wtorek, 23 września 2014

Rozdział 24: Historia lubi się powtarzać.

*
Impreza trwała z najlepsze. Najdziwniejsze było to, że byłam prawie w stu procentach trzeźwa. Wypiłam co najwyżej kilka, przygotowanych przeze mnie, delikatnych drinków. Nie byłam nawet pewna, czy do każdego dodałam choć odrobinę wódki...
Mimo to bardzo dobrze się bawiłam. Nie musiałam być wcale pijana, żeby zaznać trochę szaleństwa i beztroski.
Za to Melanie dowaliła do pieca. Nie wiedziałam jak ona jeszcze trzyma się na nogach. Wlała w siebie istne hektolitry wódki. Drink, za drinkiem, szklanka, po szklance... I tak od dobrych dwóch godzin. Było dopiero po północy, a party dopiero zaczęło się rozkręcać. Podobała mi się idea zabawy do białego rana brana dosłownie.
Tańczyłam beztrosko na parkiecie, ruszając się rytmicznie do tempa muzyki, aż nagle poczułam czyjeś lepkie, spocone, aczkolwiek delikatne ręce na biodrach. Odwróciłam się chcąc sprawdzić do kogo należą, ale nie rozpoznałam twarzy chłopaka. Widać było jednak, że jest nawalony, spocony i gotowy na szybki numerek w toalecie.
Obrzuciłam go zniesmaczonym spojrzeniem i pozwoliłam sobie zostać porwana przez tłum, oddalając się od niego. Ludzie byli już nieźle wstawieni. Nawet do tego stopnia, że jakieś przystojniaki obmacywały jedne z brzydszych dziewczyn na imprezie. No chyba że mieli taki gust, to zwracam honor. Ale wątpliwe. Za ładni byli. Chociaż w sumie pokój, w którym była ta główna część imprezy był tak przepełniony, że każdy się o kogoś ocierał. Czy tego chciał, czy nie.
Dom Ashtona nie wydawał się i nie był duży, aczkolwiek ilość ludzi, która się w nim znajdowała, przekraczała przynajmniej 80 osób. Miałam nadzieję, że więcej już się tam nie zmieści, bo i tak dla takich osób jak ja, czyli w miarę trzeźwych, tak ograniczona ilość przestrzeni do tańca, nie była zbyt komfortowa.
Nagle mój wzrok napotkał Ashtona. Nie mogłam sobie odmówić wykorzystania dobrej sytuacji do porozmawiania z nim. Z nadzieją, że jest na tyle trzeźwy, by mógł ze mną normalnie porozmawiać, zaczęłam przeciskać się pomiędzy wszystkimi bawiącymi się, obściskującymi i tańczącymi ludźmi.
-Ash!- wrzasnęłam, starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę.
Na szczęście chłopak usłyszał mnie i także zaczął zmierzać w moją stronę.
Kiwnął na mnie głową, na znak „co jest?”.
-Możemy porozmawiać?! Gdzieś w ciszy?- znów wrzasnęłam.
Do tej pory głośna muzyka mi nie przeszkadzała, ale wizja rozmowy, którą miałam przeprowadzić otrzeźwiła mnie do tego stopnia, że zaczęła mnie irytować.
 -Jasne!- odkrzyknął i położył mi rękę na plecach, w drugiej trzymając drinka w plastikowym kubeczku i zaczął prowadzić mnie ku wyjściu.
Kiedy odgłosy imprezy stały się do przekrzyknięcia, a raczej nawet można było przeprowadzić normalną konwersację między sobą, zatrzymaliśmy się. Było to akurat na tyłach domu, z dala od hałasu i napalonych typów.
-Chyba wiem, co chcesz powiedzieć - zaczął rozmowę, a następnie wypił zawartość kubeczka, później wyrzucając go gdzieś za siebie.
Następnego dnia czeka go niezłe sprzątanie, a on sam śmieci. Co za geniusz.
-No ja myślę... - rzuciłam oschle. -Więc? Co masz mi do powiedzenia?
-To ty chciałaś rozmawiać, ale jak już prawdopodobnie zmierzamy do tego samego, to... Chcę, żeby Melanie dowiedziała się co wydarzyło się tamtego dnia.
-Chciałam tego same... zaraz, CO?!- odparłam zdezorientowana.
-Nic przed nią nie ukrywam - rzuciłam mu jego ze spojrzeń, mówiące "Ale że jak to?". -Nie mam przed nią żadnych tajemnic. A już na pewno nie takich, dotyczących tego kim jestem. Wie kim jestem i kim jest Luke  - wytłumaczył. -Byłem pewny, że nie chcesz, żeby wiedziała, co się wydarzyło tamtego dnia, więc nic jej nie mówiłem, ale nie chcę jej okłamywać.To ty musisz jej powiedzieć.
Nogi się pode mną ugięły. Mój słuch praktycznie wyłączył się po słowach "Wie kim jestem i kim jest Luke"... Nie mogłam tego przyjąć do wiadomości.
Zachwiałam się na moich wysokich obcasach, ale w odpowiednim momencie ręka Ashton'a znalazła się pode mną i uchronił mnie przed upadkiem.
-Przepraszam... ja... Jak mogłeś? Jak mogłeś mi nie powiedzieć na początku?- poprawiłam kosmyki włosów, które przypadkiem wymsknęły mi się zza ucha, spadając mi na twarz i zmarszczyłam czoło, powstrzymując łzy.
Byłam zdezorientowana, ale równocześnie zła. Wyszłam na kłamczuchę, przed jedyną ważną dla mnie osobą.
-Nie było okazji, żeby porozmawiać. Kiedy pojawiła się Mel... wiedziałem, że osoba, o której mi opowiada to ty. Zna większość prawdy, ale pomijałem zawsze wątek o gwałcie. W sumie i tak zareagowałaś dość dobrze na to wszystko - zachichotał.
-Dobrze? Matko ludzie, którymi się otaczam mają coś wspólnego z gangiem. Zabijają! A ty mi mówisz, że dobrze zareagowałam, na wieść, że moja najlepsza i jedyna przyjaciółka ukrywała przede mną fakt, że o tym wie?! A co gdybym ja nie wiedziała?! Gdyby coś mi groziło?!- krzyknęłam i wyrwałam z jego uścisku.
-Nikogo nigdy nie zabiłem! Plus przecież sama masz z nami coś wspólnego, już nie zwalaj winy na Melanie. Nie chciała ci mówić, żeby cię chronić, podobnie jak ty ją. Wyluzuj. Prawdopodobnie Mel jest świadoma tego, że o nas wiesz, ale nie chciała się upewniać, żeby cię nie narażać, jeśli nic byś nie wiedziała - warknął.
Odetchnęłam głęboko. Miał rację. Miał tę cholerną rację. Też byłam winna. Tak naprawdę równie dobrze to Mel mogła być w niebezpieczeństwie, gdybym tylko ja wiedziała o gangu. Moja złość była bez sensu.
-Przepraszam... psuję ci tylko humor - skrzywiłam się.
-Nic się nie dzieje. Już mówiłem - masz prawo być zła. Ale obiecaj mi, że sobie to wyjaśnicie. Uwierz mi, nie jest łatwo tak ją oszukiwać i ciągle się tłumaczyć, kiedy coś mi się wymsknie. Nie chcę, żeby straciła do mnie zaufanie - wyznał patrząc mi w twarz, tymi świdrująco, denerwującymi, bursztynowymi oczami. Było je widać nawet pomimo pół mroku panującego na dworze.
Luke ma ładniejsze...
Miałam ochotę przybić sobie piątkę z własną twarzą na tę myśl. W mojej głowie był tylko ten pieprzony Luke. O tak, z pewnością już o nim zapominałam.
-Myślałam, że ona nic nie wie o tym co się wtedy stało... Powiedziałam jej, że porwali mnie, a mieszkałam u Luke'a, bo całkiem „przypadkiem” się o tym dowiedział i chciał mnie chronić ... - powiedziałam ignorując jego prośbę. Urwałam nie wiedząc jak kontynuować. -Kurwa ona wiedziała, że ją okłamuję... - westchnęłam i przygryzłam policzek od środka. -Ale na pewno nie ma pojęcia o tym, że mnie zgwałcili, prawda?
-Na pewno. Nawet nie musi. Już i tak... - machnął ręką urywając. -A zresztą nieważne. Po prostu musicie sobie wszystko wyjaśnić. Razem. Nie musisz jej nic mówić o gwałcie, jeśli nie chcesz. Ja tym bardziej się nie odezwę w tej sprawie. Tylko naprawdę musicie obie wyznać sobie prawdę.
-Dobra...- westchnęłam. Też miałam dość kłamstw. Zdecydowanie. -Wracajmy już. Muszę się napić...- odwróciłam się, zmierzając ku wejściu do domu.
-Zaczekaj - Ashton złapał mnie za łokieć, odwracając ku sobie.
Mruknęłam w odpowiedzi, patrząc na niego pytająco.
-Co jest między tobą, a Williamsem?- zapytał patrząc na mnie przenikliwie i nie dając mi szansy na ucieczkę.
-Luke? A co miałoby między nami być?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, udając, że podziwiam gwiazdy. Że też tego dnia musiało być pochmurno...
-Nie rób sobie jaj. Mel mi powiedziała, że coś zjebał i się od niego wyprowadziłaś - zacieśnił uścisk na mojej ręce.
Nagle ogarnął mnie chłód nocy. Chyba już całkowicie wytrzeźwiałam z tej odrobiny alkoholu, którą miałam we krwi.
-Ash dał spokój. Nic między nami nigdy nie było i nie będzie. Ma mnie gdzieś, więc ja jego też. Nie będę się przed nim płaszczyć i pytać dlaczego zachowuje się jak... W sumie jak się zachowuje to też pewnie wiesz od Mel...- powiedziałam na jednym tchu.
-No coś tam wiem, ale chciałbym wiedzieć jak to wygląda z twojej perspektywy - zmrużył oczy.
-Normalnie. Jak już mówiłam, ma mnie w dupie, więc ja jego też. No jejku, pojmij to - wyrwałam się i zaplotłam dłonie na piersi, by zatrzymać przy sobie choć trochę ciepła.
-Jasne... Tylko ciekawy jestem dlaczego wpadł w taki szał, kiedy powiedziałem mu, ze zjebał sprawę i nie powinien pozwolić ci odejść... - udał zamyślonego. -Jeszcze zobaczysz, że będzie cię przepraszał.
-Pierdol się, Ash! Pierdol się!- odpowiedziałam na jego zaczepkę, udając się w stronę drzwi.
Miałam go serdecznie dość. Drążył coś, co było dla mnie zamkniętym tematem. I chciałam, żeby takim został. Nie ruszało mnie rozwodzenie się na temat tego, że Luke mógł coś do mnie czuć, a tylko chciał sprawiać wrażenie chuja po to, by nie pozwolić swoim uczuciom wyjść na jaw, co raz mu się zdarzyło. Albo chcesz być chujem, albo nie, proste. On wybrał te pierwszą opcję, musiał się liczyć, że są tego jakieś konsekwencje.
Hmmm...
Oszukiwałam samą siebie. Gdzieś w głębi cieszyłam się, że spodobałam się Lukowi. Że może jeszcze coś z tego będzie. Że przejrzy na oczy i przestanie myśleć, że uczucia to coś złego. Ale nie chciałam się do tego przyznać. Nie lubiłam tej głupiej nadziei, tego łudzenia się i czekania na coś, co nigdy nie nadejdzie. Już zbyt dużo poświęciłam i nie miałam zamiaru czekać na Luke'a. Potrzebowałam go... ale co z tego? Nigdy nie dostawałam tego co chciałam. Przyzwyczaiłam się.
Okłamywanie samej siebie wychodziło mi tak dobrze, że nawet nie zauważyłam, kiedy to w złości wypijałam kolejny kieliszek, wypełniony po brzegi czystą wódką...
Byłam zła. Ale z innego powodu. Byłam zła tylko i wyłącznie na siebie, za to, że dałam Lukowi powody, do traktowania mnie w taki sposób, w jaki to robił. Że nie zrobiłam czegoś, by móc go mieć...


*oczami Luke'a*

Byłem wściekły na Ashtona, że nie odzywał się do mnie przez tyle czasu, a dał znak życia dopiero wtedy, kiedy dowiedział się, że znowu coś zjebałem. Był ode mnie starszy, ale to nie robiło z niego moje ojca, który miał mi rozkazywać i mówić co i jak mam zrobić i uświadamiać co zrobiłem źle.
Zawsze sobie pomagaliśmy, ale... po tym co się wydarzyło, straciłem do niego zaufanie... choć w sumie wierzyłem mu, że Sam go pilnował. Może i był głupi, ale nie aż tak i na pewno nie był ślepy. Zawsze dbał o to, żeby nikt go nie złapał ani nie wydał. Ale... musiałem to chyba jakoś przetrawić, zanim podjąłem jakiekolwiek kroki.
Jednak po dłuższych namysłach stwierdziłem, że porządna impreza dobrze mi zrobi. Musiałem odpocząć od samego siebie. Upić się i zapomnieć. Zazwyczaj pomagało...
Tym sposobem zostałem wręcz porwany przez wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w domu Ashton'a. Sporo znajomych twarzy, ale znajdowałem też jakichś nowych. Wszyscy byli już mocno wstawieni. To oczywiste, przyszedłem dopiero koło pierwszej. Nie chciałem napatoczyć się na trzeźwego Ash'a. Musiałem w końcu z nim porozmawiać, ale na pewno nie wtedy. Potrzebowałem przerwy. Do drzwi nawet nie zapukałem, więc większości nawaleńców moja obecność uszła uwadze.
Dostałem się w końcu do miejsca, gdzie znajdowała się forteca trunków. Zrobiłem sobie jakiegoś słabego drinka na rozgrzewkę i opróżniłem kubeczek do dna.
Posiedziałem chwilę na opustoszałej kanapie patrząc na wszystkich klejących się i obmacujących ludzi, popijając trunek. Nie brzydziło mnie to. Ja też kiedyś taki byłem. Przyciągałem większość dziewczyn. Nie przeszkadzał mi tytuł „łamacza serc”. Taki już byłem... a wszystko to poszło się jebać przez jedną dziewczynę... czułem się jak ksiądz na celibacie. Nie zaliczyłem żadnej dziewczyny od dawna, za co w sumie sam siebie podziwiałem. Nie wiedziałem nawet, że na tyle mnie stać.
Może dlatego że ta jedna, którą pragnąłem w ten inny sposób, stała się nieosiągalna.
Spieprzyłem.
Po dłuższej chwili stwierdziłem, że tak na trzeźwo strasznie mi się nudzi. I wtedy ją dostrzegłem.
Tańczyła na środku parkietu, kręcąc biodrami na prawo i lewo w rytm muzyki. Za nią stał jakiś facet i tańczył razem z nią, pozwalając sobie raz na jakiś czas położyć ręce na miejscu na jej ciele, za którego naruszenie miałem ochotę dać mu w pysk.
Była taka piękna. Uśmiechała się błogo, jakby zapomniała o całym tym gównie, które jej się przytrafiło. Wyglądała tak jak wtedy, gdy śpiewała w szkole. Była szczęśliwa. Beze mnie.
Wstałem z kanapy ruszając w kierunku pary, ale poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na torsie.
Ashton.
-Wybacz stary, ale to już nie twoja działka - powiedział.
Rzuciłem mu spanikowane, przelotne spojrzenie i wróciłem do obserwowania Emily. Ale Ash miał rację, to już nie była moja sprawa. Nie miałem prawa ingerować w jej życie. Sam chciałem, żeby zniknęła, więc tak się stało...
Strzepnąłem rękę mojego przyjaciela i poszedłem w stronę mojego ukojenia. Czyli po prostu wódki.
Zostawiłem dziewczynę w spokoju, jednak obiecałem sobie, że będę miał na nią oko.
-Luke przestań już!- krzyknął. Muzyka go zagłuszała, a ja starałem się ignorować, jednak mimo to nie mogłem się powstrzymać przed odpowiedzeniem mu.
-Daj sobie spokój. Jest okay... - powiedziałem dość donoście, mając nadzieję, że blondyn nie dosłyszy.
-Serio?- odkrzyknął zdziwiony.
Jednak usłyszał. Niespodzianka.
Kiwnąłem głową z aprobatą, następnie upijając łyk drinka, którego na szybko sobie zrobiłem. Choć w sumie nie wiem czy można go było nazwać drinkiem, ponieważ 3/4 zawartości kubeczka, stanowiła wódka. Ale najważniejsze, że był dobry.
-Sztama?- zapytał podając mi rękę.
Uśmiechnąłem się, nie mając siły na dalsze spory z chłopakiem.
-Sztama - odpowiedziałem i podałem mu dłoń.
-Tylko to, że jest już okay nie zmienia faktu, że zjebałeś i będę ci to wypominał - wymierzył we mnie palec.
A ten znowu tylko o tym...
-Weź pod uwagę, że to ja powinienem być zły. Nie grab sobie - puściłam my oczko i odszedłem od niego, krzycząc tylko na odchodnym „baw się dobrze”. Zdziwił mnie fakt, że było tak późno, a on nie był nawalony. Był nie do poznania... Tyle się zmieniło przez ten czas, kiedy nie mieliśmy kontaktu...
Znów pochłonął mnie tłum, a ja już rozluźniony po kilku drinkach pozwoliłem sobie na odrobinę rozrywki...

*
Zabawa trwała w najlepsze... do czasu. Było już po trzeciej. Większość ludzi znajdujących się na imprezie już sobie poszło, ale zostało jeszcze koło 30, maksymalnie 40 osób. Co wcale nie czyniło imprezy nudną. Nadal się bawiłem. Najdziwniejsze było to, że nie byłem wstawiony. Może odrobinę. Na tyle, żeby móc wyluzować. Ale to nic w porównaniu z tym, co zawsze wyprawiałem. Naprawdę.
Odszedłem od dziewczyny, która zdecydowanie oczekiwała ode mnie czegoś, na co ja nie miałem ochoty. Rzuciła za mną wściekłe spojrzenie i zajęła się innym, będącym pod ręką chłopakiem. Już po chwili widziałem jak wychodzą z pomieszczenia.
Zabawne jakie dziewczyny potrafią być łatwe, a później narzekają, że faceci łamią im serca, albo zachodzą w niechcianą ciążę...
Już szedłem na poszukiwanie jakichś resztek czegokolwiek do picia, kiedy ktoś mocno uderzył mnie w ramię. Jakby... butem. Odwróciłem się gotów obić temu komuś ryj, kiedy spostrzegłem Ashton'a niosącego upitą prawie do nieprzytomności Melanie.
-Co jej się stało?!- krzyknąłem.
-Tak się nawaliła... Muszę się nią zająć. Pilnuj towarzystwa przez jakiś czas - polecił mi zdenerwowany i poprawił Melanie na rękach.
Wiedziałem, że jest zły na samego siebie, za to, że jej nie upilnował. Był typem chłopaka, który ma dobrego prawego sierpowego, ale także wrażliwcem, który nie da skrzywdzić dziewczyny. Nieważne czy ona coś dla niego znaczy, czy nie. A Mel zdecydowanie znaczyła.
-Jasne - zapewniłem i rozejrzałem się po salonie.
Nigdzie nie mogłem dostrzec Emily. Zaniepokoiło mnie to. Zacząłem wędrówkę po domu zaglądając w każdy kąt, ale nie było jej nigdzie. Niemożliwe było, żeby ot tak się ulotniła. Do tego pijana, co było widać po sposobie w jaki parę godzin wcześniej tańczyła.
Zgasiłem dudniąco-irytujacą muzykę. Zignorowałem pomruki niezadowolenia osób znajdujących się na parkiecie.
Wpadłem do kolejnego pokoju dostrzegając Ash'a pochylonego nad śpiącą już Melanie. Przykładał jej do czoła ręcznik, prawdopodobnie nasączony zimną wodą.
-Nie mogę nigdzie znaleźć Emily. Zniknęła - powiedziałem przestraszony, trzymając klamkę od drzwi i opierając się o nie odrobinę.
Nagle Mel niespokojnie poruszyła się w łóżku.
-Em... nie idź tam... nie... wracaj... Em - szeptała nic nie znaczące urywki zdań. Jednak tyle mi wystarczyło, by wiedzieć, że sytuacja może być poważna. Podobnie jak Ashton'owi, który rzucił mi szybkie przerażone spojrzenie.
Były dwie opcje - albo Melanie coś się pomyliło i po prostu sobie gadała, albo naprawdę Emily mogło coś grozić. A że byłem typem chłopaka, który wie, że liczą się nawet ułamki sekund, to w takowej sekundzie zatrzasnąłem drzwi i zacząłem biegać po domu jak opętany, szukając blondynki.
Znowu nigdzie nie mogłem jej odnaleźć. Już miałem wyjść na zewnątrz i tam rozpocząć śledztwo, kiedy chcąc otworzyć drzwi od łazienki, napotkałem przeszkodę. Mianowicie ktoś był w środku, a od wejścia do środka dzielił mnie przekręcony zamek.
Bez wahania i myślenia o konsekwencjach kopnąłem w drzwi raz, a następnie ponownie, aż wyleciały z hukiem z zawiasów. Wszedłem po drewnianym przedmiocie i aż zawrzało we mnie ze złości, po tym, co zobaczyłem w środku.
Jakiś chłopak stał ze spodniami obsuniętymi do kolan i właśnie przymierzał się do wejścia w moją Emily! Dziewczyna stała tuż przed nim uśmiechając się zalotnie. Gdyby nie ściana, o którą się opierała, to zapewne nie utrzymałaby się na nogach.
-Ty gnoju!- krzyknąłem wściekły z nadzieją, że jeszcze do niczego nie doszło. Nie mogłem tego określić. Stali odwróceni do mnie plecami.
Byłem od niego dużo wyższy, więc miałem przewagę. Kopnąłem go w plecy dokładnie tam samo, jak chwilę wcześniej drzwi, przez co runął na podłogę wykrzywiając się w bólu. Zauważyłem, że Em siedzi na podłodze i śmieje się sama do siebie, nie zwracając uwagi na mnie masakrującego jakiegoś typa. Chłopak zaczął kaszleć, a w niektórych miejscach po ciosach zostały ślady w postaci linii naznaczonych krwią. Po chwili zauważyłem jak dziewczyna bezwładnie opada na posadzkę. Nie zdążyłem uchronić jej przed upadkiem, ale na szczęście nie mogła sobie nic zrobić uderzając głową tak lekko.
Zadałem chłopakowi jeszcze kilka ciosów w brzuch, a następnie podniosłem z zimnej posadzki nieprzytomną Emily, tak jak podnosi się kawałki szkła - ostrożnie i delikatnie, jakby to ona mogła mi zrobić krzywdę mnie, a nie ja jej. Opatrzyłem jej głowę, chcąc upewnić się, czy wszystko z nią w porządku. Oddychała spokojnie i miarowo. Jakby wcale nie odleciała upojona alkoholem.
Tamtego dnia cieszyłem się, że jestem takim debilem, że na imprezę, na której miałem zamiar porządnie się najebać przyjechałem samochodem...
Mogłem się tylko domyślić jak bardzo Emily musiała się upić, żeby dopuścić do takiej sytuacji. Do tego ja jej na to pozwoliłem. Nie dopilnowałem, by nie stała jej się krzywda. Olałem i zająłem się sobą.
Znowu.
Historia lubi się powtarzać, co?
Chyba my dwoje znamy to lepiej niż ktokolwiek inny...
_______________________________________________________________________
Miało być wejście smoka, więc jest xD
ZJEBAAAAAŁAAAAM!...
Błagam, tylko nie mówcie mi, że znowu tak zwaliłam, że nic nie rozumiecie :xx
Rozdział w sumie mi się nie podoba :/ Nie wiedziałam jak się do niego zabrać, ponieważ wiele miałam wam tutaj wyjaśnić, a kiedy już miałam publikować rozdział, to zauważyłam, że schrzaniłam po całej linii tak ważny kawałem rozdziału, że wy byście mnie zabili, a ja podałabym wam broń! Naprawdę. Trzeba być mną. Takim oto sposobem rozdział się opóźnił o przynajmniej dwie godziny spędzone na poprawkach... 
Nie zdziwię się, jeśli wam też się nie spodoba, ale obiecuję, że się poprawię ^^
Kocham was :* 
Komentujcie.
Damy radę 5 komentarzy? Tak na urodzinki, które mam za dwa dni? :)





+ bałam się nacisnąć przycisk opublikuj przez jakiej 20 minut... chyba coś ogarniacie, plawda? :c

7 komentarzy:

  1. Cudowny.
    Piękny.
    Wszystko rozumiem, nic nie zawaliłaś!
    Podoba mi się wejście akcji xD
    I nareszcie Luke się ogarnął.
    Albo mi się tylko zdaje...
    Ale mam nadzieję, że to jednak ta pierwsza opcja <3
    Rozdział super <3

    Niebieskiego, kostek i mango!

    http://zimno-zimno.blogspot.com/

    Ścielę się,
    Węgielek Ech

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie zawaliłaś! Rozdział genialny <3 czekam na next uhg *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z wami, rozdział Cudo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! (to dzisiaj, tak? xd)
    lel
    Ten teges, fajny rozdział. Nie mam czasu na rozbudowany komentarz, szkoła mnie pochłania w całości z wnętrznościami. x( Powiem jedynie, że podobają mi się te rozterki wewnętrzne Luke'a. I taki bohater z niego. :o Samochód niczym rumak. 3:) I powiem, że imię Ashton podoba mi się bardziej od tamtego poprzedniego. xd
    Fajnie się tak dopowiada. :(
    Pozdrawiam z łóżka (nawet chora jestem męczona przez szkołę :')) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego Najlepszego :) Masz dziś urodzinki będziesz tańczyć 3 godzinki :*:*
    Rozdział świetny, wszystko ogarniam xD Nie nawaliłaś spokojnie. 20minut? Dziewczyno nie rozumiem dlaczego się tak stresujesz skoro piszesz świetnie.
    Ogólnie fajnie, że Luke wyszedł na końcu na coś w rodzaju bohatera to słodkie *.* chociaż okoliczności już takie nie były. No bo gdyby była trzeźwa by tego nie chciała, prawda?
    Czekam na następny rozdział :)
    Weny życzę xo

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam tego bloga dziś, nwm o której zaczęłam i wolę nie wiedzieć XD
    Ale za to jestem pewna, że świetnie piszesz i, że masz stanowczo za mało komentarzy. Odwalasz kawał dobrej roboty, a zapłaty brak... Hańba nam, czytelnikom XD
    Jutro masz urodziny Soł... Happy b-day ^^ Przedewszystkim życzę Ci tego byś spotkała chłopców z 5SOS, bo wiadomo że dla fanki spotkać idola to błogosławieństwo. Spełnienia innych marzeń, pomyślności, pogody ducha i czego sobie tylko życzysz ^^ Wybacz jestem kiepska w składaniu życzeń ;_; Jeszcze raz wszystkiego najlepszego ;**
    Ahh... I weny oczywiście ;33
    Czekam na następny ;>>

    OdpowiedzUsuń