*
Obudziły mnie czyjeś głosy. Starałam się otworzyć oczy, lecz nieudolnie. Martwił mnie przeraźliwy ból głowy. Nie przypominałam sobie jednak, żebym upadła. Właściwie nie przypominałam sobie nic, co wydarzyło się przed... straceniem przeze mnie kontaktu z rzeczywistością. Dopiero po chwili zaczynały do mnie docierać przeróżne urywki zdarzeń. Jakby kawałki krótkich filmów, urywających się w najlepszych momentach. Kiedy już głowa zaczęła mi dosłownie pękać, projekcja się zakończyła. Pozostało mi tylko poskładanie wszystkiego w całość... Jednak to, co pojawiło się w mojej głowie, nie miało nic wspólnego z odzyskaniem spokoju.Mój ojciec i matka Naomi mięli romans... do tego owocny.
Te słowa były tak... dziwne, że nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek przyjdą mi przez gardło. Ale równocześnie nie mogłam nic na to poradzić. Stało się. Podobnie jak mój gwałt. Najwidoczniej tak miało być.
Było mi przykro, że całe moje życie okazywało się być jednym wielkim kłamstwem, ale co ja mogę? Nie ode mnie to zależy. Gdzieś w głębi duszy byłam starą sobą, którą bolało wszystko co się wokół niej działo, ale na zewnątrz swoją nową, ulepszoną wersją. Taką, która już nie bała się wychylić, stawić czoła wszelkim przeciwnością i brnąć w gówno zwane życiem z każdą chwilą jeszcze bardziej.
Podobała mi się moja postawa. Wręcz napawała mnie ona dumą. Zawsze byłam bardzo uczuciowa. Wszystko dotykało mnie bardzo głęboko i każda zła rzecz, zostawiała w moim sercu kolejną ranę. Teraz zaczęłam godzić się z tym, co los stawia na mojej drodze. Nie miałam na to większego wpływu. Nikt nie ma. Owszem, nasza przyszłość, zależy od nas, ale to, co robią ważne dla nas osoby, także ma wpływ na nasz los. Ale my nie mamy większego wpływu na ich decyzje i wybory. Tak już jest. Nie wszystko w naszym życiu zależy od nas. I pozostaje tylko się z tym pogodzić. Nie ma co rozpaczać.
Przynajmniej ja już z tym skończyłam...
Coś też... coś dawało mi siłę. Tylko nie miałam pojęcia co. Coś się we mnie zmieniło. Jakbym powoli zaczęła wypierać się mojej przeszłości i nieświadomie usuwała jej części krok, po kroku. Podobało mi się to. Wydawałam się szczęśliwsza. Nawet według mnie samej. Może i ten stan był tylko chwilowy... ale czy to ważne?
Nigdy nie bałam się śmierci. Wydawała się być... dobra. Wydawało mi się, że po śmierci się już nie cierpi, że tylko przeżywa się co najlepsze. Nie wiem czy tak jest, ale nie da się o czymś przekonać, nie spróbowawszy tego. Jednak na pewno jeszcze nie nadszedł mój czas.
Nikt nie wie ile tego czasu mu zostało. Nikt nie wie czy jutro Ziemia nie spłonie, albo wybuchnie. Może zginie w wypadku, spadnie z mostu, wpadnie pod ciężarówkę, dostanie nieuleczalnej choroby. Pozostaje nam tylko cieszenie się tym, co mamy - teraźniejszością. Może i wasze życie ssie. Ale co z tego? Żyjesz! Korzystaj z tego, bo nikt inny za ciebie życia nie przeżyje! Nie można marnować takiego daru, ponieważ nigdy więcej nie dostaniemy takiej szansy. You Only Live Once, pamiętasz? Trzymaj się tego.
Jak coś się posypie, to zawsze mam wyjście. Bo nie ma sytuacji bez wyjścia. Ale nie można się poddawać, nigdy.
Moja matka jednak zniknęła po coś. Bo w końcu to podczas jej nieobecności zaczęłam „wracać”. A raczej ta prawdziwa i lepsza ja. Wydarzyły się nie tylko same dobre rzeczy, ale jednak to one mnie zmotywowały, jakby nie było. Mogłam mojej matce tylko w duchu podziękować i mieć nadzieję, że moje oczy już nigdy więcej jej nie ujrzą. Nie potrzebowałam jej.
Ciekawiło mnie tylko, co stało się z dzieckiem... a moim rodzeństwem, jakby nie było.
Chciała je usunąć, ale było za późno, czy to znaczy, że gdzieś tam jest mój brat, albo siostra?
Nie chciałam w tamtej chwili zaprzątać sobie tym głowy. Już i tak nienawidziłam i mojego ojca i Naomi. W sumie fakt, że ojciec zdradził moją mamę z matką Naomi, praktycznie nic nie zmienił. On i tak jest już martwy.
Chyba zemdlałam tylko z powodu mojego niewyobrażalnego zdenerwowania.
Najbardziej zmartwiło mnie to, że Naomi doszczętni niszczyła mi życie tylko z powodu głupoty mojego ojca i jej mamy. Ja nie miałam z tym nic wspólnego, a i tak płaciłam za ich czyny. Tak naprawdę nie miała większego powodu do nienawidzenia mnie. Cóż za pocieszenie.
Ponownie spróbowałam otworzyć oczy, sprzeciwiając się bólowi czaszki. Udało mi się. Ujrzałam w kącie Melanie i Emmę. To one tak głośno o czymś rozprawiały. Jednak nie było tam osoby, którą chciałabym zobaczyć. Luke miał mnie gdzieś. Nadal.
-Em! Nic ci nie jest?- zawołała Melanie, kiedy tylko moja ręka mimowolnie drgnęła i od razu przed oczami mignęły mi jej ogniste kosmyki włosów.
-Nie... jest okej - wymamrotałam dość nieprzytomnie -Mogę iść do domu?- zwróciłam się do pielęgniarki, stojącej w przeciwległym kącie pomieszczenia.
-Nie ma większych przeciwwskazań. Musisz tylko na siebie uważać. Masz szczęście, że cię tamten blondynek złapał. Mogłoby dojść do tragedii!- zaczęła dramatyzować, wyniośle podnosząc palec do góry.
-To znaczy, że... zaraz, jaki „blondynek”?- zapytałam dając nacisk na ostatnie słowo i wznosząc się na łokcie, krzywiąc przy tym.
-Taki wysoki blondynek. Bardzo ładny - gderała uśmiechając się sama do siebie.
-Nieważne... - postanowiłam nie ciągnąć tematu i znów opadłam na łóżko, a ono delikatnie zatrzeszczało pod moim ciężarem.
Wiedziałam, że nasza pielęgniarka była dość specyficzna i że kompletnie nic z niej nie wyciągnę. Była już w podeszłym wieku i chyba coś zaczęło jej siadać na mózg... Żyła w swoim świecie, delikatnie ujmując.
-Dziękuję za opiekę - wysapałam. Powoli się podniosłam się i nieudolnie starałam utrzymać równowagę -Do widzenia.
Zachwiałam się nieznacznie, ale jakimś cudem nadal stałam na nogach.
-Uważaj!- Emma od razu znalazła się przy mnie i podtrzymała mnie pod ramię, choć nie było takiej potrzeby.
-W porządku. Jest dobrze - zapewniłam i delikatnie zabrałam jej ręce.
-Może lepiej odprowadzimy cię do domu?- zaproponowała Mel, lekko urażona.
Żebyście się dowiedziały, że mieszkam z Lukiem? No pewnie...
Że nie!
-Nie, nie ma potrzeby. To nie aż tak daleko stąd... dam radę - uśmiechnęłam się na potwierdzenie swoich słów.
Tym razem, ku mojej radości, nie kłamałam. Faktycznie dom Luke'a był znacznie bliżej szkoły, niż mój. Bolało mnie, że znalazłam osoby warte mojego zaufania, a później tak bezczelnie je okłamywałam.
-No okej. Na pewno?- upewniła się Emma.
-Jasne. Pójdę już - uśmiechnęłam się tylko i razem z dziewczynami wyszłyśmy z gabinetu.
-Pa. Uważaj na siebie - uściskała mnie Emma, a ja poczułam się jakbyśmy stały na lotnisku, ja leciałabym gdzieś daleko, zostawiając je w Londynie. Nieprzyjemne uczucie.
Milczałam przytulając Melanie i po chwili obie dziewczyny oddaliły się ode mnie.
-Em! Zaczekaj!- zawołała Mel, kiedy tylko się odwróciłam.
-Hm?- mruknęłam, kiedy znalazła się bliżej mnie.
-Spotkamy się? Dzisiaj?- zapytała nieśmiało, oglądając się za siebie, jakby nie chciała żeby Emma ją usłyszała.
Czułam, że coś ją gryzie. Było to widać, po sposobie w jaki dreptała niecierpliwie w miejscu.
-Jasne. O 18? U mnie?- zaproponowałam.
Tak, owszem. U MNIE. Nie miałam zamiaru dłużej znosić humorów Luke'a. Jak gówno śmierdzi, to się je omija z daleka, prawda?
Czekała mnie wyprowadzka.
Właśnie między innymi przez to miałam zamiar spotkać się z Mel. Też potrzebowałam z kimś porozmawiać. Niekoniecznie o moich problemach czy coś. Tylko tak po prostu. Żeby zapomnieć.
-Okej - uśmiechnęła się.
-Emma też będzie?- zapytałam dla pewności. Nie chciałam być nieuprzejma i przygotować się tylko na jednego gościa.
-Nie, ma już plany. Tylko my dwie... To do zobaczenia wieczorem - zaczęła odchodzić -Czekaj... Nie znam twojego adresu – zaśmiała się niezręcznie, nienaturalnie.
-No tak. Zapomniałam. Umm... masz jakąś kartkę? I długopis?- zaczęłam przeszukiwać torbę, ale nic choćby podobnego nie znalazłam.
-Yyy... proszę - bez wahania wyłowiła ze swojej beżowej torebki, zawieszonej na ręce mała karteczkę i długopis.
Holley Street 24
Emily.
Nabazgrałam.Podpisałam się także dla pewności, ponieważ z doświadczenia wiedziałam, że zdarzało mi się szukać czyjegoś adresu, a kiedy znajdywałam podobne karteczki, nie wiedziałam do kogo należą poszczególne adresy. Tylko się upewniałam, że nie zapomni... Nie chciałam, żeby zapomniała.
-Powinnaś trafić. To w centralnej części Londynu. Kremowy dom - przekazałam szczegółowe wskazówki i oddałam dziewczynie kawałek papieru.
-Jasne. Dam radę. Do zobaczenia, Em - przytuliła mnie ponownie.
-O! I mogłabyś mnie usprawiedliwić dzisiaj w pracy? Muszę coś załatwić, spóźnię się z godzinkę.
-Nie ma sprawy - kiwnęła głową i pomachała mi, podbiegając do cierpliwie czekającej na nią Emmy.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Byłam na swój sposób szczęśliwa.
Zaraz, zaraz... Przecież ona miała mój adres!
Zapomniałam, że to ona dała go Lukowi, kiedy jeszcze na początku roku złożył mi wizytę.
Udawała? Ale... po co? Miałam nadzieję, że może zapomniała, czy coś. Odrobinę mnie to rozzłościło, ale w sumie postąpiłabym tak samo. Po co miałabym się ujawniać? To wyglądałoby tak, jakbym miała dostęp do wszystkich informacji i „Bój się! Widzę cię pod prysznicem! Masz kamery w całym domu!”. Nie no, pewnie nie chciała na taką wyjść. Hmmm... może i dobrze zrobiła. Ale raczej powinna się domyślić, że Luke mając adres od niej, powie mi o tym. No cóż, nie tylko ja kłamię.
Podparłam się tylko zrezygnowana pod boki i dopiero wtedy dotarło do mnie, że w moim mieszkaniu zapewne panuje istne pobojowisko... Spojrzałam przerażona za dziewczyną i już chciałam się wycofać ze spotkania, kiedy uświadomiłam sobie, że może ona mnie potrzebuje i będzie się pewniej czuła u mnie w domu, gdzie będziemy same. Ostatecznie odpuściłam sobie i stałam nadal rozkojarzona w tym samym miejscu. Rozejrzałam się jeszcze parę razy na boki i puściłam się biegiem do domu Luke'a.
Wpadłam do mieszkania chłopaka zziajana i zmęczona. Całą drogę do jego - mojego - domu biegłam. Z impetem zamknęłam za sobą drzwi i oparłam ręce na kolanach, dysząc.
-Ugh... ciężko było - powiedziałam sama do siebie, starając się wyregulować oddech.
Zapomniałam nawet zapytać, ile czasu byłam nieprzytomna. Choć nie przyjmowałam do wiadomości, że Luke będzie w domu, kiedy będę miała zamiar spakować swoje rzeczy. I nie myliłam się - do otworzenia drzwi potrzebne były mi klucze.
Po chwili odzyskałam panowanie nad sobą i od razu powędrowałam na piętro w poszukiwaniu moich manatków.
Miałam rację traktując mieszkanie u Luke'a, jako opcję tymczasową.
Niczym burza wpadłam do pokoju gościnnego. To tam znajdowały się moje rzeczy na stałe, pomimo że Luke dotrzymał słowa i co noc zamienialiśmy się miejscem, gdzie spaliśmy. Zwykle załatwiał to bez słowa. Zjawiał się u mnie z poduszką i kocem z rękach i cierpliwie czekał aż wyjdę, stojąc w progu.
Otwierałam każdą z szafek i niczym burza wywalałam z niej moje ubrania, następnie pakując je do torby, która – na wszelki wypadek - zawsze leżała koło szafki, za drzwiami.
Wepchnęłam do torby ostatnią parę jeansów i z trudem zasunęłam zamek.
Stanęłam na środku pokoju myśląc co dalej. Przeszłam do łazienki, zabierając ze sobą walizeczkę na kosmetyki, taką jaką zabiera się w podróż. Jednym ruchem zgarnęłam z półki wszystkie fiolki i buteleczki, nie zważając na to, czy coś może się wylać, czy potłuc. Sięgnęłam jeszcze po żel pod prysznic i ręcznik. Omiotłam spojrzeniem całe pomieszczenie i ku mojemu zadowoleniu nie zarejestrowałam żadnej z moich rzeczy.
Na koniec zabrałam wszystkie buty, torebki i przybory szkolne, pakując to do okazałej wielkości walizki.
Pamiętałam także przeszukać resztę domu w poszukiwaniu jakichś drobiazgów, które mogły się gdzieś zapodziać, ale nie podobnego nie znalazłam. Może dlatego, że nie byłam typem bałaganiary. Wszystko miało swoje miejsce i przeznaczenie. Dzięki temu w niecałe pół godziny byłam spakowana i gotowa. Nie wiedziałam tylko jakim cudem mam zabrać te wszystkie rzeczy do mnie do domu... Tego była za dużo na tyle drogi.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i wyciągnęłam z kieszeni telefon, który genialna ja, po kilku dniach pobytu u Luke'a zabrałam od siebie z domu, wraz z ładowarką. Dzięki temu wreszcie mogłam mieć jakiś kontakt z rzeczywistością i wiedziałam jaki jest dzień i która godzina.
Nie chciałam żeby Melanie w ten sposób dowiedziała się, że mieszkałam u Luke'a, bo to wiązało się z tłumaczeniem jej dosłownie wszystkiego. Była strasznie dociekliwa, a ja bałam się jej powiedzieć o porwaniu... choć mogłam przynajmniej jakoś pominąć gwałt. Ciężka sprawa...
Ręce zaczęły mi się trząść w ostatniej chwili. Nie chciałam tak wracać do tego co było, a wiedziałam, że Mel tym razem tak tego nie zostawi. Miałam przed nią wiele tajemnic, a ona się przede mą otworzyła. Bolało mnie to, że cokolwiek bym nie powiedziała, musiałam za każdym razem jakoś się tłumaczyć, ponieważ mówiłam o kilka słów z dużo. Do tego fakt, że mieszkałam z chłopakiem. Ona byłaby wniebowzięta. Już kilka razy próbowała mnie swatać... Powinna robić coś takiego zawodowo, bo świetnie jej wychodzi wrzucanie ludzi na innych „przez przypadek”. Wybrałam numer Melanie, w momencie, kiedy zaczęłam się wahać i rozważać opcję pójścia na piechotę. Już po trzech sygnałach odebrała.
-Cześć, Em!- usłyszałam jej radosny głos w słuchawce.
-Hejjj... - odpowiedziałam starając się brzmieć normalnie, ale i tak nic z tego nie wyszło i zabrakło mi języka w gębie w nieodpowiednim momencie.
-Coś się stało?- zapytała i od razu dało się poznać w jej głosie nutkę zatroskania, którą w niej uwielbiałam.
-Mam do ciebie dość nietypową sprawę...
-Śmiało.
Przełknęłam gulę, która pojawiła mi się w gardle. Nie uszło to zapewne uwadze Mel.
-Mogłabyś po mnie podjechać? Pod dom Luke'a?
Czekają mnie godziny wyjaśnień...
*
Właśnie kończyłam układać na biurku prowiant na najbliższe godziny, kiedy usłyszałam dzwonek. Denerwowałam się. Co chwila coś wylatywało mi z rąk i coś tłukłam.Luke nie odezwał się do tamtej pory. Jakby nawet nie zauważył, że zniknęłam...
Melanie zachowała rzadką dla niej stoicką ciszę i kamienną twarz. Nie pytała o nic, ani nie żądała wyjaśnień. Po prostu w milczeniu wpakowałyśmy torby do jej auta i w takiej samej ciszy pojechałyśmy do mnie. Na pożegnanie powiedziała mi tylko „Jeszcze wszystko z ciebie wyciągnę”. Miała rację. I także dar przekonywania ludzi. Nie dało się nie dać jej tego, czego pragnęła. Może dlatego, że była strasznie urocza. Jak na osiemnastolatkę oczywiście.
Kiedy otworzyłam jej drzwi nie sprawiała wrażenia złej. Raczej... wyrozumiałej. Jakby wiedziała o co mi chodzi i nawet bez słów poznała prawdę. W sumie fajnie by było. Oszczędziłaby mi tego, co wydarzyło się później, czyli godzinnej - a może nawet ponad - bezsensownej gadaniny o całym moim życiu. Normalnie tylko iść do telewizji i zrobić z siebie gwiazdę, dzięki temu, że los mnie znienawidził i odpowiedzieć wszystkim jaka jestem biedna i zgorszona.
Przed pracą i po niej doprowadzałam mieszkanie do stanu użyteczności. Choć trzeba było wyrzucić zepsute jedzenie, zetrzeć kurze, odkurzyć, rozpakować się, potem to wszystko poukładać i do tego umyć podłogi to dałam radę. Chyba...
-Hej, Em - przywitała mnie z progu czerwonowłosa.
-Hej... - uśmiechnęłam się sztywno i wpuściłam dziewczynę do środka.
-Więc powiadasz, że masz mi sporo do opowiedzenia, hę?- założyła ręce na piersi.
Takim oto sposobem, zaczął się najgo... A w sumie to nie. Po prostu siedziałam i tłumaczyłam Melanie co i dlaczego, i po co, i kto, i jak. Okropne, a zarazem pomocne. Nawet nie zdawałam sobie wtedy sprawy ile dzięki prawdzie zyskałam i osiągnęłam.
-Więc Naomi nienawidzi cię tylko dlatego, że twój stary spał jej matką?- zapytała wysłuchawszy wcześniej mojej jakże wzruszającej opowieści.
-Dokładnie tak. Chyba sądzi, że maczałam w tym palce - złowieszczo pomachałam palcami w powietrzu, jakbym udawała wiedźmę i chciała przestraszyć małe dziecko.
Miałam wyjątkowo dobry humor. Opowieść o tym jak beznadziejne wiodę życie wcale nie napawała mnie bóle.m. Wręcz przeciwnie, byłam szczęśliwa, że tyle mam już za sobą i że nadal jakoś się trzymam kupy. Mogłam mieć już tylko nadzieję na lepsze jutro.
-A to?- pokazała na moja rękę i spojrzała na twarz. Robiła to za każdym razem, kiedy o coś pytała, jakby upewniała się, jak daleko może się posunąć.
-To - wskazałam na zabliźnione knykcie -Rozbiłam lustro. A to - wskazałam na nadgarstki -Chyba oczywiste. Cięłam się - wyznałam.
-A... a to?- czerwonowłosa przejechała delikatnie palcem wskazującym po mojej dużej, najbardziej wyróżniającej się bliźnie na lewym nadgarstku.
-To... ja... Próba samobójcza - odwróciłam wzrok i przygryzłam wargę.
Milczała w odpowiedzi.
Wyznawałam jej prawdę i samą prawdę. Nie mogłam się już wycofać, kiedy dowiedziała się o romansie mojego ojca, mojej matce, która zwiała, kiedy przechodziłam najtrudniejszy okres mojego życia, o zdrajczyni Ashley i plakatach, cięciu się. Wiedziała praktycznie o wszystkim. Nie zapytała jednak jeszcze o najważniejsze. W tamtym przypadku miałam zamiar skrupulatnie uniknąć tematu gwałtu. Równocześnie sądziłam, że zada to pytanie na samym początku rozmowy. Aczkolwiek przeliczyłam się. Postanowiła zostawić je na deser. Czyżby wisienka na torcie?
-Dlaczego mieszkałaś u Luke'a?
Nabrałam powietrza tak, jakby za chwilę miało go zabraknąć.
-Kiedy wróciłam ze szpitala, byłam w rozsypce. Zapomniałam zamknąć drzwi. W nocy mnie porwali. Tułali... tułałam się przez parę dni z dala od domu, jedząc to, co udało mi się zwinąć i śpiąc po lasach. Luke się o tym dowiedział. Nie pozwolił mi wrócić do domu, bo sądził, że jak mają mój adres, mogą mnie znowu porwać i różne takie. Nie miałam innego wyjścia, jak zamieszkać z nim. Sama pewnie wiesz, że jak postawi na swoim to koniec. No i to chyba tyle – przez całą wypowiedź unikałam wzroku Melanie. Ale przecież to była prawie prawda... prawda?
Melanie dopiero po chwili, jakby po ułożeniu sobie wszystkiego w głowie zatkała usta dłonią. Wyciągnęła prze siebie ręce i z łatwością mnie objęła.
-Tak mi przykro, Em! Tak mi przykro... - szepnęła mi wprost do ucha, a kiedy się od siebie oddaliłyśmy w jej oczach dostrzegłam łzy. Prawdziwe łzy.
______________________________________________________________________________
Rozdział jest skrócony, ponieważ wyszedł mi okropnie długi i kiedy go sprawdzałam, to stwierdziłam, że co za dużo sielanki, to nie zdrowo, bo jakby nie było to rozdział jest dość sielankowy. No i zanudzilibyście się, ponieważ nic specjalnego się nie dzieje. Miało się dziać więcej i w ogóle miało być WOW, ale no rozczuliłam się na wstępie no i tak jakoś wyszło...
PODZIĘKOWANIA!
Jejku nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości, kiedy wróciłam i widzę 4 OBSERWATORÓW, 5 KOMENTARZY pod ostatnim rozdziałem (nieważne, że dwa są od tej samej osoby xD)i PONAD 2200 WYŚWIETLEŃ! Do tego nominacja! MATKO JESTEŚCIE NAJLEPSI! ♥
Myślę, że ten rozdział nie jest już tak bardzo zagmatwany jak ostatnie... przynajmniej tak myślę. I myślę, że już takich nie będzie :)
Pewnie jest tutaj masa błędów, ale jestem zbyt zaryczana, żeby to dzisiaj jeszcze i jeszcze raz sprawdzać. Po prostu już nie widzę na oczy. Pomóżcie mi i napiszcie tak jak ostatnio, co mam do poprawienia, bo nie jestem wstanie wyłapać wszystkiego :/ Przepraszam za powtórzenia, ale nie wiedziałam jak inaczej dobrze zastąpić słowo "życie".
Pewnie jest tutaj masa błędów, ale jestem zbyt zaryczana, żeby to dzisiaj jeszcze i jeszcze raz sprawdzać. Po prostu już nie widzę na oczy. Pomóżcie mi i napiszcie tak jak ostatnio, co mam do poprawienia, bo nie jestem wstanie wyłapać wszystkiego :/ Przepraszam za powtórzenia, ale nie wiedziałam jak inaczej dobrze zastąpić słowo "życie".
Mam nadzieję, że i tym razem się postaracie, miśki, czekam na wasze opinie :*
Muszę się zabrać za poprawki do ostatniego rozdziału i odpisać na nominację ♥...
Muszę się zabrać za poprawki do ostatniego rozdziału i odpisać na nominację ♥...
... a tymczasem siedzę i ryczę, bo nie miałam weny, więc włączyłam sobie film. Padło na "Gwiazd Naszych Wina". PIERWSZY RAZ W ŻYCIU popłakałam się na filmie. Nie lada wyczyn. Nigdy nie zapomnę, czego mnie ten film nauczył...
Ekhem... chrzanię opowiadanie z rozdziału, na rozdział coraz bardziej...
Świetny :) Chociaż szkoda, że bez Luka, ale czekam na next <3
OdpowiedzUsuń