niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 4: Nikt mnie kurwa nigdy nie kochał!

Pewnym siebie krokiem podeszłam do sceny i wskoczyłam na nią, delikatnie sycząc z bólu kiedy podparłam się skaleczoną dłonią o jej skraj. Przysunęłam się bliżej Naomi.
-No to co nam "zaśpiewasz"?- narysowała w powietrzu cudzysłów- A raczej co nam zawyjesz...
Delikatnie mnie to speszyło, ale nie dałam tego po sobie poznać i po prostu bez słowa podeszłam do chłopaka, który stał z tyłu i operował wszelkim nagłośnieniem na sali. Z początku chciałam przedstawić coś dzięki czemu będę mogła dać z siebie wszystko, coś szybkiego i rytmicznego. Ale coś kazało mi pójść w inną stronę i postanowiłam zaśpiewać coś innego.
-Zaraz, zaraz.- odwróciłam się w stronę blondynki- A może zaczniemy od ciebie?
-Jeżeli tego właśnie chcesz. Tylko nie licz później na to, że ktokolwiek będzie chciał słuchać twojego wycia.- zaśmiała się i zawtórowała jej nasza "widownia".
Czułam się coraz bardziej niekomfortowo i zżerały mnie nerwy. Naomi tak jak ja chwilę wcześniej podeszła do chłopaka z tyłu i podała mu swój oczywiście różowy iPhone.
 -Włącz to.- wydała polecenie obrzucając mnie zwycięskim spojrzeniem. Po chwili mogłam usłyszeć jak śpiewa pierwsze dźwięki piosenki Miley Cyrus. Niestety przeceniła swoje możliwości. Tylko skaleczyła ten utwór. Większość osób, które siedziały na widowni, już po chwili szeptały sobie sporo niemiłych słów nawzajem, ale ona jakby nie słysząc tego, "śpiewała" dalej. Stałam z boku, patrząc się na nią z szeroko otwartymi ustami nie wierząc w to co słyszę. Kiedy była w połowie, do auli zaczęli się schodzić uczniowie. Każdy śmiał się z niej otwarcie, ale ona chyba nawet tego nie zauważyła, bo nadal co chwilę spoglądała na mnie ze wzrokiem, jakby właśnie wygrywała olimpiadę.
Chyba myśli, że śmieją się ze mnie... co za idiotka.
Z każdym jej kolejnym słowem, powoli odzyskiwałam pewność siebie. Owszem, nadal uważałam, że beznadziejnie śpiewam, ale przynajmniej wiedziałam, że od niej gorsza być nie mogę.
Skończyła wreszcie...
Na sali nie rozległy się oklaski, ani nic z tych rzeczy, na które czekałam. Nawet jej oddani "fani" zareagowali nijak. Dopiero po chwili można było dosłyszeć gdzieniegdzie pojedyncze klaśnięcia, ale również buczenie. Chyba mimo tego, że mnie nienawidzili, jej nie mogli słuchać.
-No to teraz, pokaż na co cię stać, śmieciu.- wyszeptała mi wprost do ucha oddając mi mikrofon.
Ta kretynka nadal nie wiedziała, że nie umie śpiewać. Nie odpowiedziałam nic, nie szukałam zaczepki. Podałam tylko chłopakowi mój telefon posyłając mu skromny uśmiech.
-Daj to.- powiedziałam i wskazałam mu odpowiedni podkład.
Odetchnęłam z lekkim zdenerwowaniem widząc jak na salę weszło jeszcze kilku uczniów.
Usłyszałam delikatną melodię, która zaczęła mnie otaczać i otulać. 

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes 

Far from the others, close to each other

Przypomniałam sobie, jak tworzyłam tekst tej piosenki. To było kilka dni, przed... przed śmiercią taty. Kiedy wszystko było jeszcze normalne. Wtedy codziennie mogłam tworzyć coś nowego. Mogłam zabrać ze sobą z domu poduszkę, koc, kartkę i długopis, wyjść na dwór na hamak i wsłuchując się w spokojne odgłosy natury pisać wszystko co mi przychodziło do głowy.
Teraz to nie jest już takie łatwe. 

In the daylight, in the daylight
When the sun is shining
On a late night, on a late night
When the moon is blinding
In plain sight, plain sight
Like stars in hiding.
You and I burn on, on

Mój głos stał się mocniejszy i pewniejszy, kiedy wyrazy twarzy zgromadzonych w auli zmieniła się ze zniesmaczonej, na pozytywnie zdziwioną.

Put two and to-gether, for-ever will never change
Two and to-gether will never change

Spojrzałam na Naomi. Jej twarz nie wykazywała żadnych uczuć. Chyba nie miała pojęcia, że jednak taki "śmieć" jak ja, coś potrafi. Na salę weszło jeszcze kilka osób. Wśród nich zobaczyłam Luke'a i Emmę. Tuż za nimi wkroczyła Melanie, rozmawiając z jakimś chłopakiem. Ich obecność mnie zawstydziła, więc na chwilę przymknęłam powieki starając się opanować nerwy, żeby nie zacząć fałszować. Nie mogłam zrobić choć jednej wpadki.

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover


Po moich policzkach powoli zaczęły ciec łzy. To naprawdę bolało. Chciałam, żeby moje życie wróciło do normalności. Moja psychika już nie wytrzymywała tego stresu. 

My silent, my silent
Is in your arms
When the worlds gives, heavy burdens
I can bare a thousand times
On your shoulder, on your shoulder
I can reach an endless sky
Feels like paradise 

Put two and to-gether, for-ever will never change
Two and to-gether will never change

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover

We could build a universe right here
All the world could disappear
Wouldn't notice, wouldn't care
We could build a universe right here
The world could disappear
I just need you near

W tym momencie cała sala zaczęła klaskać w rytm, tuż po tym, jak Naomi wybiegła z auli.

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover 

Nie było naszej królewny, więc wszyscy zgromadzeni (a było ich naprawdę sporo) zaczęli głośno bić brawo i nawet gwizdać. W czasie śpiewania co chwilkę ocierałam łzy, które rozmazywały mój makijaż, ale po chwili same przestały płynąć. W tamtej chwili ze wzruszenia świeczki stanęły mi w oczach.
Naprawdę im się podobało.
Byłam dumna z siebie, że ktoś docenił moją pasję. Ta piosenka była dla mojego taty. Pisałam całkiem z myślą o nim. Łączyła nas wyjątkowa więź, którą sama zerwałam swoją głupotą...
Nadal cię kocham, tato...
Uśmiechnęłam się sama do siebie na samą myśl o jedynej osobie, która nigdy mnie nie zraniła.
-Jestem pod wrażeniem. Nigdy nie było u nas kogoś z takim wokalem. Należą ci się te brawa.- oznajmiła nauczycielka.
-Dziękuję. To dużo dla mnie znaczy.
-Co to za piosenka? Nigdy jej nie słyszałam.
-To... to moja własna kompozycja.- nieśmiało przyznałam.
-Zaraz, zaraz... TY to napisałaś?- zapytała niedowierzając.
-T-tak.
Spuściłam wzrok.
-To muszę ci powiedzieć, że przyjmuję cię, do mojego zespołu. Tylko jeszcze powiedz mi jak masz na imię, dziecko?- zaproponowała.
Podniosłam głowę nie wierząc w to, co słyszę.
-Do zespołu? Ja? Nie, nie. Ja nie chcę.-spanikowałam.
Ja w zespole? Przecież to nie ma sensu. Nikt by mnie tam nie chciał. Wolałam uniknąć wychylania się i zostać z tyłu.
-Czemu nie? Masz ogromny talent, nie tylko do śpiewania, ale także do komponowania. Właśnie kogoś takiego potrzebujemy na wokalistkę.- zaczęła mnie przekonywać, ale bezskutecznie.
Może i chciałam śpiewać, ale nie tutaj. Nie w tej szkole. Tam było za dużo ludzi, którzy mnie nienawidzili. Choć po tym, co stało się w tamtej auli, tamtego dnia, nie miałam już co do niczego pewności.
-Ja... Ja muszę się zastanowić. Niech da mi pani czas.- poprosiłam.
-Oczywiście. Jak już podejmiesz decyzję, wiesz gdzie mnie szukać.- uśmiechnęła się ciepło.
Odetchnęłam z ulgą. Każda inna osoba pewnie bez wahania zgodziłaby się na coś takiego, ale ja musiałam przekalkulować wszystkie 'za' i 'przeciw'. 
-Zaraz! Poczekajcie! Przecież to nie jej piosenka! Ukradła ją Naomi!- po sali rozległ się głos Bethany, która wstała z miejsca.
Co kurwa?!
-Jak to 'ukradła'?- zapytała zdezorientowana nauczycielka.
-Normalnie. Naomi napisała tą piosenkę, kilka dni temu. Śpiewała mi ją wczoraj w łazience. Ona pewnie parszywie nas podsłuchała i nauczyła się tekstu!- odpowiedziała ze sztucznym oburzeniem.
Dopiero wtedy dostrzegłam, że koło Bethany pojawiła się najsłynniejsza para w szkole. Nagle wszyscy zmienili zdanie. Mogłam dosłyszeć od kilku osób obraźliwe słowa w moją stronę. Większość po prostu zaczęła krzyczeć, że nie umiem śpiewać.
Zabolało. Nawet bardzo. Jaki wpływ na wszystkich, może mieć jedna pieprzona osoba. Czułam się prawie tak, jak wtedy kiedy David wywalił mnie od niego z domu, podczas gdy ja prawie oddałam mu swój pierwszy raz.  
Nie do wiary, jacy ludzie mnie otaczają.
Pokręciłam przecząco głową i ruszyłam w stronę wyjścia zeskakując ze sceny.
-Tak! Uciekaj! Jesteś zakłamana i fałszywa!- usłyszałam głos Naomi za plecami.
Tego już za wiele!
-Nie jestem ani zakłamana, ani fałszywa. A jeżeli chcesz kogoś takiego zobaczyć, to stań przed lustrem razem ze swoim chłoptasiem!- wysyczałam odpierając jej atak.
Przez salę przeszło ciche 'uuuuu'.
-Że co proszę? Słyszy ją pani? Ona mnie obraża!
Prychnęłam pod nosem i zagryzłam zęby, żeby nic jej nie odpowiedzieć. Po prostu zabrałam swoją torbę i wyszłam. Może i to nie był dobry pomysł uciekać od problemu, ale jak gówno śmierdzi, to się je omija z daleka. I to samo starałam się robić z Davidem i Naomi. Nie byli warci mojego zachodu. Usłyszałam tylko głos nauczycielki z tyłu, żebym więcej nie pokazywała się na jej zajęciach. Tym sposobem Naomi zaprzepaściła moją szansę...
Z impetem otworzyłam drzwi wejściowe do szkoły i pospiesznym krokiem zaczęłam iść w stronę domu. Niestety coś, a raczej ktoś mi przeszkodził.
-Emily! Zaczekaj!
Odwróciłam się i zobaczyłam Luke'a, który biegł w moją stronę.
-Czego chcesz?- zapytałam starając się, aby mój głos brzmiał wyraźnie i pewnie.
-Dlaczego ona cię tak nienawidzi?- spytał prosto z mostu.
Nie sądziłam, że ktoś kiedyś mnie o to zapyta. Spuściłam głowę, starając się unikać jego wzroku.
-To długa historia....- wyszeptałam z łamiącym się głosem.
-Mam czas.
-Nie chcę o tym rozmawiać, okej? To nie jest coś o czym musisz wiedzieć.- oświadczyłam podnosząc głowę, ale patrząc się w przestrzeń ponad jego ramieniem, co nie było łatwe, bo był ode mnie dużo wyższy, a staliśmy oddaleni od siebie o dosłownie kilkanaście centymetrów.
-Powiedz mi jedno. Ta piosenka jest twoja?
-Nie wierzysz Betahny?- zapytałam odpowiadając pytaniem na pytanie, a w mojej głowie pojawiła się malutka iskierka. Malutka iskierka, która chciała kiedyś zapłonąć żywym ogniem. Nadzieja...
-Nie... jest jakaś podejrzana.
-Tak, moja. Ale nikt mi nie uwierzy, to nie jest istotne.
-Po prostu... nie mogę zrozumieć, dlaczego wszyscy są dla ciebie tacy wredni. Musi być powód.
-A co jak nie ma?- odpowiedziałam przygryzając wargę.
-Musi być. Zawsze jest.- oznajmił w stu procentach pewien tego co mówi.
-No dobra... w skrócie. Kiedyś byłam z Davidem, czyli obecnym chłopakiem Naomi, ale nie... nie chciałam...- zacięłam się nie wiedząc jak powiedzieć mu resztę.
Głupio było mi przyznać się, że jestem dziewicą. Teraz modna jest ciąża w wieku 16 lat.
-Nie chciałaś mu dać, prawda?- spytał delikatnie podnosząc mój podbródek koniuszkami palców.
-Tak... przez to rozpętałam piekło, ale oszczędzę ci szczegółów. Najlepiej dla ciebie i dla reszty twoich znajomych, jak będziecie się ode mnie trzymać z daleka...- wyszeptałam patrząc prosto w jego niebieskie tęczówki i zabrałam jego rękę.

Image and video hosting by TinyPic

-Ej nie płacz. Nie mogę patrzeć jak dziewczyna płacze. Tym bardziej przez jakiegoś dupka, który ją zranił.- powiedział podchodząc do mnie i otarł samotną łzę, która spłynęła po moim policzku.
David tak kiedyś robił...
Nie mogłam dłużej wytrzymać stojąc przed nim i rycząc, kiedy na domiar złego tamtego dnia, wszystkie wspomnienia wróciły.
-Nie będziemy trzymać się od ciebie 'z daleka', bo ktoś cię nie lubi. Mamy swoje zdanie. A na pewno ja.- zapewnił mnie.
Prychnęłam.
-Każdy tak mówił i widzisz, ile z tego mam. Nie zbliżajcie się do mnie.- wycedziłam.
Najzwyczajniej w świecie odeszłam, zostawiając go samego na środku drogi. Nie mogłam dłużej znieść widoku jego twarzy, jego ust, jego wszystkiego, co zapewniało mnie, że jest inny. Że on mnie nie zawiedzie. Wiedziałam, że na świecie nie ma już ludzi, którym mogę zaufać. Nie mogłam zrobić wyjątku, dla kogoś kogo w ogóle nie znałam. To były tylko pozory, a pozory mylą.

*
Doszłam do domu ogarnięta psychicznie... i fizycznie. Po drodze zmyłam tusz, który troszkę się rozmazał. Mam nic nie zauważyła, a nawet jeśli, najważniejsze jest to, że o nic nie pytała.
Pobiegłam do pokoju i nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadłam na łóżku. Popatrzyłam się na tablicę nad nim. Nadal była pusta. 
Położyłam się starając zasnąć, ale zbyt wiele myśli kołatało mi się po głowie. Myślałam o tym, czy nie dać szansy Luke'owi i jego przyjaciółkom. Bałam się, że znowu ktoś mnie zrani, że mnie zawiodą, jak każda osoba, której zaufałam... 
Po wielu godzinach myślenia o wszystkim co się wokół mnie dzieje, postanowiłam, że moja budka z napisem "zrań mnie" jest oficjalnie zamknięta. Nie miałam zamiaru dłużej cierpieć, przez własne głupie wybory i zmarnowane szanse.
Głęboko westchnęłam i schyliłam się wyciągając spod łóżka spory karton. Były tam schowane wszystkie moje... wspomnienia. Zdjęcia, teksty, nuty. Chwyciłam jeden z albumów i otworzyłam go na pierwszej stronie. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie w jakich okolicznościach zostało zrobione zdjęcie. Byliśmy z Davidem i moją starą pseudo-przyjaciółką na wycieczce. Mimo że byłam tam z ludźmi, którzy cholernie mnie skrzywdzili, to i tak było świetnie. Wspaniale się bawiliśmy. Jedno w lepszych wspomnień na całe życie. Przerzuciłam kilka fotek dalej, a mój uśmiech już zbladł. Trafiłam na samotne zdjęcie z tatą. Dlaczego samotne? Ponieważ powinno być w innym albumie. Nie miałam na celu rozdrapywać starych ran i patrzeć na zdjęcia, na których tata patrzy się na mnie, jak na księżniczkę. Z taką miłością i troską. Niestety los chciał inaczej. Poczułam silne ukłucie w sercu na samą myśl, że życie zabrało mi jedyną osobę, którą szczerze  tak bardzo kochałam i to z wzajemnością...
-Kochanie wszystko w porządku?- zapytała moja mama nieśmiało wyglądając zza uchylonych drzwi. 
-Tak... ja po prostu za nim tęsknię.- przyznałam przez zapłakany głos.
-Ja też, skarbie. Ja też... ale nie możemy żyć przeszłością. Życie toczy się dalej.
Mama podeszła i usiadła na łóżku, a ja położyłam moją głowę na jej piersi.
-Chciałabym żeby był tu z nami, teraz. 
-Wiem, że nic, nawet ja nie zastąpi ci taty, ale nic na to nie poradzę. Nie mogę przywrócić mu życia.- powiedziała zatroskana i zaczęła gładzić moje włosy.
-Ale najgorsze jest to, że to moja wina!- krzyknęłam ze łzami spływającymi na mój dekolt.
-Kochanie, po raz kolejny zapewniam cię, że to nie jest twoja wina.
-Jak to nie jest moja wina?! Gdyby nie moja głupota! Gdybym wtedy nie pojechała do tego lasu! Nic by się nie stało!- wstałam i zaczęłam wymachiwać rękami.
-To nie było tak...- wyszeptała unikając kontaktu wzrokowego.
-Jak to "nie było tak"?- zapytałam zdziwiona.
-Nie chcę ci tego mówić. Nie teraz. Jeszcze nadejdzie odpowiedni czas.- również wstała i chciała złapać mnie za rękę, ale gwałtownie się odsunęłam.
-Czego mi nie chcesz powiedzieć?- zapytałam patrząc na jej twarz i próbując coś z niej wyczytać.
-Córciu, to nie jest odpowiednia chwila na takie rozmowy.
-Nigdy nie będzie idealna. Mów do cholery!- krzyknęłam nieświadomie.
-Nie chcę żebyś to wiedziała.- podniosła głos, podobnie jak ja.
-No mów! Nic nie zniszczy mnie bardziej psychicznie, niż to, co wydarzyło się do tej pory! Jeżeli chodzi o to, że to moja wina. To nie musisz mi tego dobitnie uświadamiać, wiem to!- zapewniłam krzycząc i coraz bardziej oddalając się od mamy.
-To nie jest twoja wina, mówię ci to!
-Jak nie jest moja, to może w końcu powiesz mi o co chodzi?! Chcę wiedzieć jak naprawdę zmarł ktoś, kogo tak bezgranicznie kochałam!- krzyknęłam po raz kolejny tamtego popołudnia.
-Nie był wart, choć odrobiny miłości...- szepnęła w bok pod nosem.
-Jak śmiesz mówić tak o moim ojcu?!- zapytałam nie wierząc w to co usłyszałam.
-Mówię prawdę! Chcesz wiedzieć jak to było naprawdę, tamtej nocy?! 
-Właśnie to usiłuję z ciebie wyciągnąć!
-Proszę bardzo. Twój ojciec znalazł sobie kochankę, z którą latami mnie zdradzał! Zrobił sobie dziecko, o którym nie miałam pojęcia! Tamtej nocy, jechał do niej, żeby już nigdy więcej do nas nie wrócić! Nie chciał nas, rozumiesz?! Nie chciał nas!- wykrzyczała mi prosto w twarz.
Image and video hosting by TinyPicStałam jak kołek próbując przekalkulować, to co właśnie usłyszałam, ale nie byłam w stanie.
-Żartujesz, prawda?- zapytałam szeptem.
-Nie... Emily przykro mi, ale taka jest prawda.- zapewniła mnie.
-Skąd to wiesz?- zapytałam patrząc się w przestrzeń nieobecnym wzrokiem.
-Zostawił mi list... tego dnia co miał wypadek.
-A ja głupia tyle czasu myślałam, że wtedy jechał do mnie... Co za dupek! Nienawidzę go!- wywrzeszczałam odrzucając głowę w górę, a następnie opadłam bezsilnie na kolana. 

Nikt mnie kurwa nigdy nie kochał! 
______________________________________________________________________
Przepraszam za wszelkie błędy i niedociągnięcia, ale pisałam dość szybko :c
Mam nadzieję, że wam się podoba i zapraszam do komentowania i wyrażania swoich opinii :)

2 komentarze:

  1. Jezu biedna misia:(
    Rozdział jak zwykle fantastyczny
    Podoba mi sie postawa Luke'a:)
    Jest strasznie słodki, naprawdę dobrze sie zachowuje ,oby nie przestał!
    Jestem zaskoczona prawdą o ojcu bohaterki:(
    To okropne , przecież ona się jeszcze bardziej załamie:(
    Mega świetne!
    Pamiętaj misia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko... Świetne!

    OdpowiedzUsuń