środa, 10 września 2014

Rozdział 22: "Żegnaj"

Kiedy skończyłam, ukłoniłam się nieznacznie. Spodziewałam się idealnej ciszy na sali, ale jak tylko muzyka ucichła każdy wstał i zaczął klaskać.
Zaśmiałam się na ten widok i odpięłam telefon chowając go do kieszeni. Wyszeptałam tylko ciche dziękuję do mikrofonu i odłożyłam go na miejsce. Cholernie się wzruszyłam. Nawet samą piosenką. Choć sama do końca nie wiedziałam o kim była. Trochę o Melanie, która stała się jedną (a raczej jedyną) z najważniejszych osób w życiu. A trochę o Luke'u, który kompletnie miał mnie gdzieś, a mimo że ja starałam się jego także mieć, to nie byłam w stanie.
Sama piosenka wywołała we mnie tyle emocji, a jeszcze fakt, że innym się podobało... Piękna chwila. Nigdy nie okazywali tego, że cokolwiek im się we mnie podoba, czy że coś robię dobrze. Nigdy nic pozytywnego, zawsze jakaś forma obelgi. A tu nagle taka zmiana.
Zeskoczyłam ze sceny, ciągle się do siebie uśmiechając i kroczyłam ku wyjściu, a wszyscy ciągle bili brawo. Mijając rząd, w którym siedziała Melanie i Luke stanęłam i spojrzałam na blondyna. Nie musiałam czekać na jego spojrzenie. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Skupiłam się najbardziej jak mogłam, starając się wysilić coś sensownego, ale jedyne na co mnie było w tamtej chwili stać, to ciche „żegnaj” skierowane do niego. Tuż po tym - wyszłam.


~***~

*oczami Luke'a*


Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała. Pożegnała się ze mną. Jakby zrywała ze mną, wyjeżdżała, czy umierała.
Nie, na pewno nie tego chciałem.
Kiedy wyszła z auli, jeszcze przez dłuższy czas siedziałem tam sam i odtwarzałem w głowie jej występ. Była... niesamowita. Tego się nie da opisać słowami. Tętniła życiem. Emanowała od niej pozytywna energia. Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej. Dlatego, że za wszelką cenę jej unikałem, mimo że mi jej brakowało.
To chyba się nazwa miłość, prawda? Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego. Widziałem, że nie mogę nic do niej czuć, ale czułem mimo to. Kiedy ją widziałem, miałem ochotę wziąć ją w ramiona i nigdy nie wypuścić. Całować się z nią, namiętnie i delikatnie. Ochronić przez wszelkim złem. Z innymi dziewczynami sprawa była prosta - zaliczyć i porzucić. Jej nie chciałem skrzywdzić. Choć już to zrobiłem.
Tylko za chuja nie chciałem się pogodzić z faktem, że mi na niej zależy w 'ten' sposób...
Czy ja się do chuja zakochałem?
Potrząsnąłem głową chcąc oprzytomnieć.
Otworzyłem drzwi od swojego mieszkania, następnie znajdując się już w środku, zamknąłem je. Tradycyjnie powędrowałem do kuchni i nalałem sobie czegoś, co było akurat pod ręką, czyli wody.
W połowie opróżniania szklanki mój telefon w kieszeni zawibrował. Wydało mi się to czymś dziwnym, ponieważ nie rozmawiałem z nikim przez telefon od... tego felernego dnia, kiedy porwali Emily.
Wyjąłem komórkę i spojrzałem na wyświetlacz.
Ashton dzwoni!
Odbierz          Odrzuć
Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się pustym wzrokiem w zdjęcie mojego przyjaciela widniejące na ekranie, rozważając wszelkie za i przeciw, aż w końcu nacisnąłem napis „odbierz” zaznaczony na zielono.
-Halo!- powiedziałem, a raczej warknąłem przykładając aparat do ucha.
-Co ty odpierdalasz, co?- odpowiedział mi głos po drugiej stronie.
-Mógłbym zapytać o to samo...- odszczeknąłem się.
-O co chodzi z tą dziewczyną, hmm?- zapytał z wyrzutem.
-Co?- odpowiedziałem tym samym, nie za bardzo rozumiejąc.
Zrobiłem komuś dziecko, czy jak?
-Gówno! Co ty robisz człowieku?
-Wiesz co? Odpierdol się! Nie odzywasz się do mnie tygodniami, masz mnie w chuju, kiedy najbardziej cię potrzebuję, a teraz nagle dzwonisz i mnie opierdalasz jak gdyby nigdy nic! Zastanów się, po czyjej jesteś stronie!- krzyknąłem i zakończyłem połączenie.
Westchnąłem opierając się tyłem rękami o blat kuchenny.
Wypuściłem świszcząco powietrze z ust i kręciłem ze zdenerwowaniem głową. Nie mogłem uwierzyć jak bardzo egoistyczny okazał się być mój najlepszy i jedyny przyjaciel. Ufałem mu nawet bardziej niż Melanie, czy Emmie, a on mnie tak olał. Nie odzywa się, a później nagle dzwoni i nie wiadomo co go napadło. Wkurzył mnie. Nawet wkurzył, to za mało powiedziane.
Stałem tak w kuchni, patrząc się nieobecnym wzrokiem w podłogę i myśląc, co dalej. Bo co do tej mojej przyszłości, to miałem porządne wątpliwości.
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Cudem go usłyszałem. Był tak cichy i delikatny, że gdybym był choć odrobinę bardziej zamyślony, nie usłyszałbym go, nawet stojąc przy drzwiach. Przynajmniej wydawało mi się, że taki był... ale może to właśnie dlatego, że duchem byłem kompletnie gdzie indziej.
Poszedłem otworzyć z wahaniem stawiając kolejne kroki. Szarpnąłem klamkę, przygotowany na wszelkie ewentualności, a moim oczom ukazała się blond rozczochrana czupryna, z odrobinę przydługimi włosami, opadającymi na czoło.
-Musimy pogadać - powiedział Ashton.
-Nie mamy o czym - syknąłem i już chciałem zamknąć drzwi, ale stopa chłopaka w sekundzie znalazła się pomiędzy drewnianym przedmiotem, a futryną.
-Owszem, mamy - odrzekł poważnym i rzeczowym tonem i odepchnął drzwi. Byłem zbyt zdezorientowany, żeby odeprzeć atak i nie zdążyłem przytrzymać drzwi.
-Nie! Wypierdalaj!- krzyknąłem i pchnąłem go w klatkę piersiową.
Był ode mnie o kilka centymetrów niższy, co dawało mi lekką przewagę.
-Nigdzie nie idę. Chodzi o Emily!- szarpnał się i wszedł do domu.
Emily?
Spojrzałem na niego zszokowany, ale równocześnie zainteresowany jego słowami.
Cmoknąłem nieznacznie.
-A niby o co takiego?- spytałem niby od niechcenia i zamknąłem drzwi.
-No właśnie. Więc mamy o czym gadać - spojrzał na mnie znacząco, idąc tyłem do salonu.
-Masz pięć minut - powiedziałem po kilku sekundach zastanowienia.
Kiedyś przyjaciele, a dziś traktowałem go jak śmierdzącego, porzuconego psa.
Ashton wciągnął głęboko powietrze i rozczochrał włosy zwisające mu na czoło jeszcze bardziej.
-Wiem, że jesteś na mnie wściekły, że wtedy nie przyjechałem po ciebie i Emily, ale uwierz mi, miałem powody. Nie sądzę, żebyś był zainteresowany jakie, więc przejdę do tego, po co tu przyszedłem - zrobił krótką pauzę. -Melanie powiedziała mi, co się ostatnio między wami wyrabia...
-Skąd ty znasz Melanie?- przerwałem mu od razu.
Owszem, parę razy Melanie i Emma widziały Ashton'a, ale nie przypominałem sobie, żebym kiedykolwiek ich sobie przedstawiał. Nie chciałem sprowadzać na nie większego niebezpieczeństwa, niż moja sama obecność przy nich. Wiedziały o gangu. Wstąpiłem tam tylko dlatego, że po jakimś czasie zaczęło mi brakować pieniędzy, rodzice przestali mi je przysyłać, a ja nie miałem za co płacić za prąd, gaz, czy wodę. Już nie mówiąc o zakupach, czy nowych ubraniach. Dopiero po jakimś czasie zaczęli znowu mnie zaopatrzać. Nie ruszało mnie to. Potrzebowałem tych pieniędzy i nie miałem zamiaru ich odsyłać.
Dziewczyny wiedziały, że to było konieczne, a nawet kiedy już miałem pieniądze, to z gangu nie da się tak po prostu odejść. Wiedziałem, że wpakowałem się już na dobre. Tak poznałem Ashton'a. Był w podobnej sytuacji do mojej, tylko z takim wyjątkiem, że on uciekł z domu i nie miał kompletnie nic.
-Tak wyszło...- jego kąciki ust nieznacznie uniosły się ku górze. -W każdym razie. Widziałem jak na nią patrzysz i to nie raz. Ty chyba sam nie wiesz co robisz - zmrużył oczy. -Przestań się zachowywać jak dupek i udawać, że nie masz uczuć!- podniósł głos.
Dlaczego Melanie mu to kurwa powiedziała...?
-A skąd ty możesz wiedzieć co ja czuję? Olałeś mnie już jakiś czas temu i chuja wiesz, o tym co się w moim życiu dzieje!- także się uniosłem.
Nie kłamałem. Naprawdę byłem wściekły, za to, co zrobił.
-Przepraszam, jasne?! Nie chciałem, żeby tak wyszło! Ale Pan Mam Genialny Plan, nie przewidział, że Sam pomyśli, że jej pomagasz! Obserwował nas wszystkich! Nie miałem szans wyrwać się niezauważony! Ja byłem najbardziej pod kluczem, bo byłem wtedy z wami! Miałem go do was zaprowadzić?!- krzyknął z wyrzutem.
Nie odpowiedziałem. Myślałem o tym, co powiedział... może mówił prawdę... Może faktycznie Sam go kontrolował... Nie wiedziałem co mam o tym sądzić.
Ashton najwidoczniej wziął moje milczenie jako chęć słuchania jego wypowiedzi dalej, bo kontynuował.
-Naprawdę. Nie mam po co kłamać. Nie mam nikogo poza tobą. Nie mam się do kogo zwrócić po pomoc. Wiesz dlaczego nie było mnie już u nas? - chodziło mu o siedzibę gangu. -Bo Sam mnie wyrzucił - uśmiechnął się gorzko. Spojrzałem na niego przerażony. -Tak, owszem - pokiwał głową, odpowiadając na moje niezadane pytanie, które zawisło między nami. -Chciałem się wymknąć. Sam mnie złapał i pobił. Od razu wziął mnie za wroga i kazał się wynosić, a nie zabił mnie tylko dlatego, że jak twierdził 'odwalałem dobrą robotę'. Myśl o tym, co chcesz, ale nie kłamię.
Patrzyłem się na niego w niedowierzaniu, a mój zwykle niewyparzony język, nagle nie chciał pomóc mi w wydobyciu z siebie jakiegokolwiek dźwięku. W efekcie stałem tylko jak ostatni kretyn i gapiłem się na Ashton'a podejrzliwie, jeszcze nie do końca mu wierząc.
-Emily jest dla ciebie idealna. Melanie powiedziała mi, jak dobry ma na ciebie wpływ. Nie powinieneś być dla niej takim chujem. Nie zasłużyła sobie na to.
-Gówno o mnie wiesz!- syknąłem.
-Nie, właśnie, że nie - odparł ze  spokojem. -Rzecz w tym, że wiem o tobie na tyle dużo, żeby wiedzieć, że czujesz do niej coś innego, niż do tych wszystkich lasek, które zaliczyłeś - odpowiedział. Trafił w mój czuły punkt. A to nie wróżyło nic dobrego.
Skrzywiłem się tylko na jego słowa.
-Twoje pięć minut już minęło - wycedziłem przez zęby.
-Luke, posłuchaj - zaczął iść w moją stronę wyciągając rękę.
-Nie! Nie będziesz mi mówił, co mam robić! To moje, życie i zrobię z nim co mi się żywnie podoba.  Nawet je skończę, jak będę miał taki kaprys!- wykrzyknąłem nie do końca świadomy swoich słów. Lecz mówiłem to, co myślałem. Miałem nieraz myśli samobójcze. Niestety.
-Nie, stary! Jestem twoim przyjacielem i mam w stosunku do ciebie pewne obowiązki, a jednym z nich, jest nie pozwolić ci pierdolić swojego życia!- odpowiedział mi tym samym.
-Chuj ci do tego!
-Powiedzieć ci coś?! Zakochałem się, wiesz?! Tak, owszem. Jestem gangsterem od siedmiu boleści i też mam uczucia i też jestem w stanie się zakochać! Taka sytuacja!- krzyknął i złapał mnie za kołnierz mojej kurtki.
Wyszarpałem się od razu i wycofałem nieznacznie.
Ashton? Zakochał? To śmieszne!
Prychnąłem w odpowiedzi i wykrzywiłem twarz w grymasie. Albo tak dobrze kłamał... albo mówił prawdę. Jednak nie mogłem się pogodzić, że nie znałem mojego kumpla nawet na tyle, że nie wiedziałem, że potrzebuje jakiejś dziewczyny na serio. Może on znał mnie lepiej i wiedział, że ja potrzebuję?
Nie!
Skarciłem się w myślach. Nie dopuszczałem do siebie faktu, że mogłem zakochać się w Emily. Ona nie była dla mnie...
-Pierdolisz...- odpowiedziałem tylko po dłuższej chwili ciszy.
-Nie, stary! Nie pierdolę, tylko mówię ci najszczerszą prawdę! Melanie jest dziewczyną, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem! Jest inna! I mnie rozumie! Więc może przestań być takim egoistą i chociaż daj Emily szansę!- zaczął coraz bardziej się unosić, a jego policzki poczerwieniały. -Jutro jest impreza, u mnie. Melanie ma zabrać ze sobą Emily. Przyjdź, pogadaj z nią. Może ona też coś do ciebie czuję, no?!
-Daj mi kurwa spokój! Nie będę się brał za jakąś biedną i porzuconą dziewczynkę. Nie potrzeba mi nikogo do robienia za kurę domową...- burknąłem.
-A więc to za to uważasz dziewczyny?- złagodniał. -Za kury domowe? Nic nie warte zabawki? To może jednak daj sobie spokój...- odwrócił się i zaczął zmierzać ku wyjściu. -Myślisz, że ile pociągniesz tak sam? Bez wsparcia? Bez nikogo do kogo mógłbyś zadzwonić w nocy i powiedzieć, że tęsknisz? Że masz problem? Bądź dalej bezuczuciowym chujem i miej w dupie wszystko i wszystkich, ale nie miej do mnie pretensji i nie przychodź do mnie, jak będziesz miał problem. Ja już ci nie pomogę... Radź sobie sam, jak tak świetnie ci idzie - spojrzał na mnie z pogardą i wyszedł trzaskając drzwiami.
Brawo Williams, spierdoliłeś po całej linii.


*oczami Emily*


-Mel!- zawołałam z zaplecza kawiarenki, nie mogąc zawiązać sobie fartuszka za plecami.
Nie otrzymałam odpowiedzi.
-Mel!- krzyknęłam głośniej i bardziej stanowczo.
W końcu poirytowana wyszłam z pomieszczenia na kawiarenkę i ujrzałam Melanie, radośnie rozmawiającą z jakimś chłopakiem przy ladzie. Ona oparta o blat i rozmarzona w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. On nonszalancko oparty o ladę i wpatrujący się w jej twarz z wręcz identycznym uśmiechem, co dziewczyna.
Pokręciłam głową na ten widok, ale zachichotałam delikatnie.
To dlatego nie słyszała...
Melanie była zapewne pogrążona w tamtym momencie w rozmyślaniach o jego „pięknych oczach, pięknym uśmiechu, pięknym ciele” i całej reszcie. W sumie miło było widzieć ja tak bardzo zatopioną w szczęściu. W koncu na tym polega przyjaźń - na cieszeniu się szczęściem drugiej osoby. Ja nie miałam zamiaru ingerować w jej znajomość z gangsterem. Nie znałam go, nie mogłam od razu skazywać go na porażkę i za wszelką cenę starać się odciągnąć go od Melanie.
-Mel, kurde, ogłuchłaś?- zawołałam do niej, starając się ją ośmieszyć przez blondynem.
-C-co?- odwróciła się od podziwianego przez nią obiektu imieniem Ashton i spojrzała na mnie znudzona.
-A wiesz... tylko znalazłam u ciebie w torebce kupon na 50% zniżki na masaż piersi, no i chciałam się zapytać, czy masz podobny na masaż pleców? Ostatnio strasznie mnie bolą... - zapytałam niby od niechcenia, bawiąc się paskiem od mojego fartuszka na pas, a kiedy skończyłam mówić, spojrzałam na dziewczynę, chcąc zobaczyć jej reakcję.
Chciałam pojechać po całości i zapytać o wibrator, czy coś, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się na coś lżejszego.
-Co?- zapytała przerażona, a jej policzki po chwili zaczęły płonąć żywym ogniem. Spojrzała na zdziwionego Ashtona. -Jaki kupon?- zapytała i rzuciła się biegiem w moją stronę.
Zaśmiałam się w głoś, zwracając tym samym uwagę kilku klientów siedzących na sali.
-Żartowałam!- wydusiłam pomiędzy salwami śmiechu. -Po prostu chciałam, żebyś mi fartuszek zawiązała - powiedziałam z miną słodkiego psiaka, która trochę mi nie wyszła, ponieważ ciągle nie mogłam przestać się śmiać. I Ashton i Melanie, mieli bezcenne miny. Chwila nie do zapomnienia.
-Głupek!- walnęła mnie w ramię, a jej rumieńce powoli spełzły z jej twarzy.
-Wybacz...- ściszyłam głos. -Ale byłaś tak zajęta podziwianiem Pana Doskonałego, że nawet mnie nie słyszałaś - zaśmiałam się.
-No wybacz, że on jest doskonały - obruszyła się i założyła ręce na piersi.
-Oj no dobrze, dobrze. Wybacz mi, o pani i zawiąż mi w końcu ten głupi fartuszek. Trzeba się wziąć do roboty - pospieszyłam obrażoną czerwonowłosą.
-Pfff...- odwróciła głowę i podniosła podbródek ku górze.
-Przepraszaaam - powiedziałam i zaczęłam dźgać ją w brzuch, przez co się rozpromieniła.
-Dobra...- wywróciła oczami, a ja zadowolona z siebie podałam jej materiał, który już po chwili zawisł na moich biodrach.
-Dziękuję - zawołałam za oddalającą się dziewczyna, wracającą do Pana Doskonałego.
Wiedziałam, że kiedy tylko pokażę mu się cała na oczy, to pozna mnie i będę miała kłopoty, za niepowiedzenie Melanie o tym, że się "znamy".
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do lady uśmiechając się. Byłam przygotowana na najgorsze, jednak to, co zrobił Ashton, powaliło mnie na kolana.
-Hej! Ty pewnie jesteś Emily?- powiedział i podał mi rękę przez ladę, co nie sprawiło mu najmniejszego problemu, ponieważ był wysoki. Ja lekko zdezorientowana, dopiero po chwili z trudem wystawiłam moją drobną dłoń za drewniany blat i uścisnęłam rękę blondyna.
-Ty to pewnie Ashton. Miło mi - uśmiechnęłam się niepewnie.
-Mnie również. Sporo o tobie słyszałem - odwzajemnił mój uśmiech, następnie posyłając go onieśmielonej Melanie i mrugnął do niej. Na jego policzkach ukazały się dwa, słodkie dołeczki, podobne do tych Luke'a, tylko większe. Jednak nadal wolałam te Luke'a...
-Mam nadzieję, że jakieś dobre rzeczy - zachichotałam.
-Wiadomo. Melanie na nikogo złego słowa by nie powiedziała - zapewnił mnie, nawet na mnie nie patrząc, tylko wpatrując się w czerwonowłosą, tak, jak ona w niego.
Ehh są siebie warci... ale słodcy też.
Wywróciłam oczami.
-Ashton... nie to żebym cię nie chciała tutaj, czy wyrzucała, albo coś, ale wiesz... my mamy pracę - rzuciłam mu znaczące spojrzenie.
-No tak! Wpadłem tylko na chwilkę. W takim razie... widzimy się jutro na imprezie, co? Mel ci pewnie powiedziała - zwrócił się do mnie. -Na dniu, będę miał parę spraw do załatwienia - znów puścił mojej przyjaciółce oczko, a ona zachichotała.
-Pewnie - zapewniłam ochoczo. Chciałam iść na tę imprezę. Mimo wszystko i wszystkich. Zapewniło mnie o tym zachowanie Ashton'a. Nie miał najwidoczniej najmniejszego zamiaru o niczym mówić Mel. I ogromnie mnie to cieszyło. Jednak miałam zamiar przeprowadzić z nią dłuugą rozmowę.
-No jasne!- odpowiedziała Melanie, uśmiechając się szeroko.
Oboje byli tak pochłonięci sobą, że zapewne nie zauważyliby nawet, gdyby kawiarenka wybuchła, albo wjechał z nią samochód.
-Do zobaczenia - wyszeptał Ashton nachylając się ku twarzy dziewczyny, po czym cmoknął ją w policzek, zdecydowanie o kilka sekund za długo.
Rzygam tęczą...
_________________________________________________________________________
Zapraszam do ZAKŁADKI "PYTANIA" :) Jeżeli chcielibyście się czegoś dowiedzieć :)
Nie mam nic od siebie, chciałabym tylko zaznaczyć, że ROZDZIAŁ JEST NIESPRAWDZONY :)
Znów nie wiem kiedy kolejny. Mam naprawdę tyle na głowie, że nie wyrabiam... Poświęcam pisaniu każdą wolną chwilę.
Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba :) Piszcie w komentarzach.
O MATKO! MAM 5 OBSERWATORÓW! *.*

1 komentarz: