piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 15: To obojętność doprowadza do szaleństwa.

 Notka pod rozdziałem. Ogłoszenia parafialne!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zdecydowanie dobrze czułam się dobrze w towarzystwie Luke'a. Może był irytujący... arogancki, chamski, uszczypliwy i tak dalej, ale mimo to, był dobrym słuchaczem. Mogłam być przy nim sobą i nie miałam przez to żadnych konsekwencji. Jednak jak wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy. Ja nie stanowiłam wyjątku.
-Przecież muszę wrócić do domu. Nie mogę ot tak zamieszkać u ciebie i porzucić swojej codzienności. Tak się nie da - oznajmiłam, kiedy Luke wbijał mi do głowy fakt, że muszę u niego zostać. Mówił to tak, jakby próbował mnie przed wszystkim bronić. Jakby był w trakcie pozbywania się problemu i chciał mi powiedzieć „Daj mi tylko jeszcze troszkę czasu. Tylko troszkę, błagam”.
-Wiem... ale nie możesz też wrócić.
-Nie ma mowy. Wracam do domu. Czy tego chcesz, czy nie. Nie mogę przez jakieś tam... Po prostu nie mogę u ciebie zostać i tyle, tak trudno ci to pojąć?- odpowiedziałam czując narastające poirytowanie.
-Tak, tak trudno mi to pojąć. Która normalna dziewczyna, przy zdrowych zmysłach chce wracać do domu, którego adres zna niebezpieczny szef największego Londyńskiego gangu i z którego ją porwano, po czym zgwałcono, a w efekcie tułała się kilka dni po nieznanych ziemiach? Się kurwa pytam która?!- zadrżałam pod wpływem jego głosu, nieznacznie się kuląc.
W tamtym momencie miałam dość jego dyrygowania mną. 
-Kompletnie nie obchodzi mnie twoja opinia, na temat tego, co robię. Wrócę do domu, z twoim poparciem, czy bez - odszczekałam się i najzwyczajniej w świecie wyszłam.
Czułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz... zawiedzenia. Gdzieś w głębi mnie, w głębi mojego umysłu wierzyłam, że przestanie być tak oschły, ale znów, znów moje myślenie nie wyszło mi na dobre. 
Nie wyszedł za mną. Nie zatrzymał mnie, nie krzyknął. Nie zrobił nic. Bo nie tłuczenie szklanek, czy talerzy, nie krzyki i rozterki bolą najbardziej. To obojętność doprowadza do szaleństwa. 


*
Pierwsze co zrobiłam po wejściu do mieszkania, to zamknęłam drzwi, po czym rzuciłam się do zamykania okien i drzwi balkonowych, następnie zasłaniając je roletami i zasłonami. Po chwili, pomimo dnia za oknami, wewnątrz domu panowały egipskie ciemności. Nie czułam się z tym źle. Wręcz wypełniało mnie poczucie spełnienia, kiedy mogłam zostać sama ze sobą nie pozwalając choć jednemu promyczkowi światła musnąć mojej skóry.
Usiadłam na kanapie i dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak duży natłok myśli gromadzi się w mojej głowie, kiedy tylko przekroczyłam próg drzwi domu Luke'a. 
Najdziwniejsze było to, że nie czułam tego co zwykle. Kiedy tylko zaczęłam sprzeczać się z Luke'iem, czułam, że następne kilka godzin spędzę na płakaniu i użalaniu się nad sobą. Lecz wcale tak nie było. Mimo że chciałam być na niego zła, za to, że ma na mnie tak dziwny i niewytłumaczalny wpływ, że tak mną dyryguje i tak mi rozkazuje, to i tak na samo wspomnienie jego twarzy, oczu i seksownego ciała uśmiech sam wkradał się na moje usta. Byłam niewyobrażalnie szczęśliwa i nie chciałam już nigdy więcej chować się przed wszystkim. Moim przyzwyczajeniem była ucieczka, zamykanie się na siebie, innych, na świat. Ale dość. Dość tego. Czas na nowe życie, nową mnie.
Wydałam z siebie okrzyk radości i aż podskoczyłam. Podeszłam do każdego okna, ponownie pozwalając wpaść słońcu do mieszkania. Okno, po oknie. Promyczek, po promyczku. Z każdym kolejnym krokiem czułam się bardziej pewna siebie. Bardziej kobieca i seksowna. Bardziej żywa.
Kilka sekund po tym, usłyszałam dzwonek do drzwi. Pełna radości pobiegłam je otworzyć, nie zważając na to, co może znajdować się za nimi.
Jednak znalazłam za nimi tego, kogo spodziewałam się ujrzeć. Luke'a. 
-Emily, wiedz, że...
-Nieważne już. Było, minęło - przerwałam mu.
-Ale ja tylko chciałem, żebyś wiedziała...
-Nie chcę wiedzieć. Zostawmy to co było, za sobą - zaśmiałam się łagodnie.
-To może... zaczniemy od początku - rzekł i wycofał się, zamykając za sobą drzwi.
Zmarszczyłam czoło.
Poszedł sobie?
Po dosłownie sekundzie usłyszałam pukanie. Wywróciłam oczami i pociągnęłam za klamkę.
-Cześć, jestem Luke i będziemy chodzić razem do szkoły - przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę.
Zaśmiałam się ponownie i pociągnęłam chłopaka za rękę, do środka.
-Nie o to mi chodziło. Nie wszystkie chwile były złe... Nie wszystko chciałabym zapomnieć - przyznałam nieśmiało chowając twarz w kosmykach włosów.
Luke przez chwilę, jakby się wahał, lecz później zamknął drzwi i powoli zaczął podchodzić coraz bliżej mnie. Poczułam jak moje serce zaczyna coraz szybciej bić, aż w końcu zaczęło wręcz kołatać w mojej klatce piersiowej, jakby miało zaraz wyskoczyć. Zalała mnie fala gorąca, a cała pewność siebie, która towarzyszyła mi tak krótko momentalnie uleciała. 
Zaczęłam synchronicznie robić krok w tył, kiedy Luke robił krok w przód. Niestety w końcu natrafiłam plecami na twardą powierzchnię. 
-Jeżeli nie wszystko zostawiamy za sobą, to znaczy, że pewne rzeczy możemy ciągnąć dalej - powiedział, a ja poczułam, że za sekundę nogi się pode mną ugną i runę na ziemię, niczym kłoda. 
Oczy chłopaka płynęły żywym ogniem. Tańczyły w nich dzikie iskierki pożądania, pomieszane z niepewnością.
Chłopak zrobił ostatni krok, nie pozwalając oddzielić naszych ciał choćby powietrzu. Oparł prawą rękę na ścianie, na wysokości mojej głowy.
Spanikowana nie zareagowałam. 
-Obiecaj mi coś - wyszeptał tuż przy mojej twarzy.
Nieznacznie kiwnęłam głową.
-Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała - powiedział śmiertelnie poważnie, a nagle jego oczy stały się matowo-zimne. Wpatrywałam się w nie uważnie, aż przeszedł mnie dreszcz.
Nie byłam pewna co miał na myśli wypowiadając te słowa, jednakże mój umysł nie potrafił zdobyć się na lepszą odpowiedź, jak tylko
-Obiecuję.
-Trzymam cię za słowo - wyszeptał. Iskierki wróciły ze zdwojoną siłą, zapewne także u mnie. 
Kiedy już myślałam, że zostawi mnie i odejdzie, zaczął powoli zbliżać swoją twarz do mojej. Motylki w brzuchu zaczęły wariować i wstrzymałam oddech, jakby w oczekiwaniu. W jednej chwili jego usta znalazły się milimetrów od moich. Spojrzał mi głęboko w oczy, ale nie pocałował mnie. Jakby wyczuł, że  nie jestem gotowa. Zamiast tego zjechał głową niżej, ocierając się policzkiem o moją skórę. Po chwili poczułam jego usta na obojczyku. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Pocałował mnie raz. Delikatnie i przeciągle. Tuż koło miejsca, gdzie znajdowała się rana, po której ślad miał pozostać tam na całe moje życie. Jego wargi były miękkie. Jakby stworzone do pocałunków. W duchu jęknęłam z rozkoszy. Nawet David, mój były, ten wyćwiczony, ten który całował dziesiątki dziewczyn, nie był w stanie jednym pocałunkiem w szyję doprowadzić mnie do takiego stanu.
-Chodź księżniczko, spakujemy twoje rzeczy - oznajmił.
Wcale nie przerwał tej miłej i romantycznej atmosfery. Ona nadal wisiała gdzieś wysoko w powietrzu i tylko czekała, żeby kiedyś ponownie zatoczyć się i wypełnić przestrzeń między naszą dwójką.
Wedle polecenia, oboje powędrowaliśmy na piętro, do mojego pokoju. Nawet się nie sprzeciwiałam. To nie miałoby sensu. W którymś momencie i tak wyszło by na zdanie Luke'a. To on był głównym zarządzającym tamtą sytuacją. Nie chciałam tak po prostu porzucić swojego domu. Nie czułam się w nim dobrze, bo przypominał mi o każdej krzywdzie,  o każdym bólu jakiego doświadczyłam. Aczkolwiek miałam więcej nie uciekać od problemu. A mieszkanie u Luke'a było właśnie tym.
Mozolnie zbierałam pojedyncze rzeczy, następnie pakując je go walizek, torebek i wszystkiego w co dałoby się cokolwiek spakować. Jak powiedział Luke "To nie jest chwilowe", co wiązało się z tym, że miałam wziąć nie tylko najpotrzebniejsze rzeczy, tylko te wszystkie. Jednak nie posłuchałam go. Brałam tylko to, co miałam ochotę w tamtej chwili zabrać. Serce podpowiadało mi, że kiedyś wrócę do domu. Że wszystko będzie dobrze.
-To już wszystko - oznajmiłam rozglądając się wokół i podpierając pod boki.
-Jesteś pewna?- zapytał chłopak, łapiąc za rączkę jedną z walizek. 
Nie zabrałam żadnej sukienki, moich ukochanych fotek, lokówki, prostownicy, biżuterii, połowy butów, więc nie. 
-Tak. To wszystko - po raz ostatni rzuciłam przelotne spojrzenie na pokój i wyszłam, wystawiając wszystkie rzeczy za zamknięte drzwi. 
-Zaraz. My mamy to zanieść do ciebie?- zapytałam schodząc po schodach.
-Zobaczysz - zaśmiał się serdecznie.
Wyszłam z domu, a moim oczom ukazał się wyglądający na nowiutki samochód marki Lexus. Może i nie znałam się na samochodach, ale to na 100% był Lexus.
-Chcę żebyś wiedziała, że to tylko dla twojego dobra. Nie robię ci tego na złość - powiedział Luke wkładając po kolei torby do samochodu. 
Ledwo dotarły do mnie jego słowa. Byłam zajęta podziwianiem maszyny.
Luke zachowywał się... co najmniej dziwnie. Jakby traktował całkiem normalnie fakt, że pakuje do mega drogiego samochodu walizki dziewczyny, która stoi oszołomiona i oczarowana jego blaskiem. Odnosiłam wrażenie, że zaraz wybuchnie śmiechem, starając się brzmieć całkiem poważnie. Jednak kiedy w końcu zaszczyciłam go spojrzeniem, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Była kamienna, niczym posąg stojący w muzeum. Piękny posąg. Taki, który każdy pragnie wykraść, postawić w domu, urządzić ołtarzyk, jak jakiemuś bożkowi i pobierać opłaty od osób, chcących go zobaczyć...
Moja logika z dnia, na dzień przerażała mnie coraz bardziej. 
Westchnęłam otrząsając się z transu i uśmiechnęłam się delikatnie w odpowiedzi na słowa chłopaka. 
Nie powiedział już nic, tylko otworzył mi drzwi i ukłonił się nieznacznie. Wywróciłam oczami i wsiadłam do auta. Siedzenia wyłożone były skórą. Mięciutką, czarną skórą. Zatopiłam się w siedzeniu pasażera w jednej chwili pragnąc nigdy nie wyjść z samochodu. Po chwili ruszyliśmy... A raczej po chwili byliśmy na miejscu. Luke'a raczej nie bardzo obchodziły znaki i przepisy, więc jechał jak chciał, którędy chciał i z jaką prędkością chciał. Nie przeszkadzało mi to. Lubiłam to uczucie pozornej wolności, kiedy samochód prawie że unosił się nad powierzchnią asfaltu. 
W milczeniu zanieśliśmy wszystkie bagaże do domu chłopaka. Tym razem była to niezręcznie cisza. Może dlatego, że ta sytuacja przypominała dwie opcjonalne sytuacje. Jedna to wprowadzka dziewczyny do domu chłopaka, by stworzyć kochającą się rodzinę i inne bzdety. Druga to wprowadzka do domu osoby, której się nie zna, tylko dlatego że jest się bezdomnym. Choć pozostawała też opcja wprowadzki nieznośnej, młodszej siostry, ale kogoś takiego mu chyba nie przypominałam... prawda? No bo w końcu nie całuje się siostry. 
W każdym razie, było niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Dla nas obojga.
-Będziesz mieszkać w moim pokoju. Ja przeniosę się do... gościnnego -oznajmił.
Bez słowa wzięłam jedną torbę i zaczęłam iść na piętro. Luke nie zauważył w tym nic dziwnego, pewnie dlatego że dotychczas trwaliśmy w milczeniu. Jednak ja zrobiłam to po to, by nie słuchać jego słów sprzeciwu.
Minęłam jego pokój i poszłam dalej, wprost do pokoju gościnnego. Położyłam swoje rzeczy na łóżku i zaciągnęłam się powietrzem. Poczułam nowość. Jakby pokój nigdy nie był używany. Co było dość prawdopodobne. 
-Emily? Co ty wyprawiasz?- dobiegł mnie głos z drzwi.
Luke stał w wejściu, nonszalancko oparty o framugę, z założonymi rękami na klatce piersiowej. Przypomniał jednego z tych niewyobrażalnie przystojnych aktorów, którzy właśnie po takiej scenie, pieprzyli jakaś laskę. 
Boże... idiotka. 
-Rozpakowuję się. A co?
-Miałaś spać w moim pokoju. 
-Ale tak się składa, że to ja jestem twoim gościem, więc to mnie należy się pokój gościnny. Całkiem tu przytulnie - odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. 
Nie kłamałam. Było w porządku. To nie to samo co spanie w łóżku takiego ciacha jak Luke, do tego nim pachnącym, ale nie było źle. 
-I łóżko wygodniejsze niż to w salonie - zaśmiał się i odepchnął się delikatnie ciałem od futryny. 
-Proszę cię. Chociaż raz, zrób to, o co się proszę i śpij u mnie - ukucnął i złamał mnie za dłonie, spoglądając w oczy.
Chyba już wtedy wyczaił, jak działa na mnie jego spojrzenie. 
Nie tym razem, skarbie.
-Nie. Chociaż raz, ty posłuchaj mnie i pozwól mi spać tutaj.
-No dobra... ale śpimy na zmianę. Raz ja u siebie, raz tutaj. Raz ty tutaj, raz u mnie. Stoi?- pociągnął mnie za dłonie do góry, tym samym powodując, że jedyne co widziałam, to jego klatka piersiowa.
Czułam się nieswojo z faktem, iż traktuje mnie momentami jak jego dziewczynę... powinnam zapewne czuć radość, czy coś w tym rodzaju, ale przecież w końcu to ja jestem ta inna, co nie?
-Stoi - uśmiechnęłam się, pomimo wątpliwości.
Luke posłał mi ciepły uśmiech z góry, powoli zamykając mnie w uścisku i wciąż się na mnie patrząc, jakby czekał na moją reakcję, krok, po kroku. Już po kilku sekundach stałam z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała i przyciśniętymi do niego, silnymi ramionami Luke'a. Patrzyliśmy się na siebie, podziwiając każdy kawałek naszych twarzy. Wreszcie nie czułam dyskomfortu. Mogłabym trwać w tamtej chwili wiecznie. Już nie nadążałam sama, za sobą.
-Teraz ty mi coś obiecaj - wyszeptałam.
-Obiecuję.
-Nawet nie wiesz co - obruszyłam się.
Mimo wszystko, obietnica nadal stanowiła dla mnie zasadę, której nigdy nie można było złamać.
-To nieistotne. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa - szepnął i powoli zaczął zbliżać swoją twarz ku mojej. Czułam, że tym razem nie ma zamiaru pocałować tylko mojego obojczyka.

________________________________________________________________________________
No cześć miśki! Witam po przerwie! :*
W sumie ślęczałam nad tym rozdziałem dość długo, ponieważ nie mogłam dojść do siebie po tak długiej (jak dla mnie) przerwie od pisania. Nie wiem czy wyszło mi to na dobre, czy nie, w każdym razie wiem już, że tegoroczne wakacje, co by się miało dalej wydarzyć i tak były (są) najlepszymi w moim życiu! Jak na moje oko, to coś mi wyszło, może nic dobrego, ale coś tam wyszło hehe.
Tego nie da się w żadnej sposób opisać słowami, ponieważ to moje wewnętrzne przeżycia i przemyślenia, a jak niektórzy z was już zauważyli, mnie nie da się ogarnąć. Wiadomo, może życie nigdy nie było i nie zapowiada się być kolorowe, ale jednak mimo to, jest wspaniale. Jakby nie było, problemy i smutek to nieodłączna część mojego życia, więc...
Wiem, że rozdział jest krótki, ale każdy kto pisze, dobrze wie, że kiedy coś się długo pisze, dopracowuje każdy szczegół, a nagle sprawdza wykonaną pracę i widzi, że jest tak mała, to aż się odechciewa. Wiadomo, że nie będę nic pisała na siłę, ponieważ czegoś takiego nie będzie nikt w stanie czytać. To nie polega na pędzeniu przez opowiadanie i dodawanie jak najczęściej "czegokolwiek", tylko dodawanie czegoś, co według nas samych wydaje się być w porządku. Ja właśnie to robię, staram się sama być przynajmniej w połowie zadowolona z rozdziałów, no chyba że kompletnie nie mam warunków do pisania i wiem, że to co 'napociłam' jest granicą moich chwilowych możliwości, a nic długo nie dodawałam na bloga, to po prostu publikuję to, co mam. Musicie też uzbroić się w cierpliwość i zrozumienie, kochani.
Mam nadzieję, że rozdział komuś się podoba, ponieważ zyskałam pod moją nieobecność jeszcze jednego obserwatora! :* (Jeżeli już tu jesteś to napisz w komentarzu "Elo-melo"). I chyba łącznie dwóch nowych czytelników. Mam ogromną nadzieję, że będziecie ze mną na stałe, więc witam was serdecznie w mojej załodze! :*
Starałam się troszkę przyspieszył, ponieważ zauważyłam, że ciągnę w nieskończoność to czajenie się na siebie Emily i Luke'a, te całe zmiany w życiu dziewczyny, których wcale nie wprowadzam, więc postanowiłam troszkę przyspieszyć, żeby nikogo nie zanudzić :) Równocześnie opowiadanie będzie odrobinę krótsze, co w pewnym sensie jest plusem, ponieważ nie będę ciągnęła jakiejś sielanki przez kilka rozdziałów, czy też wywoływała nagłych, nudnych, znanych każdemu dramatów rodem z "Dlaczego ja?".
GOŚCI ANONIMOWYCH, PROSZĘ O PODPISYWANIE SIĘ W JAKIKOLWIEK SPOSÓB!
Ale się rozpisałam, uhuhu xD
Jak wasze wakacje? Chwalimy się moi drodzy! :)

2 komentarze:

  1. Elo-melo XD Świetny rozdział na parwde :) czekam na następny :* Weny kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na nn ! <3
    pisz szybciutko

    OdpowiedzUsuń