nic się nie stało. Może to i dobrze, bo ja także starałam się coś takiego robić, ale to nie ja zachowywałam się jak dupek. Oczekiwałam choć słowa wytłumaczenia, czy zwykłego przepraszam.
-Naprawdę nic nie pamiętasz?- zapytał z lekkim rozbawieniem.
-Śmieszy cię to?- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie mrużąc oczy.
-Nie... to znaczy. Ehhh... nieważne – pokręcił głową z niesmakiem i wstał. -Po prostu cię stamtąd zabrałem, jak całkowicie najebana odleciałaś. A gdzie indziej mogłem się zabrać, jak nie do siebie? Pomyśl- znów zmienił się w tamtego chłopaka, od którego się wyprowadziłam.
To było przykre, jak sekunda może go zmienić. Jak w sekundę staje się kimś innym.
-Mhm...- odpowiedziałam tylko i także wstałam ze stołka, ignorując przygotowaną dla mnie kawę i powędrowałam na piętro.
Wróciłam z sukienką w ręce i nie zwracając uwagi na fakt, że na dworze jest przeraźliwie zimno, jak to w listopadzie bywa, udałam się w stronę drzwi w samej koszulce i do tego z nadal mokrymi włosami. Najzabawniejsze było to, że nawet nie miałam butów na nogach.
-Em., gdzie idziesz?- zapytał Luke łapiąc mnie za nadgarstek w momencie, kiedy sięgałam po klamkę.
-A jak sądzisz? Do domu, kretynie – rzuciłam oschle.
Nagle jego spojrzenie złagodniało, a dłoń ściskająca moją rękę osunęła się bezradnie po mojej skórze.
-Proszę cię, możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym rozmawiać, Luke – odpowiedziałam tylko i ponownie wyciągnęłam rękę ku drzwiom.
-Proszę... to dla mnie ważne – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Widać było, że każde słowo przychodzi mi z trudem. Nie patrzył na mnie. Zajął się podziwianiem swoich stóp.
Milczałam, także unikając patrzenia na chłopaka. Musiałam racjonalnie przemyśleć sprawę. A na pewno nie pomogłyby mi w tym jego magnetyzujące spojrzenie. Nie wiedziałam, czy mam ochotę go słuchać, czy mam ochotę od razu mu przywalić i wyjść bez słowa.
Moje starania poszły się walić, w momencie kiedy niechcący spojrzałam w górę napotykając oczy Luke'a przewiercające mi dziurę w głowie.
Ten głęboki niczym ocean błękit...
-Dobra – odpowiedziałam cicho.
Jaka ja jestem słaba...
-Dobra – powtórzył po mnie idąc do salonu i zapewne tego samego oczekując ode mnie.
Rozsiadł się na kanapie, a ja mając ochotę go obserwować, zasiadłam w fotelu, na wprost niego.
-Słucham – powiedziałam, starając się go zachęcić, a równocześnie chcąc brzmieć ostro.
Blondyn westchnął.
-Chciałem... chciałem cię – westchnął. -Chciałem cię przeprosić – wydusił tak szybko, że ledwo zdążyłam go usłyszeć.
Spojrzałam na niego marszcząc czoło z niesmakiem.
-Więc przeproś – bąknęłam.
-Ale ja przecież...- podniósł głowę i spojrzał na mnie zdezorientowany. -No tak – jego twarz wygięła się w grymasie, uniósł na sekundę brwi, zastanawiając się prawdopodobnie nad odpowiednim doborem słów.
-Ja... nie chciałem... - znów westchnął. -Nie wiem co powiedzieć...
-Najlepiej prawdę. Mam dość życia w kłamstwie – wypaliłam nieświadoma swoich słów.
Sama kłamałaś, kretynko...
Założyłam spokojnie ręce na piersi czekając na słowa Luke'a.
-Nie jestem pewien, czy chcę żebyś...- odpowiedział po kilku sekundach, ale urwał w pół zdania jakby zdając sobie sprawę, że wypowiada swoje myśli na głos.
-Żebym co?- odpowiedziałam pretensjonalnie rzucając mu wściekłe spojrzenie. -Żebym dowiedziała się prawdy, co?!- krzyczałam.
-Emily...- chłopak wstał i zaczął do mnie podchodzić.
-Nie! Żadna Emily!- wstałam i sama podeszłam do blondyna. 
Spojrzałam mu prosto w oczy i wpatrywałam się w nie przez chwilę, starając się uspokoić. One działały na mnie w pewien sposób kojąco. -Jak chcesz mnie przepraszać kłamstwami, to daruj sobie. Przyjmuję tylko prawdę. Jak nie jesteś w stanie zdobyć się na taki wyczyn, to żegnam – wyszeptałam prosto w jego usta, które były niebezpiecznie blisko moich.
Wyminęłam chłopaka nie dając mu szansy na odpowiedź i chcąc wyjść, by nie patrzeć dłużej w błękit tęczówek przepełnionych tak ogromną ilością bólu. I tak potrzebowałam naprawdę dużej siły do nie wymięknięcia i powiedzenia mu, co myślę o jego zachowaniu.
-Emily zaczekaj...
-Co znowu?!- krzyknęłam.
Wtedy Luke złapał mnie za rękę, wyrwał z niej moją sukienkę i rzucił ją na podłogę. Zrobił to w tak ekspresowym tempie, że nie zdążyłam nawet zareagować.
-To... – wyszeptał przez tym, jak nachylił się i złączył nasze usta.
Nagle cały mój gniew zniknął. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo go pragnęłam. Jak bardzo pragnęłam był choćby blisko niego. Zbyt długo oszukiwałam siebie. Zbyt długo traciłam czas na rozmyślanie o tym, że nic z tego nie będzie, że on nic do mnie nie czuje i nie poczuje. Czas zaczął działać i wreszcie mogłam to sprawdzić.
Pospiesznie oddałam pocałunek, z początku gwałtowny i impulsywny. Jakby chłopak chciał mi w ten sposób przekazać swoją pewnego rodzaju desperację.
Moje ręce mimowolnie zawisły na szyi blondyna, przez co poczułam jak uśmiecha się spod moich warg. Jego duże dłonie z mojej twarzy powędrowały na talię, delikatnie mnie masując.
Wtedy zwolnił tempo. Nasz pocałunek stał się bardziej leniwy i namiętny. Podniosłam się delikatnie na palcach, jakby chcąc poczuć Luke'a bardziej i bliżej siebie. Rozchyliłam delikatnie wargi, a wtedy jego język zwinnie wsunął się do środka. Graliśmy w pewnego rodzaju grę – kto dostarczy komu więcej przyjemności.
Można było to także nazwać tańcem – współgraliśmy i zsynchronizowaliśmy się ze sobą idealnie.
Końca nie było widać, a mnie brakowało tchu. Czułam się tak błogo i tak beztrosko. Jakbym unosiła się nad ziemią. Usta Luke'a były takie delikatne... Takie... idealne. Smakowały tak cudownie. Nie chciałam tego przerywać.
Wtedy uczynił to Luke. Odsunął się na mnie, wciąż stykając się ze mną czołem. Niemal nie jęknęłam z rozpaczy ciągle pragnąc go czuć. Oboje strasznie dyszeliśmy z braku tlenu. Jego dłoń znów zaczęła gładzić mój policzek. Ciągle patrzyliśmy sobie w oczy, jakby doszukując się w nich czegoś nowego. Po dosłownie kilku, nie więcej niż pięciu sekundach blondyn tym razem delikatniej, wpił się na chwilę w moje usta, na końcu odrobinę pociągając ustami moją dolną wargę.
Przymknął oczy oddalając się ode mnie i dalej dysząc. Byłam tak zdezorientowana, a moje motylki w brzuchu tak wariowały, że nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po prostu się do niego przytuliłam, wiedząc, że kolejny pocałunek byłby już niestosowny. Chociaż w sumie cała ta sytuacja była niestosowna.
Zaciągnęłam się zapachem jego koszulki i zamknęłam oczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie jak największa idiotka, ale nie przeszkadzało mi to.
Właśnie całowałam się z największym przystojniakiem w Londynie. To się liczyło.
Życie czasem ma dla nas niespodzianki, na które wcześniej nas w jakiś sposób przygotowuje. Ale zdarzają się tacy debile jak ja, którzy takie wskazówki ignorują. I zdecydowanie taka kolej rzeczy mi odpowiadała. Pocałunek smakował lepiej, gdy był niespodziewany. Nie wymuszony, nie zaplanowany, nieoczekiwany. Idealny.
Tylko najgorsze było to, że to niczego nie wyjaśniało.
Wszyscy wszem i wokół trzymają się słów sławnych aktorów, wokalistów, pisarzy – że każdy zasługuje na drugą szansę. Czasem ot tak wprawiają te słowa w czyn. Później tego cholernie żałują, cierpią... ale mimo to, ponownie popełniają taki sam błąd. Tylko dlaczego? Po to, żeby za wszelką trzymać się twoich autorytetów? Żeby pokazać sobie, że potrafi się uczyć na błędach innych i jak ktoś starszy i sławny coś powie, to my musimy to robić? To bardziej niż idiotyczne. Każdy człowiek musi czegoś doświadczyć na własnej skórze, uczyć się na własnych błędach. I przede wszystkim nigdy więcej takowego błędu nie popełniać! Chyba nikt nie lubi być raniony. Do tego przez własną głupotę... 
Niektóre porażki innym wydadzą się błahe... ale to może być dla nas tak poważne, że zaprowadzi nas na złą drogę i zmanipuluje nas do czynów, na które tylko garść ludzi potrafi się zdobyć. Lecz to nie czyni z nas bohaterów. Tak, mam na myśli tutaj samobójstwo. Samobójstwo popełniają tchórze. Bo tylko ludzie odważni i silni idą dalej z tym brzemieniem i starają się naprawiać swoje błędy.
Druga szansa dana na oślep i bezpodstawnie prowadzi to takich oto skutków. I to nierzadko.
Nie możemy przebaczać komuś tylko dlatego, że „wydaje” nam się, że ta osoba na takowe zasługuje. To byłoby zbyt łatwe. Trzeba pokazać, że za błędy trzeba zapłacić odpowiednią karę. A na kolejną szansę zasłużyć i porządnie zapracować.
Każdy człowiek jest zdolny do wybaczenia. To nie tak, że osoby, które nie przebaczają są zimne i bezuczuciowe. One po prostu chowają zbyt dużą urazę to człowieka, który wyrządził im krzywdę. Czasem ma to na psychice tak duże odbicie, że nie są w stanie się podbierać. To zrozumiałe. Wiedziałam o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Ale czasem trzeba porządnie ocenić osobę i sytuację, bo ktoś może naprawdę żałować swoich czynów. Trzeba być rozsądnym i panować nad swoimi czynami i uczuciami w takich chwilach. Nie można tracić chwil, które możemy spędzić na uszczęśliwianiu samych siebie, na gniew wywołany jakimś frajerem, które kompletnie nie jest tego wart.
Nie wiedziałam, czy umiem wybaczać. Nigdy nie musiałam. Zazwyczaj po prostu ludzie mnie ranili i uciekali. Znikali. Nikt mnie nie potrzebował. Nikomu nie zależało na moich uczuciach. Nikomu nie zależało na mnie. Bawili się mną i po prostu znikali. Dopiero moje obecne położenie, miało mi uświadomić, do czego jestem zdolna. I czy jestem jeszcze coś warta.
Tylko pytanie, czy Luke zasługiwał na drugą szansę...?

_____________________________________________________________________________
Witam moich najukochanszych na świecie misiaczków! ♥
1. Więc co to tego, co napisałam na wstępie. Zbliżamy się ku końcowi... ale czego? Więc wybór należy do was, 
możemy zrobić teraz przerwę (około miesiąca)- zakończyć pierwszą część opowiadania, a ja później do was wrócę z drugą częścią (rozdziałów na pewno będzie mniej niż w części I)
lub
możemy zakończyć to opowiadanie za jakieś kilka rozdziałów, a ja wrócę do was za jakiś czas i zacznę pisać coś całkiem nowego
lub
może po prostu dodam epilog, gdzie będzie zawarte wszystko, co się działo u naszych misiaczków (skrót moich pomysłów co do dalszej części opowiadania), a później wracam w nowym opowiadaniem.
Dla mnie jest to w pewnym sensie obojętne, ponieważ mam już pomysł na następne opowiadanie, ale może wy chcecie jakieś dalsze losy bohaterów tego opowiadania, na co też mam pomysł. Lecz zaznaczam, to poważna decyzja, ponieważ rozdziałów na pewno będzie mniej niż w części I. Żebyście się nie rozczarowali. 
Jak już kiedyś pisałam, nie jestem zwolenniczką ciągnięcia w nieskończoność czegoś, co można zakończyć w odpowiednim momencie. Jednakże może wy nie chcecie rozstawać się na razie z tym opowiadaniem. 
Tym razem, daję wam wolną rękę :) Piszcie w komentarzach. To naprawdę jest dla mnie ważne. Macie czas, do dodania 27 rozdziału. Może dodam ankietę, kiedy będę mogła, ale na tą chwilę KOMENTARZE.

Dziękuję, że jesteście tacy kochani i się tak udzielacie :*
Mam cholernie trudny okres w szkole. Kompletnie nie daję rady :) Wybaczcie, że tak późno. Nie ma sensu dłużej się rozwodzić. Czuje, ze zawale ten rok, tak jak poprzedni i tyle ;) Tyle ze jeszcze bardziej.
Jestem w kompletnej rozsypce. Przestaje sobie radzić ze wszystkim, więc nie wiem na kiedy zdołam coś dla was wydukać. 




Napiszcie co wybieracie. WAŻNE! ♥

4 komentarze:

  1. JEZU CUDOWNY *_*
    Ja chyba tez za opcją nr3 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie poproszę wersję trzecią: Nowy blog, to nowe możliwości.
    A rozdział jest cudny!
    Nareszcie się pocałowali!!
    To był mój najukochańszy moment w całym opowiadaniu... :* :* :* :* :* :* :*
    Mam nadzieję, że Emily da szansę Luke; owi, bo naprawdę na nią zasłużył...
    Kocham Cię i czekam nn ♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Opcja numer 3! Świetny rozdział ! W końcu coś się miedzy nimi dzieję xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybieram opcje nr3.Rozdzial cudowny :D /olczi

    OdpowiedzUsuń