Za Carren! ... Carren...
Otworzyłam oczy zrywając się i zachłysnęłam się powietrzem. Jak szybko się podniosłam, tak szybko opadłam z powrotem. Ból w obojczyku był nie do zniesienia. Jakby coś mnie na żywca rozrywało.
Nie wiedziałam kim był ten cały Tyler, kto mnie postrzelił, ani kim była dziewczyna, której imię krzyczał napastnik tuż przed strzałem, a mimo to, odbijało się ono echem po mojej głowie.
-Emily! Wreszcie się obudziłaś!- ujrzałam rozczochraną czuprynę Luke'a i jego rozpromienioną twarz nachyloną nade mną.
Nie byłam w stanie trzymać oczu otwartych. Byłam zmęczona niczym. Po prostu. Do tego myślałam, że zaraz eksploduję, jak nic nie przerwie mojego bólu.
-Zabij mnie...- wyszeptałam.
-Co?- zapytał zdezorientowany chłopak marszcząc brwi.
-Zabij mnie - powtórzyłam bardziej stanowczo, zamykając oczy.
-Nie?
-Nie wytrzymam...- przełknęłam ślinę i powoli podniosłam powieki.
-Wiem że boli, ale musisz dać radę, rozumiesz? Przeżyjesz to - powiedział pewny swoich słów.
Nie myślałam o niczym. W mojej głowie był tylko ból. Jakby ktoś walił koło mnie młotem pneumatycznym nie pozwalając mi skupić się na niczym innym. Ponownie moje powieki opadły swobodnie na oczy. Coraz trudniej było mi złapać oddech.
-Em... proszę cię, wytrzymaj - dało się wyczuć, że chłopak jest bliski rozpaczy.
Nie spodziewałam się czegoś takiego po członku jakiegoś gangu. Jak ktoś taki w ogóle może mieć uczucia, jeżeli jest w stanie zabijać ludzi z zimną krwią? Z góry zakładałam, że Luke kogoś zabił, choć nie miałam co do tego pewności, a wręcz nie chciałam żeby tak było.
-Przepraszam...- wyszeptał i odsunął się ode mnie.
-Za co?- odpowiedziałam mu po chwili.
Każde słowo z trudem przechodziło przez moje gardło.
-Za wszystko. To moja wina, że teraz cierpisz. Nie chciałem... naprawdę - wychrypiał.
Zrobiło mi się go odrobinę żal. Tylko że nie byłam nawet w stanie go pocieszyć. Z prostego powodu. To była jego wina.
Nie odpowiedziałam mu. Nawet nie wiedziałam co. Nie było najmniejszego sensu go bardziej pogrążać. Na własnej skórze przekonałam się co to poczucie winy.
-Gdzie jesteśmy?- zapytałam nadal mając zamknięte oczy.
-Myślę, że już nie daleko domu. Szliśmy dość długo, a Sam nie mógł zajechać nie wiadomo jak daleko. Ogólnie. Nadal w tym pieprzonym lesie - odparł zrezygnowany.
Westchnęłam spazmastycznie wciągając powietrze. Miałam już serdecznie dość tego wszystkiego. Czułam się doszczętnie wykończona. Fizycznie i psychicznie.
Leżałam tak kilkanaście minut w idealnej ciszy nie zmąconej choćby najcichszym odzewem ptaków. Powolnie otworzyłam oczy. Luke siedział nieopodal mnie, dokładnie na wprost, zwrócony do mnie prawym bokiem, raz po raz kopiąc coś, co akurat znalazło się w zasięgu jego buta. Był niezaprzeczalnie przystojny. Nawet bardziej niż mój były, którego urok mnie zaślepił. Przechyliłam delikatnie głowę. Był wyraźnie zdenerwowany. Jakby sam nie mógł ze sobą wytrzymać. Chciałam powiedzieć mu wszystko. Wykrzyczeć, że jest mi cholernie trudno i że go potrzebuję, ale nie jestem w stanie mu zaufać. Powiedzieć, że nie mam już nikogo. Ale nie mogłam. Nie byłam w stanie. Nie dlatego, że było jeszcze za wcześnie, czy chciało mi się płakać, kiedy tylko pomyślałam o tym wszystkim co mnie skrzywdziło, tylko dlatego że nie pozwalał mi na to nadmiar myśli kłębiący się w mojej głowie. Miałam mu tak dużo do przekazania. Chciałam zaryzykować. Przestać zgrywać zimną sukę i pozwolić łzom płynąć. Pokazać, że jestem słaba, ale walczę. Że się nie poddałam.
-Luke?- szepnęłam.
-Tak?- odpowiedział odwracając głowę.
Wciągnęłam z trudem powietrze. Każdy oddech sprawiał mi ból.
-Jak to się stało? Ci wszyscy ludzie, ten gang?- podjęłam rozmowę.
Miałam też w tym swój interes. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego to akurat mnie porwano i dlaczego tamten facet chciał mnie zabić. A przede wszystkim: kim jest Carren.
-Długa historia...- spuścił wzrok, chowając głowę między kolanami.
-Jedyne co teraz nam pozostało, to czas - zachęciłam go.
-Jesteś pewna? Nie powiem, że to jest jakaś ciekawa historia.
-Jasne... Ja... - zaczęłam.
Nagle zakręciło mi się w głowie. Kolory zaczęły zlecać się w jedną całość, a świat wirował.
-Emily? Co jest?- Luke w sekundzie znalazł się przy mnie.
To było strasznie kochane. Gdybym go nie znała, pewnie wzięłabym go za bardzo wrażliwego chłopaka, ale wiedziałam, że wcale tak nie jest.
-Nie nic... Jest okej...- zdołałam wyszeptać.
Ramię tak bardzo bolało, że moje ciało nie było w stanie już tego znieść. Rana pulsowała i piekła. Odwróciłam niemrawo głowę w lewo i moim oczom ukazała się dziura wielkości orzeszka, ale reszta skóry wokół niej była niewyobrażalnie porozdzierana. Jakby dopadły mnie dzikie zwierzęta. Rękę poniżej rany miałam obwiązaną jakimś kawałkiem materiału. Pewnie dla powstrzymania krwotoku.
-Zabieram cię do szpitala - oświadczył, bez wahania.
-Nie! Nie ma mowy - od razu zaprzeczyłam.
Zawroty szybko minęły, więc miałam podstawy, do twierdzenia, żeby nigdzie się nie ruszać. Do tego nie mogłam pozwolić na to, żeby tamci goście znowu nas dopadli. Miałabym kolejną rzecz do listy "Na sumieniu". Miałam już dość wyrzutów sumienia co do wielu spraw. Nie chciałam mieć jeszcze wyrzutów co do Luke'a.
-Nie możesz tak po prostu tutaj leżeć!- pokazał na moją ranę.
-Mogę. Dam radę. Tylko musimy... - przerwałam, bo słowa, które miałam zamiar wypowiedzieć, uwięzły mi w gardle. -Musimy wyjąć kulę.
-Już to zrobiłem. Jak byłaś nieprzytomna - powiedział.
Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. Jakoś nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że ktoś, czyli w tym przypadku Luke, mógłby we mnie grzebać, a ja najzwyczajniej w świecie bym sobie leżała. Dobrze, że byłam nieprzytomna...
-To dobrze - przełknęłam ciężko ślinę -Więc możesz już mówić.
-Idziemy do szpitala.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak!
-Pocałuj mnie.
-N... Co?- chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, bo najwidoczniej wybiłam go z rytmu.
W tamtej chwili miałam ochotę walnąć się otwartą dłonią w twarz.
Jak mogłam to powiedzieć?
Nieświadomie wypowiedziałam na głos moje myśli. Miałam ochotę go pocałować, ale nie miałam zamiaru mu tego uświadamiać.
Był tak strasznie blisko. Jego twarz tuż przy mojej. Jego oczy tuż przy moich. Był cholernie seksowny. Jednak nie mogłam mu się przyznać do tego, że coś do niego czuję... Wręcz sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać. Nie mogłam czuć czegoś do osoby, która była zamieszana w przyczynę mojego bólu i cierpienia.
-To co słyszałeś. Nigdzie nie idziemy - chłopak przez sekundę miał lekko zmarszczone czoło, ale po chwili rozchmurzył się.
Wybrnęłam...
-Mam pozwolić ci tutaj tak leżeć i cierpieć?- zapytał i widać było, że dokładnie już wie jaką otrzyma odpowiedź.
-Właśnie tak. A teraz mów - nie dawałam za wygraną.
Musiałam za wszelką cenę zadać pytania, które nurtowały mnie od kilku dni. Uczucie niewiedzy, wręcz rozsadzało mnie od środka. Nie umiałam już dłużej dusić tego wszystkiego w sobie.
-Nie odpuścisz mi tak łatwo, co?- Luke wreszcie odsunął się ode mnie, siadając gdzieś obok i pozwolił, żeby moje serce w końcu zaczęło normalnie bić.
-Nie ma mowy - posłałam mu delikatny uśmiech.
-Więc tak... Zgaduję, że jedyne co cię interesuje, to wyjaśnienie całej wczorajszej sytuacji, więc może opowiem ci to w największym możliwym skrócie -rzucił mi znaczące spojrzenie, a mnie zrobiło się troszkę głupio, że udawałam zainteresowaną jego historią -Któregoś dnia, robiliśmy skok na dom. Mieszkał tam Tyler Adams ze swoją narzeczoną, Carren - ciarki przeszły mnie na sam dźwięk tego imienia -Nikt nie mógł uwierzyć jak ta biedna dziewczyna chciała wyjść za kogoś takiego. Facet po trzydziestce, przestępca, niebezpieczny. Jednak była z nim. Nie wiedzieliśmy, że ktoś był tego dnia w domu. Plan przewidywał, że mieli wyjechać na weekend. Więc jak szybko tam weszliśmy, tak szybko spieprzaliśmy. Tyler bronił terytorium. Strzelał do nas, a my się tylko broniliśmy - widać było, że ciężko mu się o tym mówiło, bo spuścił wzrok i jego głos być coraz cichszy -Wybiegłem z domu i nie miałem czym uciekać. Wybiłem szybę w samochodzie Tyler'a i już miałem odjeżdżać, kiedy zaczął do mnie strzelać, więc ja też oddałem mu kilka kulek. Niestety jedna poleciała gdzie indziej. Trafiłem w Carren. Nie doszło by do tragedii, gdyby nie Sam, który stał za nią i pomyślał, że ja chcę się zemścić, na narzeczonej tego dupka, bo oni od dawna mieli ze sobą na pieńku. Zaczął do niej strzelać...- przerwał i przetarł sennie twarz dłońmi -Dziewczyna zmarła na miejscu. Ja po prostu stchórzyłem i odjechałem...
Kiedy skończył mówić, jeszcze przez chwilę próbowałam ułożyć sobie w głowie całą historię. Jakby to wszystko co powiedział, nie było w stanie do mnie dotrzeć.
-W takim razie, dlaczego chciał zastrzelić mnie, a nie ciebie?
-Nie rozumiesz?- pokręciłam przecząco głową, więc kontynuował -Chciał żebym poczuł to samo, co on, kiedy zabiliśmy Carren. Chciał żebym poczuł, jak to jest stracić kogoś, kogo się kocha...- powiedział patrząc mi głęboko w oczy -Pewnie pomyślał, że jesteś moją dziewczyną. Głupi jest, więc...- szybko się poprawił.
Nie mówił mi wszystkiego. Byłam tego pewna, tak jak tego, że na pewno w ciągu ostatnich kilku dni spał dużo więcej ode mnie. On nie był zmęczony.
On chciał ukryć łzy.
A nie płakałby tylko z takiego powodu.
______________________________________________
Więc tak. Rozdział jest mega krótki, wiem. Ostatnio mam tyle problemów, że nawet chyba żadne z was sobie tego nie wyobraża. Nie mam laptopa, nie mam internetu, a ten w telefonie, jest tak słaby, że ledwo jest w stanie zapisać mi rozdział w bloggerze. Ponad to, nie działa mi kompletnie nic, może czasami Messenger. Nie mam się nawet po co wam tłumaczyć, bo to nie ma sensu.
Nie będę zawieszać bloga, bo chce wreszcie go normalnie prowadzić, ale wiem, że to niemożliwe. Moje życie się nie zmieni, to wiem na pewno, więc zawieszanie nie ma sensu.
Rozdziały będą się pojawiały, jak cokolwiek mi na to pozwoli. Wiem, że przez te... wszystkim przeszkody, które mi uniemożliwiają bycie tutaj regularnie, aż wam się odechciewa czytać, ale mam nadzieję, że ktokolwiek tutaj zostanie...
Wszystkie rozdziały są długie i cudowne.
OdpowiedzUsuńJesteś świetną pisarką.
Uwielbiam to opowiadanie.
Czytam dalej.
http://zimno-zimno.blogspot.com/
Ścielę się,
Węgielek Ech