UWAGA! Zmieniam czas! Teraz piszę w czasie przeszłym, zaznaczając myśli kursywą!
_____________________________________________________________________________
~***~
_____________________________________________________________________________
~***~
Obudził mnie dźwięk deszczu bębniącego o szybę oknie. Dziś pogoda idealnie oddaje moje samopoczucie... Ręka zaczęła boleć, tak samo głowa i do tego czułam, że dzisiaj coś się stanie. Zapewne jak zwykle negatywnego, więc nie miałam na co liczyć. Niechętnie wygramoliłam się z cieplutkiego łóżka i zorientowałam się, że nadal mam na sobie wczorajsze ciuchy, a nie te do spania. Z westchnieniem powędrowałam do łazienki, a starając się unikać patrzenia w lustro... a raczej to, co z niego zostało i zajęłam się moim bandażem.
Nie wygląda to za dobrze. Krew może i zakrzepła, ale rany wcale się nie goiły, nadal po jakimkolwiek ruchu ręką cholernie piekły i leciała mi krew. Moja mama wczoraj zapewne musiała posprzątać w łazience kiedy spałam. Nie było ani śladu jakiegokolwiek szkła. Zmieniłam wacik, delikatnie przemyłam ranę, według zaleceń lekarza i z powrotem owinęłam bandażem. Czas doprowadzić się do porządku. Weszłam pod prysznic i szybko umyłam swoje ciało. Założyłam świeżą bieliznę i wysuszyłam włosy. Kiedy już chciałam wyjść z łazienki nagle zakręciło mi się w głowie. Przed oczami stanęła mi ciemność, która stuprocentowo mnie zdezorientowała, powodując, że oparłam się o umywalkę, po drodze strącając z szafeczki kilka rzeczy. Odzyskując orientację usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. No tak, wczoraj praktycznie nic nie zjadałam... Niepewnym, chwiejnym krokiem podeszłam do szafy i zaczęłam zastanawiać się co mogę na siebie założyć. Po kilku dylematach ostatecznie wybrałam ten zestaw.
Strasznie kolorowy, jak na mój humor...
Pospiesznie się pomalowałam, zabrałam torbę i zeszłam na dół, na śniadanie. Przecież wreszcie przydałoby się coś zjeść, prawda? Nie mogę wiecznie głodować. Nie było mojej mamy, która zwykle krzątała się po kuchni. W domu panowała idealna cisza. Momentami byłam nawet w stanie usłyszeć swój spokojny oddech. Z westchnieniem podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt. Siadłam do stołu i powoli zaczęłam go jeść, mimo że wcale nie miałam na niego ochoty. Kiedy po skończeniu mojej mini wersji śniadania, wstałam od stołu i nadal kręciło mi się w głowie, postanowiłam coś jeszcze zjeść. Wybór padł na sałatkę z kurczakiem, którą prawdopodobnie moja mama zrobiła dzień wcześniej. Wreszcie poczułam sytość w żołądku i z czystym sumieniem ruszyłam w stronę wyjścia. Założyłam kurtkę ze względu na pogodę i do tego adidasy. Wyszłam delikatnie zamykając drzwi. Zaraz, zaraz... mama pewnie śpi. Cofnęłam się tyłem wchodząc po schodach, obróciłam się tanecznym krokiem zakluczając drzwi. Lekko zawstydzona przed sąsiadami pospiesznie zeszłam ze schodów, chowając klucze do kurtki i podążyłam do szkoły.
Całą drogę lał na mnie siarczysty deszcz. Lało jak nigdy, a ja mimo to spokojnym krokiem podążałam do szkoły. Stojąc przez budynkiem lekko westchnęłam i powoli otworzyłam drzwi. To co zawsze. Śmiech i kpiące spojrzenia. Nic nowego. Już przez to przechodziłaś, uspokój się... Mimo wszelkich prób uspokojenia się, ręce mi drżały i zaczęłam nerwowo rozglądać się na boki. Bałam się, że popełnię jakiś błąd, że się potknę, albo na kogoś wpadnę. Wtedy widziała by to cała szkoła.
-Cześć frajerko!- usłyszałam w drugiego końca korytarza.
Wytężyłam wzrok, starając się dostrzec do kogo należy. Bethany... Głos należał do nowej dziewczyny, która stała koło blondyny i śmiała się, machając mi. Kurde, Naomi jest cholernie szybka, już ją zagarnęła. Jak zwykle pani "N" zabrała moją kolejną szansę. Nic nowego, zero zdziwienia. Otrzepałam się z kropelek deszczu i powędrowałam do swojej szafki zdejmując po drodze kurtkę, po czym wrzucając ją jej do wnętrza.
-Hej!- usłyszałam potrójny głos koło siebie.
-Umm... hej.- bąknęłam, ale kiedy tylko podniosłam wzrok znad swojej torby, w której poszukiwałam IPhona, pożałowałam swoich słów. Ujrzałam Melanie, Emmę i Luke'a.
Dlaczego oni nadal chcą się ze mną zadawać? Nie rozumiem ich...
-Już wszystko w porządku? No wiesz, po tym wczorajszym?- zapytała czerwonowłosa.
-Nic mi nie jest.- odszczekałam i odeszłam od wesołej paczki, mocno trzaskając szafką i podążając w stronę klasy.
-Zaczekaj! Nie wiesz, gdzie mamy lekcje?- tym razem odezwała się blondynka.
-Sala numer 203. Korytarzem do końca, później schodami po lewej do góry i dalej sobie poradzicie.
-Ale Luke...- usłyszałam delikatny szept drugiej dziewczyny, ale nawet się nie obejrzałam tylko przyspieszyłam kroku.
Kiedy dotarłam do owej sali numer 203, zajęłam moje miejsce pod oknem w ostatniej ławce. Uwielbiałam rozkoszować się widokami z okna i wszelkim zapachem jaki wpadał do klasy przez uchylone lufciki.
Dosłownie kilka sekund przed dzwonkiem do sali wpadły Melanie i Emma.
-Ufff... zdążyłyśmy.- dobiegł mnie głos Melanie, która rozejrzała się po klasie i nagle na jej twarzy zamiast wcześniejszej ulgi, zobaczyłam zaniepokojenie.
Mogłam tylko dojrzeć jak obie dokładnie penetrując wzrokiem całą klasę, po czym ich wzrok spoczął na mnie. Speszona przestałam obserwować ich poczynania i spuściłam wzrok na mój zeszyt, zaczynając bazgrać na nim różne wzory. Po chwili usłyszałam kroki i moje jakże piękne arcydzieło przysłonił mi wielki cień. Podniosłam głowę i ujrzałam tam to, co bałam się zobaczyć.
-Cześć... znowu. Mogę się przysiąść? Nie ma już wolnych miejsc...- zapytała wyraźnie zakłopotana czerwonowłosa.
-Eee... nie wiem czy to jest dobry pomysł.- odpowiedziałam i rzuciłam paniczne spojrzenie na klasę. Jej znajoma- blondynka przysiadła się do... Bethany.
No to mogę pożegnać kolejne osoby.
-Dlaczego?
-Kiedyś zobaczysz... jeżeli chcesz, to siadaj, ale nie na moją odpowiedzialność.- odwróciłam wzrok od dziewczyny i zajęłam się patrzeniem na mój bardzo interesujący plan lekcji.
Kurcze... miałam się zapisać na zajęcia dodatkowe.
Kompletnie zapomniałam wybrać coś, na co mam uczęszczać przez najbliższy rok. Usłyszałam jak krzesło obok mnie delikatnie się wysuwa i już po chwili spoczęła na nim czerwonowłosa. Widziałam jak zawiedziona spogląda na przyjaciółkę, która zajęta była zawziętą rozmową z Bethany. Wiedziałam, że prawdopodobnie opowiada jej o mnie niestworzone rzeczy. Tylko nie wiedziałam jakie tym razem...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej sąsiadki.
-Nie wiem czy pamiętasz... Jestem Melanie.- uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała na mnie z delikatnym politowaniem.
Ona już coś wie?
-Emily.- odpowiedziałam wracając do podziwiania kartki.
-Co ci się stało w rękę?- zapytała spoglądając na mój bandaż.
Podniosłam wzrok znad moich bazgrołów i spojrzałam na nią tak, jakby właśnie zapytała się mnie jaki jest sens życia.
-Długa historia.- rzekłam przewracając oczami.
W tym momencie na szczęście do sali weszła nauczycielka, przerywając naszą pogawędkę.
-Dzień dobry, wszystkim!- przywitała się rozkładając swoje wszystkie rzeczy, które miała w rękach na biurku. -Dzisiaj jak już się zapewne spodziewaliście, czeka nas lekcja organizacyjna. Na wstępie podejdźcie proszę do biurka i zapiszcie się na wybrane zajęcia dodatkowe. Minimalnie dwa!
Podniosła wzrok znad kawałka papieru. Przez klasę przeszedł szmer podniecenia i już po chwili przy pani Johnson stała długa kolejna. Oprócz Emmy, Melanie i mnie. Nawet Bethany żwawym krokiem stawiła się obok nauczycielki. Wcześniejszego dnia miała okulary i porozciągany sweter, a już następnego, prawdopodobnie soczewki kontaktowe i miniówę.
Naomi ją zmienia...
Wszystkie trzy poczekałyśmy, aż wianuszek debili usiądzie do ławki i zrobiłyśmy to, co oni przed kilkoma minutami, czyli podeszłyśmy do biurka. Dwie nowe, wcale nie były takie nieśmiałe, jakie powinny być. Najwidoczniej po prostu nie chciały robić większego zamieszania, niż było i poczekały, aż tłum się przerzedzi.
Spojrzałam na listę, wypełnioną do połowy i na nagłówki: matematyka, biologia, kółko ochrony przyrody, szachy... I wiele, wiele innych. Jednak najbardziej mój wzrok przykuły dwa napisy- śpiew i jeździectwo.Od razu zrobiło mi się gorąco, a w głowie pojawiło się felerne wspomnienie, którego dane mi było nigdy nie zapomnieć.
-Emily, jesteś pewna, że sobie poradzisz?
-Tak, jasne, że tak. Wiele razy byłam sama w tym lesie.
-Na pewno?
-Na pewno. Spokojnie dam sobie radę.
-No dobrze. To ja idę do stajni. W razie czego, dzwoń.
Oddalam się na swojej klaczy, wyruszając na przejażdżkę. Zapuszczam się w głąb lasu, coraz głębiej i głębiej. Z kłusu przechodzę w galop. Po kilkunastu minutach zmęczona schodzę z konia i siadam na najbliższym głazie wsłuchując w szum rzeki. Przymykam delikatnie oczy rozkoszując się chwilą wytchnienia. Nagle czuję zaniepokojenie. Nie przypominam sobie, żeby w pobliżu stajni była jakaś rzeka. Rozglądam się wokół i ogarnia mnie panika. Nie mogę znaleźć drogi, którą przyjechałam. Sięgam do kieszeni po telefon, ale nie ma go tam. Jedyne co mam, to zegarek pokazujący, że już dawno powinnam była wrócić.
-Halo! Czy ktoś mnie słyszy!
Powoli zapada zmrok. Słyszę delikatną melodię rozchodzącą się echem, gdzieś daleko ode mnie. Podążam w stronę, skąd może pochodzić dźwięk, trzymając za uzdę mojego konia. Nagle melodia cichnie. Po kilku minutach sytuacja się powtarza i po kilku kolejnych znów. Tracę orientację już na dobre. Powoli moja nadzieja gaśnie, kiedy nie słyszę nic przez godzinę. Zegarek wybija północ, a ja znów słyszę melodię, tym razem gdzieś bliżej. Płoszy ona moją klacz, która ucieka w popłochu w bezdenną otchłań. Boję się. Siadam pod drzewem i podkulam nogi pod brodę, czując, że to już koniec. Lecz to nie koniec. Kiedy już zapadam w sen, czuję jak na moje ciało spadają kropelki cieczy. Spoglądam w czarne niebo i moją twarz zwilża kolejna porcja wody. Pada deszcz. Po chwili wokół mnie rozlegają się głosy piorunów. Przerażona nie zważając na to, że nie wiem dokąd zmierzam, biegnę przed siebie. Chcę jak najszybciej wydostać się z lasu. Zdyszana i przemoczona wpadam na rozległą przestrzeń. Polana... Niebo rozjaśnia błyskawica, która uderza niedaleko mnie, lecz po chwili znów staje się czarne i niebezpoiczne. Widzę światło domów w oddali, ale bardzo daleko. Mam wybór, albo las, albo polana. Po raz ostatni oglądam się za siebie. Szybki wybór. Zrozpaczona biegnę dalej przed siebie, czekając aż w końcu strzeli mnie piorun.
Tego samego dnia zmarł mój tata...
Serce nigdy nie zapomniało i nigdy nie wybaczyło... Gdyby nie moja głupota nie doszło by do tego.
Gdybym tego cholernego dnia, nie pojechała do tego cholernego lasu, nic by się nie stało!
Od tamtej pory nigdy więcej nie wsiadłam na konia i obiecałam sobie, że tego nie zrobię. Owszem, tęskniłam za tym. Brakowało mi tych przejażdżek po okolicznych łąkach i lasach, tego wiatru we włosach, tego poczucia wolności i beztroski, ale to było ponad moje siły. Wrócić do czegoś, przez co nie żyje tak bliska mi osoba. Nie byłam w stanie.
-Emily? Coś się stało?- z mojego zamyślenia wyrwał mnie głos nauczycielki tuż obok.
-Słucham?- zapytałam potrząsając delikatnie głową, jakby w obawie, że w głowie znów pojawi się dokładne wspomnienie tamtego nieszczęsnego dnia.
-Byłaś jakaś taka... nieobecna.
-Przepraszam...
Drżącą dłonią podpisałam się pod rubryką z nagłówkiem "śpiew". Ale nie wiedziałam co dalej. Bezskutecznie wodziłam wzrokiem po kartce szukając czegoś, co mogłoby mnie zainteresować.
-Dlaczego nie zapiszesz się na jazdą konną? Słyszałam, że kiedyś jeździłaś.- wypaliła nagle nauczycielka.
Spojrzałam na nią spode łba, lekko zszokowana i odpowiedziałam:
-Było minęło.
-Oczywiście. Więc na co się zapisujesz?- zapytała lekko speszona moją chamską odpowiedzią.
-Jeszcze nie wiem. Da mi pani jeszcze czas do jutra?- spytałam z nadzieją w głosie, patrząc w oczy wychowawczyni.
-Jak tylko go potrzebujesz, jasne. Dobrze się zastanów i pomyśl o tym jeździectwie. Dobrze ci szło.- uśmiechnęła się ciepło.
Jak to "dobrze ci szło"? Ona mnie widziała? Co ona wie?!
Rzuciłam jej spanikowane spojrzenie i oddaliłam się, oglądając się jeszcze raz za siebie. Po chwili dołączyła do mnie Mel.
-Na co się zapisałaś?- zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Po co ci to wiedzieć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ja... tak po prostu. Jak nie chcesz to nie mów. Nie nalegam...- dziewczyna zbita z tropu spuściła wzrok i zajęła się pisaniem czegoś w swoim zeszycie.
Nie powiedziałam tego chamsko. Kompletnie nie to miałam na celu. Po prostu chciałam wiedzieć, po co jej ta informacja.
-Na śpiew...- odpowiedziałam nieśmiało po chwili.
Lekcja minęła dość szybko. Wychowawczyni przedstawiła nam jak będą wyglądać zajęcia w najbliższym roku, i że będziemy czasami będziemy łączeni z niektórymi klasami, a czasami będziemy całkiem porozbijani na różnych zajęciach. Moje obawy niestety się potwierdziły. Bardzo prawdopodobne było, że mogłam mieć lekcje z Naomi... albo Davidem.
Po lekcji organizacyjnej każdy z nas musiał iść zapoznać się z nowymi nauczycielami od naszych zajęć dodatkowych. Ja najpierw udałam się na zajęcia za śpiewu. Jak wskazała mi nauczycielka miały one się odbyć w auli.
-Kochani, kochani powoli!- usłyszałam z głębi auli.
Kiedy tylko chciałam przekroczyć próg pomieszczenia wycofałam się. W sali było co najmniej 150 osób. Każdy pchał się i rozpychał rękami, chcąc dojść jak najbliżej naszej "sceny".
-Dlaczego jest was tak dużo?- zapytała nauczycielka stojąca przy wejściu.
-Kazali nam tu przyjść, to jesteśmy.- odpowiedział jej jakiś przypadkowy uczeń, którego nie znałam.
-Kto?
-Pani Helen.- odpowiedział jej, jakby zapytała się o najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
-Jak to pani Helen? Przecież zajęcia mam teraz ja.- oświadczyła lekko zdenerwowana nauczycielka, którą co chwilę ktoś trącał ramieniem.
-Nie wiem. Może to jakieś nieporozumienie.- odrzekł chłopak i "utonął" w tłumie.
Ja nadal po prostu stałam przy wejściu, opierając się o framugę drzwi i przyglądając się wszystkim uczniom, z których co trzeci miał na twarzy wymalowaną czystą panikę.
-Cisza!- usłyszałam donośny, męski głos rozchodzący się po całej auli.
Polecenie zostało zrealizowane- nagle na sali zapadła idealna cisza. Każda głowa zwrócona była w stronę skąd dobiegał głos.
Nie wygląda to za dobrze. Krew może i zakrzepła, ale rany wcale się nie goiły, nadal po jakimkolwiek ruchu ręką cholernie piekły i leciała mi krew. Moja mama wczoraj zapewne musiała posprzątać w łazience kiedy spałam. Nie było ani śladu jakiegokolwiek szkła. Zmieniłam wacik, delikatnie przemyłam ranę, według zaleceń lekarza i z powrotem owinęłam bandażem. Czas doprowadzić się do porządku. Weszłam pod prysznic i szybko umyłam swoje ciało. Założyłam świeżą bieliznę i wysuszyłam włosy. Kiedy już chciałam wyjść z łazienki nagle zakręciło mi się w głowie. Przed oczami stanęła mi ciemność, która stuprocentowo mnie zdezorientowała, powodując, że oparłam się o umywalkę, po drodze strącając z szafeczki kilka rzeczy. Odzyskując orientację usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. No tak, wczoraj praktycznie nic nie zjadałam... Niepewnym, chwiejnym krokiem podeszłam do szafy i zaczęłam zastanawiać się co mogę na siebie założyć. Po kilku dylematach ostatecznie wybrałam ten zestaw.
Strasznie kolorowy, jak na mój humor...
Pospiesznie się pomalowałam, zabrałam torbę i zeszłam na dół, na śniadanie. Przecież wreszcie przydałoby się coś zjeść, prawda? Nie mogę wiecznie głodować. Nie było mojej mamy, która zwykle krzątała się po kuchni. W domu panowała idealna cisza. Momentami byłam nawet w stanie usłyszeć swój spokojny oddech. Z westchnieniem podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt. Siadłam do stołu i powoli zaczęłam go jeść, mimo że wcale nie miałam na niego ochoty. Kiedy po skończeniu mojej mini wersji śniadania, wstałam od stołu i nadal kręciło mi się w głowie, postanowiłam coś jeszcze zjeść. Wybór padł na sałatkę z kurczakiem, którą prawdopodobnie moja mama zrobiła dzień wcześniej. Wreszcie poczułam sytość w żołądku i z czystym sumieniem ruszyłam w stronę wyjścia. Założyłam kurtkę ze względu na pogodę i do tego adidasy. Wyszłam delikatnie zamykając drzwi. Zaraz, zaraz... mama pewnie śpi. Cofnęłam się tyłem wchodząc po schodach, obróciłam się tanecznym krokiem zakluczając drzwi. Lekko zawstydzona przed sąsiadami pospiesznie zeszłam ze schodów, chowając klucze do kurtki i podążyłam do szkoły.
Całą drogę lał na mnie siarczysty deszcz. Lało jak nigdy, a ja mimo to spokojnym krokiem podążałam do szkoły. Stojąc przez budynkiem lekko westchnęłam i powoli otworzyłam drzwi. To co zawsze. Śmiech i kpiące spojrzenia. Nic nowego. Już przez to przechodziłaś, uspokój się... Mimo wszelkich prób uspokojenia się, ręce mi drżały i zaczęłam nerwowo rozglądać się na boki. Bałam się, że popełnię jakiś błąd, że się potknę, albo na kogoś wpadnę. Wtedy widziała by to cała szkoła.
-Cześć frajerko!- usłyszałam w drugiego końca korytarza.
Wytężyłam wzrok, starając się dostrzec do kogo należy. Bethany... Głos należał do nowej dziewczyny, która stała koło blondyny i śmiała się, machając mi. Kurde, Naomi jest cholernie szybka, już ją zagarnęła. Jak zwykle pani "N" zabrała moją kolejną szansę. Nic nowego, zero zdziwienia. Otrzepałam się z kropelek deszczu i powędrowałam do swojej szafki zdejmując po drodze kurtkę, po czym wrzucając ją jej do wnętrza.
-Hej!- usłyszałam potrójny głos koło siebie.
-Umm... hej.- bąknęłam, ale kiedy tylko podniosłam wzrok znad swojej torby, w której poszukiwałam IPhona, pożałowałam swoich słów. Ujrzałam Melanie, Emmę i Luke'a.
Dlaczego oni nadal chcą się ze mną zadawać? Nie rozumiem ich...
-Już wszystko w porządku? No wiesz, po tym wczorajszym?- zapytała czerwonowłosa.
-Nic mi nie jest.- odszczekałam i odeszłam od wesołej paczki, mocno trzaskając szafką i podążając w stronę klasy.
-Zaczekaj! Nie wiesz, gdzie mamy lekcje?- tym razem odezwała się blondynka.
-Sala numer 203. Korytarzem do końca, później schodami po lewej do góry i dalej sobie poradzicie.
-Ale Luke...- usłyszałam delikatny szept drugiej dziewczyny, ale nawet się nie obejrzałam tylko przyspieszyłam kroku.
Kiedy dotarłam do owej sali numer 203, zajęłam moje miejsce pod oknem w ostatniej ławce. Uwielbiałam rozkoszować się widokami z okna i wszelkim zapachem jaki wpadał do klasy przez uchylone lufciki.
Dosłownie kilka sekund przed dzwonkiem do sali wpadły Melanie i Emma.
-Ufff... zdążyłyśmy.- dobiegł mnie głos Melanie, która rozejrzała się po klasie i nagle na jej twarzy zamiast wcześniejszej ulgi, zobaczyłam zaniepokojenie.
Mogłam tylko dojrzeć jak obie dokładnie penetrując wzrokiem całą klasę, po czym ich wzrok spoczął na mnie. Speszona przestałam obserwować ich poczynania i spuściłam wzrok na mój zeszyt, zaczynając bazgrać na nim różne wzory. Po chwili usłyszałam kroki i moje jakże piękne arcydzieło przysłonił mi wielki cień. Podniosłam głowę i ujrzałam tam to, co bałam się zobaczyć.
-Cześć... znowu. Mogę się przysiąść? Nie ma już wolnych miejsc...- zapytała wyraźnie zakłopotana czerwonowłosa.
-Eee... nie wiem czy to jest dobry pomysł.- odpowiedziałam i rzuciłam paniczne spojrzenie na klasę. Jej znajoma- blondynka przysiadła się do... Bethany.
No to mogę pożegnać kolejne osoby.
-Dlaczego?
-Kiedyś zobaczysz... jeżeli chcesz, to siadaj, ale nie na moją odpowiedzialność.- odwróciłam wzrok od dziewczyny i zajęłam się patrzeniem na mój bardzo interesujący plan lekcji.
Kurcze... miałam się zapisać na zajęcia dodatkowe.
Kompletnie zapomniałam wybrać coś, na co mam uczęszczać przez najbliższy rok. Usłyszałam jak krzesło obok mnie delikatnie się wysuwa i już po chwili spoczęła na nim czerwonowłosa. Widziałam jak zawiedziona spogląda na przyjaciółkę, która zajęta była zawziętą rozmową z Bethany. Wiedziałam, że prawdopodobnie opowiada jej o mnie niestworzone rzeczy. Tylko nie wiedziałam jakie tym razem...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej sąsiadki.
-Nie wiem czy pamiętasz... Jestem Melanie.- uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała na mnie z delikatnym politowaniem.
Ona już coś wie?
-Emily.- odpowiedziałam wracając do podziwiania kartki.
-Co ci się stało w rękę?- zapytała spoglądając na mój bandaż.
Podniosłam wzrok znad moich bazgrołów i spojrzałam na nią tak, jakby właśnie zapytała się mnie jaki jest sens życia.
-Długa historia.- rzekłam przewracając oczami.
W tym momencie na szczęście do sali weszła nauczycielka, przerywając naszą pogawędkę.
-Dzień dobry, wszystkim!- przywitała się rozkładając swoje wszystkie rzeczy, które miała w rękach na biurku. -Dzisiaj jak już się zapewne spodziewaliście, czeka nas lekcja organizacyjna. Na wstępie podejdźcie proszę do biurka i zapiszcie się na wybrane zajęcia dodatkowe. Minimalnie dwa!
Podniosła wzrok znad kawałka papieru. Przez klasę przeszedł szmer podniecenia i już po chwili przy pani Johnson stała długa kolejna. Oprócz Emmy, Melanie i mnie. Nawet Bethany żwawym krokiem stawiła się obok nauczycielki. Wcześniejszego dnia miała okulary i porozciągany sweter, a już następnego, prawdopodobnie soczewki kontaktowe i miniówę.
Naomi ją zmienia...
Wszystkie trzy poczekałyśmy, aż wianuszek debili usiądzie do ławki i zrobiłyśmy to, co oni przed kilkoma minutami, czyli podeszłyśmy do biurka. Dwie nowe, wcale nie były takie nieśmiałe, jakie powinny być. Najwidoczniej po prostu nie chciały robić większego zamieszania, niż było i poczekały, aż tłum się przerzedzi.
Spojrzałam na listę, wypełnioną do połowy i na nagłówki: matematyka, biologia, kółko ochrony przyrody, szachy... I wiele, wiele innych. Jednak najbardziej mój wzrok przykuły dwa napisy- śpiew i jeździectwo.Od razu zrobiło mi się gorąco, a w głowie pojawiło się felerne wspomnienie, którego dane mi było nigdy nie zapomnieć.
-Emily, jesteś pewna, że sobie poradzisz?
-Tak, jasne, że tak. Wiele razy byłam sama w tym lesie.
-Na pewno?
-Na pewno. Spokojnie dam sobie radę.
-No dobrze. To ja idę do stajni. W razie czego, dzwoń.
Oddalam się na swojej klaczy, wyruszając na przejażdżkę. Zapuszczam się w głąb lasu, coraz głębiej i głębiej. Z kłusu przechodzę w galop. Po kilkunastu minutach zmęczona schodzę z konia i siadam na najbliższym głazie wsłuchując w szum rzeki. Przymykam delikatnie oczy rozkoszując się chwilą wytchnienia. Nagle czuję zaniepokojenie. Nie przypominam sobie, żeby w pobliżu stajni była jakaś rzeka. Rozglądam się wokół i ogarnia mnie panika. Nie mogę znaleźć drogi, którą przyjechałam. Sięgam do kieszeni po telefon, ale nie ma go tam. Jedyne co mam, to zegarek pokazujący, że już dawno powinnam była wrócić.
-Halo! Czy ktoś mnie słyszy!
Powoli zapada zmrok. Słyszę delikatną melodię rozchodzącą się echem, gdzieś daleko ode mnie. Podążam w stronę, skąd może pochodzić dźwięk, trzymając za uzdę mojego konia. Nagle melodia cichnie. Po kilku minutach sytuacja się powtarza i po kilku kolejnych znów. Tracę orientację już na dobre. Powoli moja nadzieja gaśnie, kiedy nie słyszę nic przez godzinę. Zegarek wybija północ, a ja znów słyszę melodię, tym razem gdzieś bliżej. Płoszy ona moją klacz, która ucieka w popłochu w bezdenną otchłań. Boję się. Siadam pod drzewem i podkulam nogi pod brodę, czując, że to już koniec. Lecz to nie koniec. Kiedy już zapadam w sen, czuję jak na moje ciało spadają kropelki cieczy. Spoglądam w czarne niebo i moją twarz zwilża kolejna porcja wody. Pada deszcz. Po chwili wokół mnie rozlegają się głosy piorunów. Przerażona nie zważając na to, że nie wiem dokąd zmierzam, biegnę przed siebie. Chcę jak najszybciej wydostać się z lasu. Zdyszana i przemoczona wpadam na rozległą przestrzeń. Polana... Niebo rozjaśnia błyskawica, która uderza niedaleko mnie, lecz po chwili znów staje się czarne i niebezpoiczne. Widzę światło domów w oddali, ale bardzo daleko. Mam wybór, albo las, albo polana. Po raz ostatni oglądam się za siebie. Szybki wybór. Zrozpaczona biegnę dalej przed siebie, czekając aż w końcu strzeli mnie piorun.
Tego samego dnia zmarł mój tata...
Serce nigdy nie zapomniało i nigdy nie wybaczyło... Gdyby nie moja głupota nie doszło by do tego.
Gdybym tego cholernego dnia, nie pojechała do tego cholernego lasu, nic by się nie stało!
Od tamtej pory nigdy więcej nie wsiadłam na konia i obiecałam sobie, że tego nie zrobię. Owszem, tęskniłam za tym. Brakowało mi tych przejażdżek po okolicznych łąkach i lasach, tego wiatru we włosach, tego poczucia wolności i beztroski, ale to było ponad moje siły. Wrócić do czegoś, przez co nie żyje tak bliska mi osoba. Nie byłam w stanie.
-Emily? Coś się stało?- z mojego zamyślenia wyrwał mnie głos nauczycielki tuż obok.
-Słucham?- zapytałam potrząsając delikatnie głową, jakby w obawie, że w głowie znów pojawi się dokładne wspomnienie tamtego nieszczęsnego dnia.
-Byłaś jakaś taka... nieobecna.
-Przepraszam...
Drżącą dłonią podpisałam się pod rubryką z nagłówkiem "śpiew". Ale nie wiedziałam co dalej. Bezskutecznie wodziłam wzrokiem po kartce szukając czegoś, co mogłoby mnie zainteresować.
-Dlaczego nie zapiszesz się na jazdą konną? Słyszałam, że kiedyś jeździłaś.- wypaliła nagle nauczycielka.
Spojrzałam na nią spode łba, lekko zszokowana i odpowiedziałam:
-Było minęło.
-Oczywiście. Więc na co się zapisujesz?- zapytała lekko speszona moją chamską odpowiedzią.
-Jeszcze nie wiem. Da mi pani jeszcze czas do jutra?- spytałam z nadzieją w głosie, patrząc w oczy wychowawczyni.
-Jak tylko go potrzebujesz, jasne. Dobrze się zastanów i pomyśl o tym jeździectwie. Dobrze ci szło.- uśmiechnęła się ciepło.
Jak to "dobrze ci szło"? Ona mnie widziała? Co ona wie?!
Rzuciłam jej spanikowane spojrzenie i oddaliłam się, oglądając się jeszcze raz za siebie. Po chwili dołączyła do mnie Mel.
-Na co się zapisałaś?- zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Po co ci to wiedzieć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ja... tak po prostu. Jak nie chcesz to nie mów. Nie nalegam...- dziewczyna zbita z tropu spuściła wzrok i zajęła się pisaniem czegoś w swoim zeszycie.
Nie powiedziałam tego chamsko. Kompletnie nie to miałam na celu. Po prostu chciałam wiedzieć, po co jej ta informacja.
-Na śpiew...- odpowiedziałam nieśmiało po chwili.
Lekcja minęła dość szybko. Wychowawczyni przedstawiła nam jak będą wyglądać zajęcia w najbliższym roku, i że będziemy czasami będziemy łączeni z niektórymi klasami, a czasami będziemy całkiem porozbijani na różnych zajęciach. Moje obawy niestety się potwierdziły. Bardzo prawdopodobne było, że mogłam mieć lekcje z Naomi... albo Davidem.
Po lekcji organizacyjnej każdy z nas musiał iść zapoznać się z nowymi nauczycielami od naszych zajęć dodatkowych. Ja najpierw udałam się na zajęcia za śpiewu. Jak wskazała mi nauczycielka miały one się odbyć w auli.
-Kochani, kochani powoli!- usłyszałam z głębi auli.
Kiedy tylko chciałam przekroczyć próg pomieszczenia wycofałam się. W sali było co najmniej 150 osób. Każdy pchał się i rozpychał rękami, chcąc dojść jak najbliżej naszej "sceny".
-Dlaczego jest was tak dużo?- zapytała nauczycielka stojąca przy wejściu.
-Kazali nam tu przyjść, to jesteśmy.- odpowiedział jej jakiś przypadkowy uczeń, którego nie znałam.
-Kto?
-Pani Helen.- odpowiedział jej, jakby zapytała się o najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
-Jak to pani Helen? Przecież zajęcia mam teraz ja.- oświadczyła lekko zdenerwowana nauczycielka, którą co chwilę ktoś trącał ramieniem.
-Nie wiem. Może to jakieś nieporozumienie.- odrzekł chłopak i "utonął" w tłumie.
Ja nadal po prostu stałam przy wejściu, opierając się o framugę drzwi i przyglądając się wszystkim uczniom, z których co trzeci miał na twarzy wymalowaną czystą panikę.
-Cisza!- usłyszałam donośny, męski głos rozchodzący się po całej auli.
Polecenie zostało zrealizowane- nagle na sali zapadła idealna cisza. Każda głowa zwrócona była w stronę skąd dobiegał głos.
-Uspokójcie się! Zaszło małe nieporozumienie! Zajęcia pani Helen odbywają się tutaj, a niestety wszyscy uczniowie, którzy przyszli do pani Rachel, muszą się przenieść na salę gimnastyczną! Reszcie dziękujemy! Miłego dnia!- znów rozległ się głos i mimo że nie widziałam osoby, która przemawiałam wiedziałam, że należy do dyrektora.
Przez salę przeszedł pomruk niezadowolenia, a już po chwili zaczęła się opróżniać. Odsunęłam się z przejścia i poczekałam aż w końcu wyjdzie ostatni osoba, po czym weszłam do pomieszczenia, nie wierząc własnym oczom. Naomi stała na scenie i żywo rozprawiała o czymś z moją przyszłą nauczycielką śpiewu.
Wy sobie chyba jaja robicie.
-To już wszyscy?- rozbrzmiał melodyjny głos kobiety.
Miała ze 40 lat i była niewysoka, a z jej włosów upiętych wysoko dużą spinką z tyłu głowy, wysmykiwało się kilka siwawych pasemek.
-Chyba tak.- odezwał się głos w tłumie.
Na sali pozostało około 40 osób. Można wreszcie było swobodnie poruszać się i oddychać. Mimo że mamy wielką aulę, 150 czy 200 osób to już zdecydowanie za dużo.
-Mam na imię Helen. Jak już zapewne wiecie jesteśmy tutaj w sprawie zajęć ze śpiewu, na które zdecydowaliście się uczęszczać w tym roku... Dziwne by było gdybyście nie wiedzieli.- zaśmiała się.
Coś czuję. że będzie fajnie.
Nauczycielka zapowiadała się bardzo obiecująco, ale gorzej było z Naomi...
-Uwaga, uwaga. Chcę coś powiedzieć.- odezwała się "królewna" z głębi sceny -Jeżeli któreś z was, jest totalnych beztalenciem, nie potrafi grać na żadnym instrumencie, ani śpiewać, to tam są drzwi.- wskazała na drewniany przedmiot na końcu sali -Tak, owszem. Mowa tu o tobie.- pokazała bezczelnie na moją osobę, a ja poczułam jak oblewa ją rumieniec, kiedy tylko cała sala się zaśmiała.
Miałam serdecznie dość bycia pod ciągłą presją Naomi. Może i byłam zawstydzona, ale serce podpowiadało mi, żebym wreszcie coś zrobiła z tą chorą sytuacją. Żebym wreszcie wyszła z cienia i powiedziała jej co o niej myślę. A w końcu trzeba słuchać głosu serca, prawda?
-Mowa o mnie? Gram na gitarze, a jeżeli według ciebie to nie instrument, to tam są drzwi.
Podobnie jak ona wskazałam ręką na wyjście. Dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana niedowierzając temu, co właśnie powiedziałam.
-Jak...- zaczęła, ale przerwał jej głos nauczycielki.
-Dziewczęta, dziewczęta uspokójcie się. Nie chcemy tu żadnych kłótni.
-Ale jak ona śmie...
-Powiedziałam cisza. Wyraziłam się jasno?- oświadczyła.
-Jeszcze tego pożałujesz.- wycedziła tylko przez zęby Naomi.
Stwierdziłam, że nic tam po mnie. Zmrużyłam tylko groźnie oczy w jej stronę, obróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę wyjścia.
-Ha! Uwaga! Królowa śmieci kroczy! Właśnie to powinnaś zrobić, wyjść zanim się upokorzysz. Ups, już za późno.- zaśmiała się.
Ta idiotka nie liczyła się z konsekwencjami. Chyba nie odszyfrowała jeszcze jak używa się jej mózgu wielkości fistaszka. Mówiła wszystko przy pani. Każdy ją słyszał, a ona otwarcie się ze mnie wyśmiewała. Wydała wyrok na samą siebie.
-Naomi, żegnam. Nie potrzebuję w swojej grupie kogoś takiego, jak ty. Wyjdź.- poleciła pani Helen, a ja zatrzymałam się tuż przed wyjściem.
-Ale ja...
-Wyjdź!- ponownie nakazała.
-Zaraz. Niech da mi pani powiedzieć. Może nasza "gwiazda" zaprezentuje swoje możliwości i zobaczy pani, kogo tu nie potrzebuje? Mnie, czy jej.- zaproponowała i przy wypowiadaniu ostatniego słowa rzuciła na mnie ostre, szydercze spojrzenie.
-Dobrze. Ty tam! Chodź do nas!- zawołała w moją stronę, po kilku sekundach namysłu.
Nie mogłam uwierzyć, że każdy zawsze jej ulega. Że zawsze dostaje to czego chce...
Rozejrzałam się po całej sali. Każdy patrzył się na mnie. Nie mogłam odmówić. Właściwie to nie chciałam. Musiałam jej pokazać, że jestem lepsza, choć wcale nie byłam taka pewna swoich możliwości. Zrzuciłam torbę z ramienia pozostawiając ją na środku przejścia i podążyłam w stronę mojej rywalki.
Sama tego chciałaś, blondi...
________________________________________________________________________
Zajrzyjcie do zakładki bohaterowie, podmieniałam odrobinkę postaci, ponieważ te będą mi bardziej pasowały :)
Przepraszam za błędy, ale po prostu nie mam już siły tego sprawdzać. Może zrobię to jutro.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Nie wiem co więcej napisać... więc proszę was tylko o komentarze :)
-Ha! Uwaga! Królowa śmieci kroczy! Właśnie to powinnaś zrobić, wyjść zanim się upokorzysz. Ups, już za późno.- zaśmiała się.
Ta idiotka nie liczyła się z konsekwencjami. Chyba nie odszyfrowała jeszcze jak używa się jej mózgu wielkości fistaszka. Mówiła wszystko przy pani. Każdy ją słyszał, a ona otwarcie się ze mnie wyśmiewała. Wydała wyrok na samą siebie.
-Naomi, żegnam. Nie potrzebuję w swojej grupie kogoś takiego, jak ty. Wyjdź.- poleciła pani Helen, a ja zatrzymałam się tuż przed wyjściem.
-Ale ja...
-Wyjdź!- ponownie nakazała.
-Zaraz. Niech da mi pani powiedzieć. Może nasza "gwiazda" zaprezentuje swoje możliwości i zobaczy pani, kogo tu nie potrzebuje? Mnie, czy jej.- zaproponowała i przy wypowiadaniu ostatniego słowa rzuciła na mnie ostre, szydercze spojrzenie.
-Dobrze. Ty tam! Chodź do nas!- zawołała w moją stronę, po kilku sekundach namysłu.
Nie mogłam uwierzyć, że każdy zawsze jej ulega. Że zawsze dostaje to czego chce...
Rozejrzałam się po całej sali. Każdy patrzył się na mnie. Nie mogłam odmówić. Właściwie to nie chciałam. Musiałam jej pokazać, że jestem lepsza, choć wcale nie byłam taka pewna swoich możliwości. Zrzuciłam torbę z ramienia pozostawiając ją na środku przejścia i podążyłam w stronę mojej rywalki.
Sama tego chciałaś, blondi...
________________________________________________________________________
Zajrzyjcie do zakładki bohaterowie, podmieniałam odrobinkę postaci, ponieważ te będą mi bardziej pasowały :)
Przepraszam za błędy, ale po prostu nie mam już siły tego sprawdzać. Może zrobię to jutro.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Nie wiem co więcej napisać... więc proszę was tylko o komentarze :)
Cudowne Cudowne Cudowne
OdpowiedzUsuń:((
Kocham to!
Bardzo
Piękny gif z Lily Collins :(
Uwielbiam ją i masz za to wielkiego plusa:)
Tak po za tym piszesz genialnie i nie przestawaj noo i nie wątp w siebie:)
Naprawdę mega świetne! <3