*
Wdech.
Prawa.
Wydech.
Lewa.
Wdech.
Prawa.
Lewa
Zaraz. Pamiętaj o oddychaniu.
Każdy obrzucał mnie złośliwym spojrzeniem. Jakby chcieli mi powiedzieć „Jak mogła? To obrzydliwe”. Nie było w tym nic dziwnego, zważywszy na to, że działo się tak od... zawsze.
Jednak pomimo przyzwyczajenia, zawsze bolało tak samo... Bezpodstawne oskarżanie o zrobienie czegoś, o czym nawet nie miałam pojęcia...
Pochyliłam głowę, niczym wygnaniec, skazany na śmierć i kroczący na ścięcie. Każdego dnia borykałam się z tymi spojrzeniami, ale wtedy, było gorzej niż zwykle. Jakby tym razem mięli jakiś powód. Tylko jaki?
Nikt nie wiedział jaka jest prawda. I nikt nigdy się nie dowiedział. Byli upojeni barwnymi bajeczkami Naomi, które najwidoczniej wystarczały im, do wyrobienia sobie o mnie opinii.
Tak naprawdę sama nie wiedziałam czego się boję. Być może nikt tego nigdy nie zrozumie, ale po prostu się bałam. Może odrzucenia... nie wiem. Być może myślałam, że fakt iż coś zaczyna się układać, przysłoni mi wszystko co złe. Że nikt nie będzie mnie wyzywał, ani obrażał, że wrócę do szkoły i stanę się niewidzialną, zwykłą nastolatką, którą pragnęłam w tamtej chwili z całego serca zostać. Ale zbyt późno dotarło do mnie, że jestem kozłem ofiarnym mojej szkoły i to na mnie wszyscy wylewają smutki i złość. I uderzyło mnie to, ze zdwojoną siłą.
Albo najzwyczajniej w świecie miałam cholernie złe przeczucia...
Tak, to to. Mam cholernie złe przeczucia...
Stanęłam pod pokojem nauczycielskim czekając na panią Johnson - moją wychowawczynię. Musiałam jakoś niemrawo wyjaśnić jej podwód mojej nieobecności i obwieścić, że już wróciłam. Choć biorąc pod uwagę wydarzenia minionych dni, kłamanie nie przychodziło mi z trudem.
-Dzień dobry, proszę pani. Mogłybyśmy porozmawiać?- przeszłam do rzeczy, kiedy tylko głowa kobiety wychyliła się zza drzwi.
-Kogo ja tu widzę. Dzień dobry... - obejrzała się za siebie i odrobinę zakłopotała -Poczekaj chwilkę. Wezmę klucz do jakieś sali i porozmawiamy na spokojnie. Musisz się sporo dowiedzieć...- oznajmiła i zniknęła za drewnianym przedmiotem.
O oł...
Zaczęło mnie jeszcze bardziej mdlić i skręcać w żołądku. Niby moja wychowawczyni, a nie podniesie na duchu... choć skąd mogła wiedzieć, że potrzebne mi jakiekolwiek podnoszenie na duchu? Czego ja w ogóle wymagałam? Niepojęte..
Odruchowo mocniej naciągnęłam rękawy swojej czarnej bluzy bez kaptura i zaczęłam nerwowo bawić się palcami, jak miałam w zwyczaju, kiedy się denerwowałam. Dlaczego nie opuszczało mnie poczucie winy? Przecież kompletnie nie miałam powodów ku temu...
Kurwa opanuj się, dziewczyno!
Skarciłam się w myślach, mając dość samej siebie. Byłam spanikowana, jak mrówka okresem.
Zadzwonił dzwonek obwieszczając początek pierwszej lekcji. Korytarze z każdą chwilą pustoszały, aż zostałam tylko ja i pani Margaret, kroczące do klasy w drugim końcu budynku szkoły. Starałam się wsłuchać w rytmiczne, cichutkie odgłosy wydawane przez moje niskie, białe Conversy. Co dziwne uspokajało mnie to.
-Proszę - kiwnęła na mnie kobieta, wpuszczając mnie pierwszą do klasy.
Posłusznie ją wyminęłam i weszłam do pomieszczenia, od razu zajmując miejsce w pierwszej ławce. Nigdy jeszcze żaden nauczyciel nie przeprowadzał ze mną takiej rozmowy. Nawet kiedy zmarł mój tata, jedyne co się zmieniło to to, że nie byłam przywoływana do odpowiedzi i nie musiałam podchodzić do tablicy. Po prostu traktowano mnie jak powietrze, ewentualnie od czasu do czasu rzucając mi politowane spojrzenie, mówiące „Przykro mi. Teraz będę dla ciebie miły, ale spokojnie, za niedługo znowu będziesz tą samą ofiarą losu”. Nie chciałam litości. Chciałam, żeby traktowano mnie tak, jak zawsze. Nie było to dobre traktowanie, ale przynajmniej nie czułabym się tak, jakby śmierć tak bliskiej mi wtedy osoby przynosiła mi korzyści.
Niestety mój ojciec okazał się być bezuczuciowym chujem! Więc nie szlag jasny go trafi! Mam nadzieję, że smaży się w piekle...
Westchnęłam głęboko i starałam się w jakikolwiek sposób odprężyć i zająć czymś myśli. Niestety nie znalazłam żadnych pozytywów, mogących mi na to pozwolić. Gdzieś w głębi duszy, w odległych czeluściach mojego organizmu, czułam szczęście, ale moje obecne położenie za żadne skarby nie pozwalało mi wywlec tego uczucia na wierzch. Może dlatego, że osoba, dzięki której je czułam, miała mnie gdzieś, od dłuższego czasu i szczęście w połowie poszło sobie na spacerek.
Nauczycielka zasiadła za biurkiem i rozłożyła swoje rzeczy. Przez chwilę między nami panowała idealna cisza. Chyba czekała, aż ja coś powiem. Ale z kolei ja czekałam, na słowa wyjaśnienia z jej strony. W końcu też miała mi coś do powiedzenia.
-Niestety nie mam dla ciebie dobrych wieści.
-Przepraszam, że nie było mnie tak długo - odezwałyśmy się równocześnie.
Wyszło z tego coś w rodzaju : Niestety przepraszam, że nie mam dobrych tak długo wieści.
-Niech pani mówi - powiedziałam lekko speszona.
-Nie, nie. To może ty powiedz, co musisz. Moje wieści to raczej temat, na dłuższe rozwodzenie... - westchnęła i pokręciła głową z rozczarowaniem.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc jej zachowania, ale po chwili doszłam do siebie.
-Więc na początku chciałabym pani wyjaśnić, że jak już pani zapewne wie, byłam na rehabilitacji... Um...- nerwowo przełknęłam ślinę -Później zachorowałam. To pewnie przez jakiś wirus. Wiem, że mam spore zaległości, ale obiecuję, że je nadrobię. Wszystkie notatki mam już uzupełnione, wystarczy...
-Obawiam się, że to nie będzie konieczne - kobieta przerwała mi mój monolog i przełączyła się na swój rzadko słyszalny, nauczycielki ton. Zwykle mówiła bardzo swobodnie, więc coś takiego, nie wróżyło nic dobrego.
-Nie rozumiem - zmieszałam się, a wszystkie moje mięśnie się napięły.
-Dotarły do nas... pewne informacje - wychowawczyni oparła się na łokciach na biurku, splatając dłonie, tym samym zbliżając się do mnie, jakby nie chciała, żeby ktoś „z zewnątrz” nas podsłuchał -Wiem, że to zapewne dla ciebie trudne, ale... Ktoś poinformował dyrekcję, o fakcie iż widziano cię podczas palenia marihuany, do tego, na terenie szkoły. Zgłosiło się kilku świadków. Na dodatek chodzą słuchy, że masz problem z wszelakiego rodzaju używkami - spojrzała na moją pokaleczoną rękę, ale ja byłam zbyt oszołomiona, by ją zakryć.
Moje spojrzenie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej nieobecne. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Słowa pani Margaret dochodziły do mnie z oddali. Jakby tak naprawdę krzyczała do mnie z wysokiej góry, a ja znajdowałam się u jej podnóża.
-Musisz także wiedzieć, że nie wierzę w żadną z tych bzdur - zniżyła głos do szeptu -Jednakże, dyrekcja twierdzi iż szargasz tym dobre imię naszej szkoły - kontynuowała tym przeraźliwie ohydnym, rzeczowym tonem -Niestety, jestem zmuszona, obwieścić ci, iż w związku z zaistniałą sytuacją, zostajesz wydalona, z West High School Univercity.
Chyba już wiem, czego się tak bałam.
Tylko jak Melanie mogła nic o tym wszystkim nie wiedzieć? A może nie chciała, żebym to ja wiedziała...
Mimo że wszystkie lekcje (co najdziwniejsze) minęły dość spokojnie, bez większych docinków, ani obelg, to i tak miałam wrażenia, jakby każdy mnie policzkował. Wszyscy wiedzieli, co mnie czeka kiedy wrócę do szkoły... ale ani Emma, ani Melanie nic mi nie powiedziały.
Nie docierało do mnie, kto byłby zdolny do wymyślenia takich bredni... chociaż, kogo ja oszukuję. To oczywiste - Naomi. Świadkowie? Bethany, David i reszta świty.
W jednej chwili ogarnął mnie gniew. Poczułam jak krew dopływa mi do twarzy, powodując, że nabiera koloru dojrzałego pomidora. Wszystko we mnie buzowało. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i pójść do Naomi. Miałam ochotę wygarnąć jej wszystko po kolei. Pokazać, że wcale nie jestem taka grzeczna, za jaką od zawsze mnie brali, że potrafię wydrapać komuś oczy.
Gorączkowo myślałam, co i jak jej powiem, kiedy już ją zobaczę, nerwowo przemierzając korytarze budynku szkoły. Jednak w oczy rzuciła mi się inna postać. Ten ktoś miał koło metra dziewięćdziesięciu wzrostu, blond czuprynę i kolczyk w wardze.
Luke. Co on tutaj robi? Jeszcze jego mi tutaj brakowało.
Byłam tak zła i emocje tak mną targały, że jego także nie zostawiłam w spokoju. Zacisnęłam mocno szczękę, czując jak zęby zgrzytają ze złości.
-Co ty tutaj robisz? Nagle szkoły ci się zachciało?- wypaliłam?
-Jakoś wcześniej tak bardzo mnie przekonywałaś, żebym wrócił. Postanowiłem usłuchać twoich błagań. Pewnie czułaś się tutaj taka... samotna?- zakpił.
To był cios poniżej pasa.
-A co ja cię tak nagle obchodzę? - zaczęłam wymachiwać rękami na boki.
-Weź przestań się czepiać. Zastanów się czasem. Najpierw się na mnie ślinisz i chcesz mnie pocałować, a później panna Jestem Aniołkiem twierdzi, że „nie może”. Opanuj się i zdecyduj w końcu czego chcesz!
Teraz staliśmy się już rozrywką dla co najmniej połowy osób, która znajdowała się wtedy na korytarzu. Pewnie dlatego, że Luke krzyczał.
Zaczynało mnie we mnie coraz bardziej gotować. Czułam, że za chwilę eksploduję. Jak on śmiał? Tak przy wszystkich mówić o tym, co się między nami wydarzyło.
A co mi tam. I tak już mnie wywalili. Pomyślałam i postanowiłam pójść na całość.
-A ty to co? Najpierw wielkie mi co, dżentelmen się znalazł! Pomaga, taki miły, że aż strach! Chodź opatrzę ci ranę, chodź przytulę cię, bo jesteś taaka biedna. A teraz co? Jesteś takim samym bezuczuciowym chujem jak mój ojciec!- krzyknęłam, a po korytarzu przeszło ciche buczenie.
Nie sądziłam, że jestem zdolna do takich wybuchów i w sumie... w sumie byłam z siebie dumna. Nawet bardzo.
-Pierdol się - wysyczał tylko.
Prychnęłam w odpowiedzi.
-Tak myślałam - pokręciłam głową i odwróciłam się, widząc kogoś, kogo bardzo pragnęłam ujrzeć. Musiałam na kimś wyładować złość. Ona wydawała się być idealnym obiektem.
Jednak coś jeszcze kazało mi zwrócić się do Luke'a.
-A tak w ogóle to bardzo chętnie. Mam nadzieję, że cieszysz się, że nie będziesz musiał mnie oglądać.
-Co?- zapytał lekko zbity z tropu, ale nadal kipiący złością.
-Wyrzucili mnie - rzuciłam od niechcenia -A co? Nie wiedziałeś? Biedactwo... Możesz zacząć świętować!- krzyknęła mu prosto w twarz, ale na koniec zdradził mnie drżący głos.
Może i chciałam sprawiać wrażenie suki, która już nie raz wyleciała ze szkoły i że koło dupy mi to lata, ale daleko mi było do takiej. Bałam się co będzie dalej. Jak poradzę sobie bez skończonej nauki. Jak dadzą mi jakąś porządną pracę. Kawiarenka była przecież tylko opcją tymczasową.
Nie przyjmą mnie do innej szkoły z marychą i narkotykami w aktach...
Byłam udupiona... Klamka zapadła, decyzja została podjęta. Bez mojej jakiekolwiek ingerencji i szansy na słowo wytłumaczenia.
Chłopak już się nie odezwał, ponieważ odwróciłam się od niego, nie ciekawa jego reakcji. Ale mogłabym przysiąc, że był oszołomiony. I dobrze.
Odchrząknęłam, odzyskując pewny głos.
-Kogo moje oczy widzą. Suczka Naomi - uśmiechnęłam się sztucznie podchodząc do niej.
-Że co przepraszam?- spojrzała na mnie spod byka.
Zauważyłam jak wszyscy zgromadzeni (a było ich sporo) wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Jakby chcieli sobie przekazać „Co ona robi? Jaka idiotka. Nie ma szans z królową”. Wywróciłam tylko oczami na ten widok.
-Co, masz jakieś problemy ze słuchem?
-Co ty sobie kurwa wyobrażasz?!- krzyknęła, choć nie miała jeszcze żadnych powodów do krzyku. Jeszcze.
-A co ty sobie wyobrażasz?! Jaki ty masz cel w ogóle? Twoje życie jest tak nudne, że twoim jedynym, ambitnym planem na przyszłość jest zrujnowanie mi życia?- podeszłam jeszcze bliżej niej, a tłum z każdą chwilą się powiększał zacieśniając krąg wokół nas. Czułam, że za chwilę będzie nas rozdzielała jakaś nauczycielka. Nie panowałam nas sobą, a jak z Naomi była - mogło dojść do rękoczynów.
Dziewczyna prychnęła, tak jak ja chwilę wcześniej, odzyskując swój spokój i pewność siebie.
-Masz jakiś problem? Chłoptaś cię nie chce? - zakpiła zakładając ręce na piersi i rzucając spojrzenie na Luke'a, stojącego gdzieś za mną.
-Moim jedynym problemem w tej chwili, jesteś ty! I doskonale wiesz o co mi chodzi! Dlaczego do kurwy nagadałaś, że palę mary?! A to o narkotykach Dave wymyślił? Ambitne kurwa!- wrzeszczałam jak opętana, dostarczając uczniom coraz więcej wrażeń.
Wyraz twarzy Naomi zmienił się z ucieszonego, na bardziej sfrustrowany.
-Przestań mnie obrażać, frajerko, albo tak cię zniszczę, że się już nie pozbierasz - wysyczała przez zęby, zbliżając swoją twarz, ku mojej.
Ha! Grozi mi!
-Śmieszne. Czy ty próbujesz mi grozić? Już mnie tak zrujnowałaś, że nawet nie masz się za co brać! Dlaczego ty mnie kurwa tak nienawidzisz?! Dlaczego się pytam?!
Byłam jak tykająca bomba, gotowa wybuchnąć w każdej chwili. I zostało mi mało czasu.
-Naprawdę nic nie rozumiesz?- zapytała niemalże normalnym tonem.
O czym ona gada?
-Co ty pieprzysz? Mów do rzeczy - powiedziałam zaciekawiona, a równocześnie jeszcze bardziej zniecierpliwiona.
-Twój ojciec, kurwa!- wypaliła z pretensją.
Miałam ochotę roześmiać się w głos.
-Mój ojciec? A co on ma do tego, że mnie chcesz jak jego do grobu wpakować?- zdziwiłam się, przez co zaczęłam normalnie mówić, a kilka osób automatycznie zbliżyło się do nas, chcąc usłyszeć więcej szczegółów.
-Serio nic nie wiesz?- zapytała mrużąc oczy, jakby nad czymś intensywnie myślała.
-Do cholery, o co chodzi?!- skończyła mi się cierpliwość. Wielkie „bum” było coraz bliżej.
-Mamusia nic ci nie powiedziała?- ciągnęła dalej swoją idiotyczną gierkę, staranie strzegąc się, od udzielenia mi normalniej odpowiedzi.
Już miałam ponownie na nią nawrzeszczeć, kiedy niestety ktoś postanowił nam przeszkodzić. W nieodpowiednim momencie. Oj bardzo nieodpowiednim. Właśnie miałam poznać powód mojej wieloletniej męczarni i nie miałam zamiaru tak łatwo odpuścić. Przerywanie nam, mogło się źle dla kogoś skończyć.
-Co się tutaj dzieje? Proszę się rozejść! Już! Lekcja już dawno się zaczęła!- trajkotała jakaś starsza kobieta, ale miałam ją gdzieś.
Poczułam jak ktoś mocno łapie mnie za ramiona.
-Gadaj wreszcie!- krzyknęłam po raz ostatni, próbując wyszarpać się z uścisku jakiegoś nauczyciela -Serio nic nie wiem! Mów, no!- myślałam, że będę musiała zacząć ją na kolanach błagać, żeby mi powiedziała.
-Bo zadzwonię, do twojej matki! Proszę się uspokoić!- zagroził mi znad ucha nauczyciel.
-Jak ją znajdziecie, to ją ode mnie pozdrówcie! Ja się odmeldowuję! Nara - zasalutowałam i wyrwałam się z ramion mężczyzny.
Miałam dość oglądania tamtej blondyny, jak na jeden dzień. Nie chciała mi nic za wszelką cenę powiedzieć, więc postanowiłam odpuścić. Jednak ona chyba wreszcie uwierzyła, że nie wiem o co jej chodzi i zaczęła mówić do rzeczy.
-Tego dnia, kiedy zginął twój stary, uciekał od mojej matki!- wysunęła dolną szczękę w grymasie -Tuż po tym, jak podsłuchałam ich rozmowę o tym, że zrobił jej bachora! Nie chciał go! Więc postanowił uciec, jebany tchórz!- wrzasnęła i także zaczęła się szarpać, próbując kontynuować rozmowę. Cofnęłam się o kilka kroków i zmarszczyłam czoło.
-Co?- szepnęłam do siebie.
Tak naprawdę sama nie wiedziałam czego się boję. Być może nikt tego nigdy nie zrozumie, ale po prostu się bałam. Może odrzucenia... nie wiem. Być może myślałam, że fakt iż coś zaczyna się układać, przysłoni mi wszystko co złe. Że nikt nie będzie mnie wyzywał, ani obrażał, że wrócę do szkoły i stanę się niewidzialną, zwykłą nastolatką, którą pragnęłam w tamtej chwili z całego serca zostać. Ale zbyt późno dotarło do mnie, że jestem kozłem ofiarnym mojej szkoły i to na mnie wszyscy wylewają smutki i złość. I uderzyło mnie to, ze zdwojoną siłą.
Albo najzwyczajniej w świecie miałam cholernie złe przeczucia...
Tak, to to. Mam cholernie złe przeczucia...
Stanęłam pod pokojem nauczycielskim czekając na panią Johnson - moją wychowawczynię. Musiałam jakoś niemrawo wyjaśnić jej podwód mojej nieobecności i obwieścić, że już wróciłam. Choć biorąc pod uwagę wydarzenia minionych dni, kłamanie nie przychodziło mi z trudem.
-Dzień dobry, proszę pani. Mogłybyśmy porozmawiać?- przeszłam do rzeczy, kiedy tylko głowa kobiety wychyliła się zza drzwi.
-Kogo ja tu widzę. Dzień dobry... - obejrzała się za siebie i odrobinę zakłopotała -Poczekaj chwilkę. Wezmę klucz do jakieś sali i porozmawiamy na spokojnie. Musisz się sporo dowiedzieć...- oznajmiła i zniknęła za drewnianym przedmiotem.
O oł...
Zaczęło mnie jeszcze bardziej mdlić i skręcać w żołądku. Niby moja wychowawczyni, a nie podniesie na duchu... choć skąd mogła wiedzieć, że potrzebne mi jakiekolwiek podnoszenie na duchu? Czego ja w ogóle wymagałam? Niepojęte..
Odruchowo mocniej naciągnęłam rękawy swojej czarnej bluzy bez kaptura i zaczęłam nerwowo bawić się palcami, jak miałam w zwyczaju, kiedy się denerwowałam. Dlaczego nie opuszczało mnie poczucie winy? Przecież kompletnie nie miałam powodów ku temu...
Kurwa opanuj się, dziewczyno!
Skarciłam się w myślach, mając dość samej siebie. Byłam spanikowana, jak mrówka okresem.
Zadzwonił dzwonek obwieszczając początek pierwszej lekcji. Korytarze z każdą chwilą pustoszały, aż zostałam tylko ja i pani Margaret, kroczące do klasy w drugim końcu budynku szkoły. Starałam się wsłuchać w rytmiczne, cichutkie odgłosy wydawane przez moje niskie, białe Conversy. Co dziwne uspokajało mnie to.
-Proszę - kiwnęła na mnie kobieta, wpuszczając mnie pierwszą do klasy.
Posłusznie ją wyminęłam i weszłam do pomieszczenia, od razu zajmując miejsce w pierwszej ławce. Nigdy jeszcze żaden nauczyciel nie przeprowadzał ze mną takiej rozmowy. Nawet kiedy zmarł mój tata, jedyne co się zmieniło to to, że nie byłam przywoływana do odpowiedzi i nie musiałam podchodzić do tablicy. Po prostu traktowano mnie jak powietrze, ewentualnie od czasu do czasu rzucając mi politowane spojrzenie, mówiące „Przykro mi. Teraz będę dla ciebie miły, ale spokojnie, za niedługo znowu będziesz tą samą ofiarą losu”. Nie chciałam litości. Chciałam, żeby traktowano mnie tak, jak zawsze. Nie było to dobre traktowanie, ale przynajmniej nie czułabym się tak, jakby śmierć tak bliskiej mi wtedy osoby przynosiła mi korzyści.
Niestety mój ojciec okazał się być bezuczuciowym chujem! Więc nie szlag jasny go trafi! Mam nadzieję, że smaży się w piekle...
Westchnęłam głęboko i starałam się w jakikolwiek sposób odprężyć i zająć czymś myśli. Niestety nie znalazłam żadnych pozytywów, mogących mi na to pozwolić. Gdzieś w głębi duszy, w odległych czeluściach mojego organizmu, czułam szczęście, ale moje obecne położenie za żadne skarby nie pozwalało mi wywlec tego uczucia na wierzch. Może dlatego, że osoba, dzięki której je czułam, miała mnie gdzieś, od dłuższego czasu i szczęście w połowie poszło sobie na spacerek.
Nauczycielka zasiadła za biurkiem i rozłożyła swoje rzeczy. Przez chwilę między nami panowała idealna cisza. Chyba czekała, aż ja coś powiem. Ale z kolei ja czekałam, na słowa wyjaśnienia z jej strony. W końcu też miała mi coś do powiedzenia.
-Niestety nie mam dla ciebie dobrych wieści.
-Przepraszam, że nie było mnie tak długo - odezwałyśmy się równocześnie.
Wyszło z tego coś w rodzaju : Niestety przepraszam, że nie mam dobrych tak długo wieści.
-Niech pani mówi - powiedziałam lekko speszona.
-Nie, nie. To może ty powiedz, co musisz. Moje wieści to raczej temat, na dłuższe rozwodzenie... - westchnęła i pokręciła głową z rozczarowaniem.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc jej zachowania, ale po chwili doszłam do siebie.
-Więc na początku chciałabym pani wyjaśnić, że jak już pani zapewne wie, byłam na rehabilitacji... Um...- nerwowo przełknęłam ślinę -Później zachorowałam. To pewnie przez jakiś wirus. Wiem, że mam spore zaległości, ale obiecuję, że je nadrobię. Wszystkie notatki mam już uzupełnione, wystarczy...
-Obawiam się, że to nie będzie konieczne - kobieta przerwała mi mój monolog i przełączyła się na swój rzadko słyszalny, nauczycielki ton. Zwykle mówiła bardzo swobodnie, więc coś takiego, nie wróżyło nic dobrego.
-Nie rozumiem - zmieszałam się, a wszystkie moje mięśnie się napięły.
-Dotarły do nas... pewne informacje - wychowawczyni oparła się na łokciach na biurku, splatając dłonie, tym samym zbliżając się do mnie, jakby nie chciała, żeby ktoś „z zewnątrz” nas podsłuchał -Wiem, że to zapewne dla ciebie trudne, ale... Ktoś poinformował dyrekcję, o fakcie iż widziano cię podczas palenia marihuany, do tego, na terenie szkoły. Zgłosiło się kilku świadków. Na dodatek chodzą słuchy, że masz problem z wszelakiego rodzaju używkami - spojrzała na moją pokaleczoną rękę, ale ja byłam zbyt oszołomiona, by ją zakryć.
Moje spojrzenie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej nieobecne. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Słowa pani Margaret dochodziły do mnie z oddali. Jakby tak naprawdę krzyczała do mnie z wysokiej góry, a ja znajdowałam się u jej podnóża.
-Musisz także wiedzieć, że nie wierzę w żadną z tych bzdur - zniżyła głos do szeptu -Jednakże, dyrekcja twierdzi iż szargasz tym dobre imię naszej szkoły - kontynuowała tym przeraźliwie ohydnym, rzeczowym tonem -Niestety, jestem zmuszona, obwieścić ci, iż w związku z zaistniałą sytuacją, zostajesz wydalona, z West High School Univercity.
Chyba już wiem, czego się tak bałam.
Tylko jak Melanie mogła nic o tym wszystkim nie wiedzieć? A może nie chciała, żebym to ja wiedziała...
*
Dzięki pani Johnson mogłam pozostać na zajęciach na końca tamtego dnia, żeby nie wywoływać większej paniki, choć nie wiem jaką panikę miała na myśli. Co czułam w związku z wydaleniem ze szkoły? Nic. Kompletnie nic. Czułam to samo, co przed grobem Kristen - pustkę.Mimo że wszystkie lekcje (co najdziwniejsze) minęły dość spokojnie, bez większych docinków, ani obelg, to i tak miałam wrażenia, jakby każdy mnie policzkował. Wszyscy wiedzieli, co mnie czeka kiedy wrócę do szkoły... ale ani Emma, ani Melanie nic mi nie powiedziały.
Nie docierało do mnie, kto byłby zdolny do wymyślenia takich bredni... chociaż, kogo ja oszukuję. To oczywiste - Naomi. Świadkowie? Bethany, David i reszta świty.
W jednej chwili ogarnął mnie gniew. Poczułam jak krew dopływa mi do twarzy, powodując, że nabiera koloru dojrzałego pomidora. Wszystko we mnie buzowało. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i pójść do Naomi. Miałam ochotę wygarnąć jej wszystko po kolei. Pokazać, że wcale nie jestem taka grzeczna, za jaką od zawsze mnie brali, że potrafię wydrapać komuś oczy.
Gorączkowo myślałam, co i jak jej powiem, kiedy już ją zobaczę, nerwowo przemierzając korytarze budynku szkoły. Jednak w oczy rzuciła mi się inna postać. Ten ktoś miał koło metra dziewięćdziesięciu wzrostu, blond czuprynę i kolczyk w wardze.
Luke. Co on tutaj robi? Jeszcze jego mi tutaj brakowało.
Byłam tak zła i emocje tak mną targały, że jego także nie zostawiłam w spokoju. Zacisnęłam mocno szczękę, czując jak zęby zgrzytają ze złości.
-Co ty tutaj robisz? Nagle szkoły ci się zachciało?- wypaliłam?
-Jakoś wcześniej tak bardzo mnie przekonywałaś, żebym wrócił. Postanowiłem usłuchać twoich błagań. Pewnie czułaś się tutaj taka... samotna?- zakpił.
To był cios poniżej pasa.
-A co ja cię tak nagle obchodzę? - zaczęłam wymachiwać rękami na boki.
-Weź przestań się czepiać. Zastanów się czasem. Najpierw się na mnie ślinisz i chcesz mnie pocałować, a później panna Jestem Aniołkiem twierdzi, że „nie może”. Opanuj się i zdecyduj w końcu czego chcesz!
Teraz staliśmy się już rozrywką dla co najmniej połowy osób, która znajdowała się wtedy na korytarzu. Pewnie dlatego, że Luke krzyczał.
Zaczynało mnie we mnie coraz bardziej gotować. Czułam, że za chwilę eksploduję. Jak on śmiał? Tak przy wszystkich mówić o tym, co się między nami wydarzyło.
A co mi tam. I tak już mnie wywalili. Pomyślałam i postanowiłam pójść na całość.
-A ty to co? Najpierw wielkie mi co, dżentelmen się znalazł! Pomaga, taki miły, że aż strach! Chodź opatrzę ci ranę, chodź przytulę cię, bo jesteś taaka biedna. A teraz co? Jesteś takim samym bezuczuciowym chujem jak mój ojciec!- krzyknęłam, a po korytarzu przeszło ciche buczenie.
Nie sądziłam, że jestem zdolna do takich wybuchów i w sumie... w sumie byłam z siebie dumna. Nawet bardzo.
-Pierdol się - wysyczał tylko.
Prychnęłam w odpowiedzi.
-Tak myślałam - pokręciłam głową i odwróciłam się, widząc kogoś, kogo bardzo pragnęłam ujrzeć. Musiałam na kimś wyładować złość. Ona wydawała się być idealnym obiektem.
Jednak coś jeszcze kazało mi zwrócić się do Luke'a.
-A tak w ogóle to bardzo chętnie. Mam nadzieję, że cieszysz się, że nie będziesz musiał mnie oglądać.
-Co?- zapytał lekko zbity z tropu, ale nadal kipiący złością.
-Wyrzucili mnie - rzuciłam od niechcenia -A co? Nie wiedziałeś? Biedactwo... Możesz zacząć świętować!- krzyknęła mu prosto w twarz, ale na koniec zdradził mnie drżący głos.
Może i chciałam sprawiać wrażenie suki, która już nie raz wyleciała ze szkoły i że koło dupy mi to lata, ale daleko mi było do takiej. Bałam się co będzie dalej. Jak poradzę sobie bez skończonej nauki. Jak dadzą mi jakąś porządną pracę. Kawiarenka była przecież tylko opcją tymczasową.
Nie przyjmą mnie do innej szkoły z marychą i narkotykami w aktach...
Byłam udupiona... Klamka zapadła, decyzja została podjęta. Bez mojej jakiekolwiek ingerencji i szansy na słowo wytłumaczenia.
Chłopak już się nie odezwał, ponieważ odwróciłam się od niego, nie ciekawa jego reakcji. Ale mogłabym przysiąc, że był oszołomiony. I dobrze.
Odchrząknęłam, odzyskując pewny głos.
-Kogo moje oczy widzą. Suczka Naomi - uśmiechnęłam się sztucznie podchodząc do niej.
-Że co przepraszam?- spojrzała na mnie spod byka.
Zauważyłam jak wszyscy zgromadzeni (a było ich sporo) wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Jakby chcieli sobie przekazać „Co ona robi? Jaka idiotka. Nie ma szans z królową”. Wywróciłam tylko oczami na ten widok.
-Co, masz jakieś problemy ze słuchem?
-Co ty sobie kurwa wyobrażasz?!- krzyknęła, choć nie miała jeszcze żadnych powodów do krzyku. Jeszcze.
-A co ty sobie wyobrażasz?! Jaki ty masz cel w ogóle? Twoje życie jest tak nudne, że twoim jedynym, ambitnym planem na przyszłość jest zrujnowanie mi życia?- podeszłam jeszcze bliżej niej, a tłum z każdą chwilą się powiększał zacieśniając krąg wokół nas. Czułam, że za chwilę będzie nas rozdzielała jakaś nauczycielka. Nie panowałam nas sobą, a jak z Naomi była - mogło dojść do rękoczynów.
Dziewczyna prychnęła, tak jak ja chwilę wcześniej, odzyskując swój spokój i pewność siebie.
-Masz jakiś problem? Chłoptaś cię nie chce? - zakpiła zakładając ręce na piersi i rzucając spojrzenie na Luke'a, stojącego gdzieś za mną.
-Moim jedynym problemem w tej chwili, jesteś ty! I doskonale wiesz o co mi chodzi! Dlaczego do kurwy nagadałaś, że palę mary?! A to o narkotykach Dave wymyślił? Ambitne kurwa!- wrzeszczałam jak opętana, dostarczając uczniom coraz więcej wrażeń.
Wyraz twarzy Naomi zmienił się z ucieszonego, na bardziej sfrustrowany.
-Przestań mnie obrażać, frajerko, albo tak cię zniszczę, że się już nie pozbierasz - wysyczała przez zęby, zbliżając swoją twarz, ku mojej.
Ha! Grozi mi!
-Śmieszne. Czy ty próbujesz mi grozić? Już mnie tak zrujnowałaś, że nawet nie masz się za co brać! Dlaczego ty mnie kurwa tak nienawidzisz?! Dlaczego się pytam?!
Byłam jak tykająca bomba, gotowa wybuchnąć w każdej chwili. I zostało mi mało czasu.
-Naprawdę nic nie rozumiesz?- zapytała niemalże normalnym tonem.
O czym ona gada?
-Co ty pieprzysz? Mów do rzeczy - powiedziałam zaciekawiona, a równocześnie jeszcze bardziej zniecierpliwiona.
-Twój ojciec, kurwa!- wypaliła z pretensją.
Miałam ochotę roześmiać się w głos.
-Mój ojciec? A co on ma do tego, że mnie chcesz jak jego do grobu wpakować?- zdziwiłam się, przez co zaczęłam normalnie mówić, a kilka osób automatycznie zbliżyło się do nas, chcąc usłyszeć więcej szczegółów.
-Serio nic nie wiesz?- zapytała mrużąc oczy, jakby nad czymś intensywnie myślała.
-Do cholery, o co chodzi?!- skończyła mi się cierpliwość. Wielkie „bum” było coraz bliżej.
-Mamusia nic ci nie powiedziała?- ciągnęła dalej swoją idiotyczną gierkę, staranie strzegąc się, od udzielenia mi normalniej odpowiedzi.
Już miałam ponownie na nią nawrzeszczeć, kiedy niestety ktoś postanowił nam przeszkodzić. W nieodpowiednim momencie. Oj bardzo nieodpowiednim. Właśnie miałam poznać powód mojej wieloletniej męczarni i nie miałam zamiaru tak łatwo odpuścić. Przerywanie nam, mogło się źle dla kogoś skończyć.
-Co się tutaj dzieje? Proszę się rozejść! Już! Lekcja już dawno się zaczęła!- trajkotała jakaś starsza kobieta, ale miałam ją gdzieś.
Poczułam jak ktoś mocno łapie mnie za ramiona.
-Gadaj wreszcie!- krzyknęłam po raz ostatni, próbując wyszarpać się z uścisku jakiegoś nauczyciela -Serio nic nie wiem! Mów, no!- myślałam, że będę musiała zacząć ją na kolanach błagać, żeby mi powiedziała.
-Bo zadzwonię, do twojej matki! Proszę się uspokoić!- zagroził mi znad ucha nauczyciel.
-Jak ją znajdziecie, to ją ode mnie pozdrówcie! Ja się odmeldowuję! Nara - zasalutowałam i wyrwałam się z ramion mężczyzny.
Miałam dość oglądania tamtej blondyny, jak na jeden dzień. Nie chciała mi nic za wszelką cenę powiedzieć, więc postanowiłam odpuścić. Jednak ona chyba wreszcie uwierzyła, że nie wiem o co jej chodzi i zaczęła mówić do rzeczy.
-Tego dnia, kiedy zginął twój stary, uciekał od mojej matki!- wysunęła dolną szczękę w grymasie -Tuż po tym, jak podsłuchałam ich rozmowę o tym, że zrobił jej bachora! Nie chciał go! Więc postanowił uciec, jebany tchórz!- wrzasnęła i także zaczęła się szarpać, próbując kontynuować rozmowę. Cofnęłam się o kilka kroków i zmarszczyłam czoło.
-Co?- szepnęłam do siebie.
Poczułam jak zalewa mnie fala gorąca, a serce przyspieszyło swój rytm.
Dziewczyna puściła moje słowo koło uszu i kontynuowała.
-Moja matka się załamała... Chciała je usunąć, ale było już za późno... - zaśmiała się z goryczą, a jej wzrok stał się nieobecny. Na pewno przypominała sobie wszystko z tamtego okresu -Chciała popełnić samobójstwo, kiedy tata dowiedział się, że przez tyle lat go zdradzała. On ją kochał... - szepnęła, a mnie aż zrobiło się jej szkoda -A przez twojego starego wszystko się zjebało! Nienawidzę cię! Jeszcze mi za to zapłacisz - zaczęła się rzucać w moją stronę, ale trzymający ją nauczyciel był wystarczająco silny, aby ją powstrzymać.
Momentalnie zrobiło mi się słabo. Zatoczyłam się w tył, łapiąc się za głowę. Powoli przetwarzałam w głowie słowa Naomi, jakby były jakąś trudną do rozwiązania zagadką.
Mój ojciec... z matką Naomi... kochankowie... oni razem... dziecko...
Zrobiłam jeszcze kilka kroków wstecz i poczułam jak tracę grunt pod nogami. Ostatnie co poczułam to jakieś silne, męskie dłonie łapiące mnie za talię oraz moją samotną łzę wypływającą z oka. Potem była już tylko ciemność.
Dziewczyna puściła moje słowo koło uszu i kontynuowała.
-Moja matka się załamała... Chciała je usunąć, ale było już za późno... - zaśmiała się z goryczą, a jej wzrok stał się nieobecny. Na pewno przypominała sobie wszystko z tamtego okresu -Chciała popełnić samobójstwo, kiedy tata dowiedział się, że przez tyle lat go zdradzała. On ją kochał... - szepnęła, a mnie aż zrobiło się jej szkoda -A przez twojego starego wszystko się zjebało! Nienawidzę cię! Jeszcze mi za to zapłacisz - zaczęła się rzucać w moją stronę, ale trzymający ją nauczyciel był wystarczająco silny, aby ją powstrzymać.
Momentalnie zrobiło mi się słabo. Zatoczyłam się w tył, łapiąc się za głowę. Powoli przetwarzałam w głowie słowa Naomi, jakby były jakąś trudną do rozwiązania zagadką.
Mój ojciec... z matką Naomi... kochankowie... oni razem... dziecko...
Zrobiłam jeszcze kilka kroków wstecz i poczułam jak tracę grunt pod nogami. Ostatnie co poczułam to jakieś silne, męskie dłonie łapiące mnie za talię oraz moją samotną łzę wypływającą z oka. Potem była już tylko ciemność.
Chyba pękło mi serce...
*nie wiem czy gdzieś wspomniałam o nazwie szkoły, jeśli tak i podałam inną nazwę, dajcie znać, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie pamiętam, więc piszę nową
___________________________________________________
Nie wiem czy wam trochę rozjaśniło po tym rozdziale, no ale teraz jest troszkę poplątane z pomylonym, żeby dojść do sedna. Myślę, że następny rozdział będzie już lepszy :) Aczkolwiek nie będzie mnie przez tydzień/półtorej, ponieważ znowu wyjeżdżam i może i będę miała tym razem czas pisać, ale bez internetu nic nie zdziałam :) Muszę odpocząć od wszystkiego, więc pomimo tego, że mam płatny dostęp do internetu to nie będę z niego korzystać. Chce się odciąć i tyle :)
Dziękuję za tak szybki odzew z waszej strony, a równoczesnie przepraszam za tą sytuację. Nie chciałam żebyście się na mnie wkurzyli, czy poczuli się winni, po prostu chciałabym, żeby ktoś komentował rozdziały, tym razem pisząc co jest dobrze, a co źle, żebym wiedziała co ewentualnie poprawić :)
Mam nadzieje, ze rozumiecie i do następnego! :)
Rzeczywiście trochę wszystko poplątane, ale czekam już na następny, bo masz bardzo fajnego bloga :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Naprawdę. ;) Przeczytałam wszystkie rozdziały jak tylko znalazłam tego bloga, który mówiąc szczerze jest niesamowity!:* Masz talent dziewczyno. Zazdroszczę. Owszem czasami zdarzają się literówki no ale wiadomo zdarza się najlepszym. :) Czekam na następny rozdział. :):*
OdpowiedzUsuńCześć, jestem :)
OdpowiedzUsuńOgółem większych błędów nie ma, tylko kłuje mnie w oczy "kruszganki". Powinno być krużganki! Czasami też zgubiłaś jakiś przecinek, ale to jest i moja zmora, więc w pełni rozumiem. :D O, i jeszcze to "za drewnianym przedmiotem". Może lepiej "w pokoju"? Nie wiem, prawdopodobnie wymyślisz coś lepszego.
Co do rozdziału to świetny. Może i poplątane, ale ja już mam kilka prawdopodobnych wyjaśnień... Matka Naomi usunęła ciążę, gdzie był brat/siostra Emily, tak? Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. :)
A co do tamtego, tam, o to ja też przepraszam, mogłam tak się nie wzburzać, bo trochę dziecinnie wyszło. :( Ale już jest ok, prawda?
Pozdrawiam :*
Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger Award gratuluję ;* więcej informacji znajdziesz tutaj : http://istniecnieznaczyzycc.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award.html :)
OdpowiedzUsuń