piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 16: Kim jesteś i co zrobiłeś z Luke'iem?

-Nie mogę... - szepnęłam i odwróciłam głowę.
-Jasne. Rozumiem. Ja tylko... Ja nie... Pójdę się przejść - odparł zrezygnowany, a po rzuceniu na niego spojrzenia, dostrzegłam w jego oczach tyle bólu, ile jeszcze nigdy nie było mi dane ujrzeć.
Zraniłam go. Tak samo, jak inni ranili mnie. Czy czułam satysfakcję? Zdecydowanie nie. Nie zrobiłam tego nawet umyślnie. Naprawdę nie chciałam żeby mnie pocałował. To nie wydawało mi się... odpowiednie.
-Luke ja...
-Jest okej. Wrócę przed północą - rzucił oschle na odchodnym, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Czułam się źle. Po prostu źle. Chciałam czuć szczęście, a nienawidziłabym wtedy samą siebie za bycie suką, bo to tak jakby nie obchodziło mnie, że zraniłam Luke'a... Mogłam równie dobrze zacząć kłócić się sama ze sobą.
Nie mogłam zasnąć. Czułam się jak skończona idiotka. Zależało mi na nim, chciałam z nim być, a mimo to nie pozwoliłam mu na głupi pocałunek. Siedziałam w ciszy, na kanapie w salonie, wsłuchując się w nieprzerwany szum suchych liści. Zima zbliżała się dużymi krokami.
Równo o północy usłyszałam kroki. Luke wrócił. Chciałam jakoś wynagrodzić mu krzywdę, ale kompletnie nie wiedziałam jak.
-Luke?-zapytałam wstając z kanapy i idąc w stronę wejścia. Pokonałam schodki i znalazłam się twarzą, w twarz z chłopakiem.
-Co?
-Przepraszam. Nie wiem dlaczego...
-Uspokój się. Będziesz mnie teraz codziennie przepraszała za to, że się nie przelizaliśmy?- prychnął i zdjął swoją skórzaną kurtkę.
Stanęłam jak wryta. To nie był ten sam chłopak, który chciał złożyć pocałunek na moich ustach. Najbardziej raziło mnie słowo "przelizaliśmy". Nigdy nie przeszło mi przez gardło określenie w ten sposób pocałunku dwójki ludzi. Dla mnie to jednak coś znaczyło, to był na coś dowód, a takie określenia tylko szpeciły to piękno uczucia miłości.
-Ja... - zaczęłam się jąkać.
Luke minął mnie bez słowa i poszedł do kuchni.
-Co ci się stało?- zapytałam po wejściu do pomieszczenia i założyłam ręce na piersi.
-A co miało? Jakiś problem? Uraziłem twoje ego?- podniósł do góry ręce i pomachał ironicznie dłońmi na boki wypowiadając ostatnie słowo.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co on robi. Próbował się kryć. Zamaskować uczucia, które wyszły na jaw kilka godzin wcześniej. Żył w gangu. Zapewne musiał nauczyć się z zimną krwią zabijać. Musiał więc także nauczyć się chować uczucia jak najgłębiej i nikomu nie pokazywać swoich słabych punktów. Byłam pewna, że o to chodziło.
-Dobranoc - skwitowałam tylko i opuściłam kuchnię.
Czerpałam satysfakcję z faktu iż nie dałam mu szansy na dłuższe obrażanie mnie.
Mogłam przysiąc, że chłopak odprowadzał mnie wzrokiem, aż do momentu, kiedy zniknęłam z jego pola widzenia.
Miałam tylko nadzieję, że do następnego dnia mu przejdzie...


~***~
Obudziłam się dość wcześnie. Nie wyspana i zmęczona. Jakbym przebiegła maraton. Ciągle nie mogłam zapomnieć tego bólu w tych pięknych, błękitnych tęczówkach. Tak samo jak wcześniej nie mogłam zapomnieć o gwałcie. Teraz było mi to obojętne. Myślałam, że najwidoczniej tak miało być, że los tak chciał.
To właśnie jest życie, a jeśli muszę cierpieć, żeby w końcu poczuć, że żyję, to zrobię to.
Zabrałam swoją kosmetyczkę i jak jak najciszej udałam się do łazienki. W środku zaczęłam doprowadzać się do porządku... i to tak porządnie. Zaczęłam od umycia całego ciała. Ubrałam bieliznę, a następnie umyłam włosy i delikatnie podsuszyłam. Kilka kosmyków zakręciłam, na koniec wiążąc je gumkami. Nałożyłam makijaż, jak zwykle nieznaczny. Kiedy już sięgnęłam po ubrania, zastałam pustkę. Uświadomiłam sobie, że nie wzięłam nic na przebranie. Palnęłam się dłonią w czoło i po cichutku wyszłam z łazienki. Tym razem jeszcze bardziej nie chciałam obudzić Luke'a. Nie wyobrażałam, że mógłby mnie zobaczyć w samej bieliźnie. Niestety, uwaga zaskoczenie! Luke wcale nie spał. Jak tylko przeszłam kilka kroków od łazienki, stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem. Od razu poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec. Już chciałam zamknąć oczy i jak najszybciej pobiec do pokoju, żeby nie musieć słuchać chamskich gadek chłopaka, na temat mojego ciała, do czego w sumie już się przyzwyczaiłam, kiedy zauważyłam, że on tylko przelotnie na mnie spojrzał, rzucił krótkie "Hej" i najzwyczajniej w świecie zszedł po schodach. To nawet nie było dziwne. To było psychiczne! Miałam ochotę krzyknąć za nim "Kim jesteś i co zrobiłeś z Luke'iem?!". Byłam zawiedziona faktem, że wcześniejszego dnia był najpierw romantyczny, a później ewidentnie chamski, ale kiedy byłby chamski w ten... "jego" sposób, to odetchnęłabym z ulgą, bo to znaczyłoby, że normalny Luke wrócił. Ale że nic nie powiedział? Nawet jakiś przeciętny chłopak zareagowałby jakkolwiek. Spojrzał z odrazą lub zaczął się ślinić. Ale nie tak.
Otrząsnęłam się w momencie, kiedy owiało mnie zimno, co oznaczało, że Luke wyszedł. Cmoknęłam z przekąsem i poszłam pospiesznym krokiem do pokoju. Zabrałam potrzebne ubrania i wróciłam do łazienki. Tam pomalowałam paznokcie, a na sam koniec umyłam zęby. Miałam zamiar wyjść, jednak coś mnie zatrzymało. Stanęłam przed lustrem i uchyliłam kawałek czarnej, skórzanej kurtki, odsłaniając obandażowane ramie. Zsunęłam ramiączko białej bokserki i biustonosza. Odwinęłam biały materiał ukazując zagłębienie w skórze. Najdziwniejsze było to, że rana się goiła. Wcale nie potrzebowałam już lekarza, ani żadnej wizyty w szpitalu. Jedna rzecz, która mnie ucieszyła. Zmieniłam wacik i nasączyłam go wodą utlenioną, która o dziwo stała na jednej z półek z łazience. Chyba była Luke'owi systematycznie potrzebna...
Wyszłam z łazienki ponownie nasuwając ramiączka i zakładając kurtkę. Włosy zostawiłam standardowo rozpuszczone, z delikatnie poskręcanymi niektórymi kosmykami. Zeszłam na dół z zamiarem przygotowania sobie czegoś do jedzenia, jednak kiedy tylko spojrzałam na produkty znajdujące się w lodówce, wszystkiego mi  się odechciało. Westchnęłam i usiadłam przy stole. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, choć nie opuszczało mnie poczucie niepokoju. Wiedziałam, że mam coś do zrobienia, tylko za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć co.
Po kilkunastu minutach mojego bezczynnego ślęczenia przy stole Luke wrócił do domu.
-Gdzie byłeś?- zapytałam od razu.
Czułam się jak żona, która czeka na męża po nocach, tylko po to, żeby zacząć go wypytywać i oskarżać, kiedy wróci za późno. 
-Na zakupach. Lodówka świeci pustkami. A ty nie powinnaś być w pracy?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
Po chwili jego oblicze złagodniało i zlustrował mnie wzrokiem od góry, do dołu następnie nieznacznie przygryzając wargę. Jak tylko to zrobił odwrócił głowę. Zignorowałam fakt, że chłopak dziwnie się zachowywał.
Faktycznie! Praca! 
Chociaż nie miałam pewności, co do tego czy tę pracę jeszcze posiadam, ale warto mieć nadzieję.
Zaraz... skąd on wie?
-Skąd wiesz, że mam pracę?
-Bo właśnie mi powiedziałaś - puścił mi oczko.
Idiotka...
-Nieważne. Muszę iść - zgarnęłam telefon z blatu i szybko wyszłam.
Kiedy tylko wyszłam owiało mnie zimne, jesienne powietrze. Chciałam wrócić z powrotem, po coś cieplejszego, ale chciałam także za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z Luke'iem. Nie byłam w stanie oglądać go w tym jego dziwnym stanie. Ostatecznie ruszyłam dalej.
Zamierzałam najpierw udać się do pracy, którą tuż po jej dostaniu olałam, a następnie do szkoły, ale po chwili zrezygnowałam. Przecież nie było mnie tylko kilka dni, to tak jakbym była chora czy coś. Wzruszyłam ramionami sama do siebie i skręciłam w lewo, idąc na skróty. 
Już w oddali dostrzegłam napis "Au Lait Cafe", widniejący na szybie kawiarenki.
Przeszłam przez ulicę i jak najdelikatniej nacisnęłam klamkę. Rytmiczne bicie mojego serca nagle się rozregulowało. Nie wiedziałam, co powiedzieć na moje usprawiedliwienie, a przecież zapewne będą tego ode mnie wymagać... chwila. W szkole byłam chora, to i w pracy byłam chora. Genialne! Nikt nic nie będzie podejrzewał, ponieważ nie miałam numeru do Melanie, a chora nie chciałam przychodzić do pracy. Idealnie.
Aż głowa zaczynała mnie boleć, jak pomyślałam sobie ile następnych kłamstw będzie musiało mieć miejsce za to jedno. A to wszystko wina tego chorego porwania...
-Dzień dobry. Collet?- przywitałam się widząc za ladą nie czerwone włosy, lecz platynowe. 
W kawiarence jak ostatnim razem, czuć było przyjemny aromat kawy, mieszający się z ciastem. Lecz tym razem, miejsce było wypełnione po brzegi. Być może dlatego, że na zewnątrz panował porządny chłód, a była bardzo wczesna godzina. Ludzie po prostu ładowali baterie przy porannej kawie i kawałku ciasta lub kupowali kawę na wynos, by móc rozkoszować się jej smakiem w pracy.
-Dzień dobry. Co podać?- zapytała podnosząc głową znad lady i ciepło się uśmiechając.
Niestety nie do mnie. Stałam przy drzwiach. Szepcząc. Zgromadzeni ludzie tłumili każde moje słowo. Do kasy prowadziła kilku osobowa kolejka. Oszołomiona ruszyłam w stronę blondynki, ostrożnie wymijając po kolei każdego klienta i szepcząc cichutkie "przepraszam". Kiedy w końcu mogłam stanąć przed co najmniej dwudziestoletnią dziewczyną, odebrało mi mowę. Ci wszyscy ludzie powodowali rozproszenie się moich myśli na wszystkie strony. 
-Dzień dobry - ponownie się przywitałam, tym razem głośniej i wyraźniej.
-Dzień dobry. Przepraszam, ale kolejka ko...- zaczęła uprzejmie upominać mnie dziewczyna.
-Nie, nie - przerwałam jej -Ja tutaj... pracuję. To znaczy. Ja...- mieszałam się, nie wiedząc co powiedzieć. 
-Zaraz. Emily?- przyjrzała mi się z zaciekawieniem.
Ułożyło mi. Cieszyłam się, że ktoś zdążył jej powiedzieć, że mnie zatrudnili. Chciałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego zapewne jakiś blady grymas. 
-Tak... Naprawdę mi przykro, że nie było mnie tyle czasu. Nie...
-Nie szkodzi - przerwała mi i zaśmiała się łagodnie -Coś się stało?- zadała przewidziane przeze mnie pytanie.
-Po prostu byłam chora. Nie mam numeru do Melanie, a nie byłam nawet w w stanie przyjść tutaj. Naprawdę przepraszam - ważyłam każde słowo, ale starałam się mówić jak najbardziej naturalnie. Choć naprawdę było mi przykro. Nie chciałam zawalić jedynego źródła moich dochodów, przez jakiegoś frajera, który postanowił mnie porwać, zgwałcić i w cholerę porzucić. 
O Matko zaczynam myśleć jak Luke...
Stałam i czekałam na reakcję Collet. Bałam się, że wyczuła kłamstwo i będę musiała szukać nowej pracy, a przede wszystkim, że stracę Melanie, która zaczęła mi ufać, a ja potrzebowałam kogoś takiego jak ona. Chciałam dać szansę komuś kto na nią zasługiwał, a ona była taką osobą. 
-Przepraszam. Nie chcę przerywać, ale naprawdę się spieszę. Mogę wreszcie dostać moją kawę?- powiedział jeden z klientów, stojących najbliżej lady. 
-A tak! Przepraszam. Już daję. To było Latte z Vanilią, prawda?
-Dokładnie. Na wynos.
Obserwowałam jak dziewczyna zwinnie przygotowuje już po chwili gotową kawę. Zaczęłam się bać, czy sobie poradzę. 
-Proszę. Smacznego i miłego dnia!- powiedziała, uśmiechnęła się promienie i podała zamówienie mężczyźnie.
-Dziękuję. Wzajemnie - odpowiedział i wyszedł, powołując tym samym, że dzwoneczki nad drzwiami wydały z siebie radosne dzyń-dzyń. 
-Nie idziesz dzisiaj do szkoły?- zwróciła się do mnie Collet.
-Nie... najpierw muszę wziąć od kogoś lekcje - wybrnęłam z sytuacji.
-No to jak już tu jesteś, to chodź mi pomóc - kiwnęła głową na pokój kelnerek, a mnie spadł kamień z serca.

*
Wbrew pozorom praca w kawiarence nie była taka trudna. Wystarczyło opanować co wchodzi w skład poszczególnych kaw i gotowe. Spędziłam kilka wspaniałych godzin w towarzystwie Collet. Dosłownie po chwili wróciła do nas pani Sophia, która tymczasowo musiała wyjść, ale kiedy ujrzała mnie za ladą stwierdziła, że nic tam po niej oraz że świetnie sobie radzę i poszła do domu. Jednak wcale nie było tak kolorowo. No może trochę. Z początku kompletnie sobie nie radziłam, co chwilę coś rozlewałam, czy nie wiedziałam jak zrobić zamówienie, ku niezadowoleniu klientów, a rozbawieniu Collet. Po kilku wpadkach także zaczęłam sama z siebie się śmiać, przysparzając tylko każdego o lepszy humor. W sumie nieźle się bawiłam, co być może i dziwnie brzmi, bo w końcu pojęcie 'praca' kojarzy się męką i udręką, choć nie w tym przypadku. Praca w kawiarence, to czysta przyjemność. Jeszcze ten kontakt z tymi wszystkimi miłymi ludźmi. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Wcześniej chciałam unikać ludzi, ponieważ nie chciałam się natknąć na kogoś, kto chciałby mnie w jakikolwiek sposób wykorzystać. Teraz pragnęłam rozmowy z każdym człowiekiem, który pojawił się w sklepie. Pragnęłam poznać tamtych ludzi i poprawiać im humory, w tamten chłodny poranek. 
Zgwałcono mnie, czyli w pewien sposób wykorzystano. Nie rozpaczałam miesiącami zaszyta w swojej norze, tylko wyszłam ze swojej skorupy, do ludzi i zaczęłam być... sobą. Dawną sobą. Kiedyś cieszyłam się każdym dniem i brałam od życia wszystko co najlepsze. Nieważne jakie przeszkody stawały na mojej drodze, nieważne ile bólu przynosiły mi pewne rzeczy. Byłam szczęśliwa. I miałam zamiar znowu taka być. Nie chciałam by kilka osób na dobre mnie zniszczyło i zabiło we mnie chęć do życia.
Po kilku godzinach spędzonych z Collet, na swoją zmianę przyszła Melanie. Zdziwienia na jej twarzy nawet nie da się opisać słowami, choć było ono lekko pomieszane ze... złością.
Wraz z dziewczyną, do lokalu dostała się odrobina zimnego powietrza z zewnątrz. Przeszedł mnie dreszcz, a po chwili na moim całym ciele pojawiła się potocznie zwana "gęsia skórka". Już zaczynałam bać się, co będzie, kiedy wyjdę z kawiarenki.
-Emily? Co ty tutaj robisz?- zapytała bez większych wstępów, podchodząc do lady, ale zachowując od niej pewną odległość.
-Pracuję?- odpowiedziałam lekko zmieszana. W sumie nie wiedziałam co mam jej powiedzieć, choć chyba najlepszym wyjściem było ściemnianie, tak jak Collet.
-Dlaczego nie było cię tyle czasu?- założyła ręce na piersi.
Tak, była zła.
-Byłam przeziębiona. Nie mam do ciebie numeru, a nie byłam nawet w stanie tutaj przyjść, żeby kogokolwiek powiadomić, że mnie nie będzie - wypowiedziałam wyuczoną regułkę.
Kłamstwo przychodziło mi z coraz większą łatwością. Co nie do końca mi pasowało.
Założę się, że gdyby nie lada, która zasłaniała mnie aż do piersi, to Melanie zlustrowałaby mnie wzrokiem od stóp do głów, jakby chcąc się upewnić, czy to na pewno ja. Na szczęście w lokalu nie było dużo osób, tylko kilkoro zapewne stałych klientów, siedzących przy kawie i kawałku ciasta i czytających gazetę, więc w razie gdyby wybuchła, to nie zrobiłoby się z tego jakieś widowisko.
-Taaa...- wymruczała z niechęcią i charakterystycznie cmoknęła.
Nie. Jednak nie była zła. Ona była wściekła.
-To ja już będę lecieć. Muszę pozałatwiać jeszcze kilka spraw. Collet, dziękuję za wszystko. Do zobaczenia - uśmiechnięta złapałam blondynkę serdecznie za ramię i oddaliłam się w stronę naszej... szatni? Melanie od razu podążyła za mną.
-Czemu tak naprawdę cię nie było?- spytała tuż po wejściu do pomieszczenia.
-Już mówiłam. Byłam przeziębiona. Dlaczego miałabym kłamać?- odpowiedziałam, a pod koniec głos mi zadrżał, co było cholernie niebezpieczne. To zdradzało wszystko.
-Może dlatego, że prawda jest zbyt bolesna?- odpowiedziała pytaniem czerwonowłosa.
Zamarłam z kurtką w ręce. Kompletnie nie spodziewałam się takich słów z ust czerwonowłosej. Stałam mrugając i przetwarzając jej słowa. Dopiero po chwili zaczęłam zakładać na siebie skórę, jak gdyby nigdy nic. Lecz w głowie miałam masę myśli i pytań, na których udzielenie odpowiedzi, nie cierpiało zwłoki.
Najwięcej czasu w swojej "podróży" spędziłam z Luke'iem. To on był moim towarzyszem, więc co miałoby mnie boleć? Jaka prawda? No tak. Gwałt i postrzał. Dosłowny ból.
Ale przecież wraz ze mną, w mieście pojawił się Luke. Oboje zniknęliśmy i pojawiliśmy się w tym samym czasie. Dlaczego nie wymyśliłam wymówki związanej z nim? Naraziłam go na tłumaczenie jego nieobecności osobno. Choć wieść, że spędziliśmy tyle czasu razem, na jakichś 'mini wakacjach', wzbudziłaby sporo kontrowersji.
Tylko dlaczego za wszelką cenę nie chciałam by ktokolwiek dowiedział się, że zniknęłam na tyle dni z chłopakiem? Czy naprawdę wstydziłam się Luke'a?
________________________________________________________________________________
Po północy, a ja kończę pisać dla was rozdział...
Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz, ale mam malowanie w domu, a uwierzcie mi, nie da się nic napisać, kiedy ktoś ciągle drze się żeby coś mu podnieść, podać, wynieść, przynieść, zanieść, rozłożyć i co tam jeszcze. Każdy mi przeszkadza, kiedy tylko to możliwe, więc i tak dobrze, że w ogóle coś z siebie wykrzesałam. Zostały do pomalowania jeszcze tylko dwa pokoje ALE, jedno wielkie ALE. Jeden z nich, to mój pokój, więc... no chyba rozumiecie. Jakoś może coś dam radę napisać, ale naprawdę cudów na tą chwilę nie oczekujcie. Przepraszam za błędy, jak będę miała chwilę to przysiądę i co trzeba postaram się poprawić, bo obecnie padam na... wszystko.
+ małe porządki w zakładce 'Bohaterowie'
WAŻNE: oczekiwałam conajmniej CZTERECH komentarzy pod ostatnim rozdziałem, a jedyną osobą, od której komentarza się spodziewałam, jest nowa w naszej załodze osoba. Co jest? Wszyscy wyjechali, czy aż tak schrzaniłam to opowiadanie, że nikt już nie czyta?

1 komentarz: